Włoskie media szeroko opisują sprawę byłego opata klasztoru na Monte Cassino, Pietro Vittorellego. Vittorelli został oskarżony o bardzo poważne oszustwa finansowe. Miał przywłaszczyć sobie pół miliona euro z kasy klasztoru. W malwersacjach pomagał mu jego brat, pośrednik finansowy. Obracał pieniędzmi tak długo, by ukryć ich pochodzenie. Wówczas wracały do opata. Pieniądze pochodziły z dotacji państwowych.

Vitorelli wydawał je na pełne przepychu życie: wille, luksusowe hotele, narkotyki, rozpustę. Opat miał nabyć między innymi cztery domy w okolicach Rzymu. Podróżował po całym świecie, szastając pieniędzmi. W ciągu jednego miesiąca potrafił wydać ponad 30 tysięcy euro. W 2010 roku zajęła się nim policja ze względu na nadużycie ekstazy i kokainy.

Opat odwiedzał europejskie kluby gejowskie, w których uprawiał seks nawet z przypadkowo spotkanymi mężczyznami. Miał też płacić duże pieniądze za "usługi" młodych arabskich mężczyzn. W jednej z podrzymskich willi przyjmował kochanków. Udostępniał im zdjęcia swoich ust i swojego ciała, opatrując je sprośnymi komentarzami.

Opactwu na Monte Cassino przewodził od roku 2007. W czerwcu 2013 roku złożył rezygnację – oficjalnie z powodów zdrowotnych – którą przyjął papież Franciszek.

O sprawie rozmawiamy z ks. dr. hab. Andrzejem Kobylińskim, etykiem z Instytutu Filozofii UKSW w Warszawie.

***

Portal Fronda.pl: W 2007 roku Pietro Vittorelli został wybrany opatem przez swoich współbraci benedyktynów z Monte Cassino. Jak to świadczy o kondycji całego opactwa?

Ks. dr hab. Andrzej Kobyliński, Instytut Filozofii UKSW w Warszawie: Od dwóch tygodni czytam w prasie włoskiej wstrząsające artykuły na ten temat. W kraju nad Tybrem informują o tej sprawie także media katolickie. Szok jest tak potężny, że wiele osób postuluje nawet zniesienie podatku kościelnego i zakaz finansowania Kościoła katolickiego przez państwo. Sygnały głębokiego oburzenia otrzymuję także od moich włoskich przyjaciół. Niektórzy są całkowicie zdezorientowani. Tego by nie wymyślił nawet genialny Fiodor Dostojewski. W porównaniu z dramatem moralnym byłego opata z Monte Cassino, przejmujące opisy tajemnicy zła z „Biesów” czy „Braci Karamazow” stają się delikatną lekturą dla grzecznych dzieci z dobrych rodzin. W opactwie na Monte Cassino musiało dziać się coś bardzo niedobrego od dłuższego czasu.

– Nikt tego nie widział? Dlaczego skandaliczne życie bp. Pietro Vittorelliego było tolerowane przez tyle lat?

– Nie przez wszystkich. Część odważnych i uczciwych benedyktynów nie zgadzała się na to. Od 2010 roku były przez nich pisane stanowcze protesty do Watykanu. Ostatecznie bp Pietro Vittorelli został zmuszony do złożenia rezygnacji w 2013 roku. Papież Franciszek polecił mu tzw. życie ukryte w innym klasztorze benedyktyńskim na terenie Włoch. Następnie Stolica Apostolska narzuciła własnego administratora apostolskiego, który rządził opactwem przez 16 miesięcy.

– Kiedy rozpoczął swoje urzędowanie obecny opat?

– Jesienią 2014 roku został mianowany nowy opat bezpośrednio przez papieża Franciszka. Zerwano w ten sposób z wielowiekową tradycją wyboru opata Monte Cassino przez samych benedyktynów. Co więcej, nowy opat nie pochodzi ze wspólnoty na Monte Cassino, ale z klasztoru z okolic Bari na południu Włoch. Na dodatek odebrano benedyktynom kilkadziesiąt parafii, które przez stulecia należały do opactwa na Monte Cassino. Stolica Apostolska dołączyła je do innej diecezji.

– Bp Pietro Vittorelli jest homoseksualistą. Często słyszy się o „lawendowej mafii” w Watykanie - czy w ogóle w Kościele katolickim. Czy ten przypadek jest tego potwierdzeniem, czy też problem leży w istocie gdzie indziej?

– Nie chcę opisywać Kościoła katolickiego w kategoriach „mafii” czy „lobby”. Nie akceptuję takiego języka w odniesieniu do spraw wiary i moralności. O wszystkich ludziach – niezależnie od ich orientacji seksualnej – należy mówić z szacunkiem. Jako katolicy mamy przed sobą do rozstrzygnięcia potężny problem filozoficzny, dotyczący rozumienia orientacji seksualnej człowieka. Potrzebujemy pogłębionych badań antropologicznych i etycznych. Nadzwyczajny Synod Biskupów w Rzymie w 2014 roku wyraźnie pokazał, że dwie trzecie delegatów chciała zmiany w tej sprawie. Z tym łączy się trudna dyskusja nad  legalizacją związków jednopłciowych, dopuszczaniem do życia zakonnego osób homoseksualnych oraz udzielaniem święceń kapłańskich i biskupich kandydatom homoseksualnym. To problem stricte filozoficzny.

