„Tradycjonaliści” – to pojęcie niejednoznaczne. Generalnie można by powiedzieć, że w Kościele katolickim tym mianem określani są ludzie, którzy przywiązani są do liturgii sprzed odnowy soborowej i w ogóle do starych zwyczajów Kościoła. Tyle że owo przywiązanie różnie się przejawia – od form całkowicie wiernych nauczaniu papieży i biskupów, po praktyczną, nawet jeśli nie zadeklarowaną schizmę. Znam i szanuję tradycjonalistów, którzy domagają się miejsca w Kościele powszechnym dla tradycjonalistycznej wrażliwości. Zasadniczo popieram te dążenia, choć moja wrażliwość jest inna. Bliskie mi jest myślenie, które w tej sprawie prezentował Benedykt XVI.

Niestety, raz po raz natykam się na ludzi, którzy mienią się „obrońcami tradycji”, ale ich agresywne wywody w internecie nie mają nic wspólnego z umiłowaniem tradycji Kościoła. Są natomiast przykładem jakiejś przedziwnej ideologii, dla której ostatecznym argumentem jest często zacytowanie po łacinie przedsoborowego Rytuału Rzymskiego. Można odnieść wrażenie, że dla tego rodzaju „tradycjonalistów” tradycja Kościoła zaczyna się od XVI wieku, czyli od Soboru Trydenckiego. Sobór Watykański II miałby być jakimś nieszczęściem, który zniszczył tradycję, a nie ją podjął pod działaniem Ducha Świętego.

W dzień Objawienia Pańskiego ukazała się na portalu „Fronda” moja całkiem „niewinna” wypowiedź. Stwierdziłem mianowicie, że piękny jest zwyczaj pisania na drzwiach K+M+B z dodaniem bieżącego roku. Zauważyłem, że większość odnosi te inicjały do imion trzech Królów (Mędrców): Kacper, Melchior i Balthasar. Ale ostatnio coraz częściej wskazuje się na inny sens trzech liter, można je bowiem odczytać jako skrót łacińskiej starożytnej formuły Christus Mansionem Benedicat (Niech Chrystus błogosławi to mieszkanie) lub Christus Multorum Benefactor (Chrystus dobroczyńcą wielu). Stąd niektórzy piszą nie K+M+B, ale C+M+B. Podkreśliłem, że wielość tego rodzaju tradycji wzbogaca Kościół, bo każda tradycja wskazuje na jakiś szczególny wymiar naszej wiary.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy zerknąłem na pojawiające się pod tekstem komentarze. Internauta „enrque111” wypalił na sam początek: „Nachalne wciskanie «nowej tradycji» oznakowania naszych domów literami C+M+B («Christus Multorum Benefactor» – Chrystus dobroczyńcą wielu) jest zdradą Tradycji i kolejnym przejawem rozkładu Kościoła”. Ktoś podpisany „bielzz” rozdarł szaty: „Dlaczego posoborowe duchowieństwo mąci ludziom w głowach? Od kiedy pamiętam ja, moja babcia i kiedyś prababcia, zawsze pisało się: K + M + B +2016. Teraz jedni piszą tak, inni C + M + B i w końcu przestaną w ogóle pisać. I o to chodzi? O pomieszanie pojęć, symboli, religii?”. Inny internetowy „tradycjonalista”, „Nabi”, postanowił mnie zdemaskować: „Mam wrażenie, że Dariusz Kowalczyk SJ wpisuje się w postawy rożnych ks. «postępowych» i «otwartych» – Sów, Gużyńskich, Bonieckich i zmierza drogą w kierunku myślenia ks. Lemańskich, a dalej są już tylko księża Bartosie i Obirki”. Tego rodzaju wpisów było dużo więcej.

Można by machnąć ręką na owe wpisy myśląc, że to jacyś gimnazjaliści wyładowują w ten sposób swe frustracje związane z dojrzewaniem. Niestety, to są osoby dorosłe, potrafiące cytować różne dokumenty po łacinie, które naprawdę uważają się za „obrońców tradycji katolickiej”. Jednak ich skrajność i agresja w gruncie rzeczy tradycje katolickie ośmieszają. Tego rodzaju postawa, to „woda na młyn” różnego rodzaju „postępowców katolickich”. Mogą bowiem wszystkich zatroskanych autentycznie o dziedzictwo Kościoła wrzucić do jednego worka z takimi ludźmi jak „enrque111” mówiąc: „Patrzcie! Co za oszołomy”. Pseudo-tradycjonaliści, to problem Kościoła, w tym problem autentycznych obrońców tradycji. I tak oto skrajności, czyli postępowa katolewica i pseudo-tradycjonaliści, spotykają się w szkodzeniu, czynionym zapewne w dobrej wierze, wspólnocie Kościoła.

Dariusz Kowalczyk SJ

(tekst ukazał się w tygodniku "Idziemy" 24 I 2016)