– Benedykt XVI wydał w pierwszym roku swojego pontyfikatu instrukcję dot. kapłaństwa mężczyzn homoseksualnych, w wielu kręgach ostro zwalczaną. Czy instrukcja ta jest właściwie realizowana? Dlaczego była potrzebna?

– Przez 2000 lat nie było w Kościele katolickim formalnego zakazu kapłaństwa mężczyzn homoseksualnych. Przewrót kopernikański nastąpił dopiero w 2005 roku. Rewolucyjny charakter tego dokumentu polega na tym, że za przeszkodę uznano nie tylko czyny homoseksualne, ale także samą skłonność czy tendencję homoseksualną oraz związek kandydatów do kapłaństwa z tzw. kulturą gejowską. Przez wiele środowisk katolickich ten dokument został całkowicie zbojkotowany i odrzucony.

– Czy w tej sprawie mamy rozłam w Kościele katolickim?

– W tej kwestii nie ma zgody między katolikami. Gdy chodzi o relację homoseksualizm-kapłaństwo, niezwykle ostry spór rozpoczął się ok. 50 lat temu. Od 27 czerwca do 18 lipca 1998 roku uczestniczyłem w Rzymie w Kursie Formacyjnym, zorganizowanym przez Stolicę Apostolską dla wychowawców i wykładowców pracujących w seminariach duchownych. Na dyplomie absolwenta tego szkolenia, który do dzisiaj przechowuję w szufladzie, jest umieszczona łacińska nazwa kursu: Cursus diuturnae culturae pro seminariorum institutoribus. W ramach tego szkolenia mogłem słuchać wykładów m.in. kard. Josepha Ratzingera, kard. Pio Laghiego, kard. Dario Castrillona Hoyosa.

– Czy ten Kurs Formacyjny wniósł coś nowego?

Ze szkolenia wyniosłem swego rodzaju „polecenie służbowe” przedstawicieli Stolicy Apostolskiej, aby traktować orientację homoseksualną jako przeszkodę do święceń kapłańskich. Z wykładu kard. Dario Castrillona Hoyosa, ówczesnego prefekta Kongregacji ds. Duchowieństwa, dowiedziałem się, jak wielkim dramatem jest pedofilia w Kościele katolickim oraz że już wówczas, w 1998 roku, trwały zaawansowane prace nad dokumentem, który ukazał się dopiero w 2005 roku. Z taką rewolucyjną wiedzą wróciłem z Włoch do Polski jesienią 1998 roku.

– Jakie mogą być dalsze losy tego dokumentu?

– Od 2005 roku bardzo uważnie analizuję dyskusję filozoficzną na ten temat, prowadzoną w wielu krajach świata. Można powiedzieć, że w tej sprawie mamy faktyczną decentralizację czy federalizację Kościoła katolickiego, o której słyszymy ostatnio bardzo często w kontekście dwóch Synodów Biskupów o Rodzinie. Wśród kardynałów, biskupów, księży, sióstr zakonnych i wiernych świeckich mamy zwolenników jak i przeciwników tego dokumentu. Jedność w tej sprawie jest już chyba niemożliwa. Z pewnością warto rozpocząć także nad Wisłą rzetelną analizę filozoficzną tych problemów. Polska jest krajem o silnej tradycji katolickiej. W żadnym innym kraju europejskim nie mieszka tak wielu praktykujących katolików. Szkoda, że prawie w ogóle nie uczestniczymy w niezwykłym sporze intelektualnym i filozoficznym, dotyczącym przyszłości Kościoła katolickiego.

– Monte Cassino to opactwo, którego wkład dla rozwoju zachodniego monastycyzmu, a poprzez to dla kultury całej Europy, trudno przecenić. Jak w tym kontekście ocenić skrajną degrengoladę w tym właśnie opactwie?

– Ten dramat bardzo mnie boli. Monte Cassino to symbol. Szczególnie dla nas Polaków. Gdy słyszę pieśń o czerwonych makach, które zamiast rosy piły polską krew, prawie zawsze mam łzy w oczach. Byłem tam wiele razy na Polskim Cmentarzu Wojennym. W latach 1997-1998 mieszkałem w pięknej Umbrii, gdzie urodził się św. Benedykt. To także ziemia św. Franciszka z Asyżu, św. Rity z Casci, św. Anieli z Foligno, św. Klary z Asyżu czy św. Klary z Montefalco. Z Umbrii pochodzi także bł. Jacopone z Todi – twórca przejmującej pieśni wielkopostnej „Stabat mater dolorosa”. Absolutnie niezwykła jest umbryjska mistyka średniowieczna. Umbria to także wielcy filozofowie – chociażby Mateusz z Aquasparta, 12. generał zakonu franciszkanów i kardynał Kościoła katolickiego.

– Jaki był wkład św. Benedykta i jego zakonu w dzieje Europy?

– Dzięki benedyktynom narodziła się cywilizacja europejska. Benedyktyni byli pierwszymi misjonarzami także naszych polskich ziem. Europa dojrzewała w cieniu słów św. Benedykta: „Módl się i pracuj” (Ora et labora). Ta maksyma kształtowała przez 1500 lat dzieje naszego kontynentu i całej zachodniej cywilizacji. Mieszkałem w Umbrii kilka kilometrów od miejscowości Nursja, gdzie urodził się św. Benedykt oraz jego siostra św. Scholastyka. Bardzo często stawałem w zamyśleniu na rynku w Nursji przed wielkim pomnikiem św. Benedykta – Patrona Europy. Nie ukrywam, że obecny dramat moralny byłego opata na Monte Cassino, 191. następcy św. Benedykta, dotyka mnie bardzo osobiście.