Prezydent wszystkich tirówek

Paweł Kukiz w rozmowie z Moniką Olejnik stwierdził, że prostytucja w Polsce powinna być legalna. Dlaczego? Bo dzięki temu nie byłoby jakoby manipulacji kwestiami dochodów z tego typu działalności. Cóż, Kukiz zawsze podkreśla, że chce budować Polskę taką, jakiej chcą ludzie, Polskę „demokratyczną”, dla ludzi. A skoro są ludzie, którzy chcą prostytucji – no to niech ją mają! Jak to pogodzić z moralnością i katolicyzmem, na który Kukiz się powołuje? Nie wiadomo. Wiadomo za to dobrze, z czym nierozdzielnie wiąże się prostytucja. Patologii, które są jej nieodłącznym elementem, nie może zlikwidować legalizacja – i w żadnym kraju tak się nie stało. Propozycja Kukiza to po prostu moralny oportunizm w najczystszej postaci. Ciekawe co kandydat na prezydenta powiedziałby w twarz kobietom, które są zniewalane i traktowane przez sutenerów jak własność?

Przecież prostytucja zawsze będzie ściśle powiązana z handlem ludźmi, z traktowaniem kobiet i dzieci jak towarów. Tak – także dzieci, bo klienci prostytutek, jak wiadomo, wykorzystują także dzieci. Pedofilia to w świecie prostytucji rzecz zwyczajna. O chorobach wenerycznych, które rujnują zdrowie fizyczne i psychiczne maltretowanych kobiet i dzieci, nie wspominając. A przecież na tym nie koniec, bo prostytucja wiąże się też z niechcianymi ciążami. Kobiety nie mogą pozwolić sobie na dziecko, a to oznacza tych dzieci zabijanie. A jeśli przypadkiem dziecko się urodzi, to czy może urosnąć zdrowe w świecie pełnym narkotyków i alkoholu? Bo bez odurzania się niewątpliwie trudno jest prostytutkom wytrzymać ciężar upodlenia, jaki spotyka je każdego dnia. To wszystko Kukizowi jednak nie przeszkadza, nie kłóci się też z katolicyzmem, na który tak chętnie się powołuje.

A przecież w ocenie prostytucji wątpliwości nie pozostawia nam Katechizm Kościoła Katolickiego. Proceder ten, jak czytamy, "narusza godność osoby", która mu się oddaje, "stając się przedmiotem przyjemności cielesnej kogoś drugiego". "Ten, kto płaci, grzeszy ciężko przeciw sobie samemu [...], znieważa swoje ciało, świątynię ducha Świętego". "Prostytucja stanowi plagę społeczną" - poucza dalej Katechizm. "Dotyka na ogół kobiety, lecz także mężczyzn, dzieci i młodzież".

Polska ladacznicą Rosji?

Do roli ladacznicy mogą też sprowadzić Polskę propozycje polityki międzynarodowej Pawła Kukiza. Droga, którą chciałby iść muzyk, to droga do izolacji Warszawy od Stanów Zjednoczonych i Europy. A to oznacza, że mamy spełniać życzenia tylko jednego pana – pana na Kremlu.

Kandydat na prezydenta przekonywał na antenie Telewizji Republika, że nie należy wspierać Ukrainy nawet jednym nabojem. „Absolutnie ani jednego naboju. Nie. Pomoc humanitarna, tak, jak nakazuje chrześcijański obowiązek, jednym i drugim, owszem, w Donbasie. Pomoc humanitarna dla tamtejszych Polaków, którzy też w jakiś sposób ponoszą konsekwencje tego konfliktu. Ale żądnej militarnej pomocy – nie ma takiej opcji” – mówił Kukiz.

Na stwierdzenie redaktora Telewizji Republika, że w następnym ruchu Putin może wziąć całą Ukrainę, Kukiz rozłożył tylko ręce i odparł: „A co ja mam zrobić?”. „Pójdę na wojnę z Putinem i mu powiem: nie wolno ci, Putinie, brać Ukrainy?”.

„Powinniśmy skończyć z rolą frajera w grze mocarstw, który jest cały czas przez wszystkie duże państwa rozgrywany jak taki chłopczyk, taki Głupi Jasio, który pójdzie po prostu, gdzie mu każą, a wuj sam zarobi na tym pieniądze” – perorował Kukiz, stwierdzając, że dopóki nie jesteśmy żadną realną siłą w regionie, musimy do tej sytuacji się dostosować. Stwierdził też, że nie można „dawać całego siebie komuś, kto uważa, że ich bohaterem narodowym jest morderca Polaków [Bandera – red.]”.

Nocne Wilki Putina w Polsce? Nu, konieszno!

Podczas gdy nie milkną głosy wskazujące, że przejazd przez Polskę „Nocnych Wilków” Putina jest imperialną prowokacją Kremla, Kukiz ma odmienne zdanie. W przejeździe przez nasz kraj grupy motocyklistów otwarcie wspierających reżim Putina nie widzi problemu. Kandydat na prezydenta świetnie rozumie „Wilki”, które chcą uczcić zwycięstwo Rosji nad III Rzeszą, będące zarazem zwycięstwem nad Polską o początkiem naszej nowej niewoli. Bo niby „którędy mają przejechać”, jak nie przez Polskę, mówił Kukiz. W ten sposób Kukiz przemówił tym samym głosem co inni „antysystemowi” kandydaci, którzy zwalczają, oczywiście, komunę i Rosję, ale jak co do czego przychodzi, to jakoś im się inaczej składa. 
A więc gdy Rosjanie czczą sowieckich morderców Polaków, nie ma problemu. Za to gdy Ukraińcy wspominają Banderę… tego Kukiz nie wybaczy.

Widmo Bandery

Gdy wybuchły protesty na Majdanie, Paweł Kukiz był ich entuzjastycznym zwolennikiem. Kilka razy jeździł do Kijowa, by wspierać protestujących przeciwko reżimowi Janukowycza. Nagrał nawet specjalny utwór, którym chciał ich wspierać. Po czasie Kukiz zmienił jednak zdanie.

Swoją aktualną ocenę sprawy ukraińskiej Kukiz przedstawił niedawno w „TAK czy NIE”[9]. Ocenił, że „wychodzenie przed szereg” w wydaniu Polski byłoby wręcz „krokiem samobójczym”: „Nakręcanie konfliktu, angażowanie się i wychodzenie przed szereg w sytuacji takiej, gdzie Polska nie jest nawet zaproszona do Mińska na rozmowy - Niemcy, Francja, Ukraina, Rosja - no to się wręcz odnosi wrażenie, że to jest jakiś krok samobójczy” – twierdził Kukiz.

Przekonywał też, że ukraińskość Donbasu nie zbyt oczywista. „Generalnie to cała sprawa wynika też z tego, że twórcy Związku Radzieckiego założyli, że będzie on istniał wiecznie i dały Ukrainie takie granice terytorialne, jakie dały. I ja nie mam wątpliwości co do tego, że to nawet nie jest kwestia zruszczenia Donbasu, ale kwestia etniczności (…).W dużej mierze obecność na Donbasie Ukraińcy zawdzięczają przesiedleniom z Ukrainy Zachodniej po II wojnie światowej. UPA i tym podobne sprawy” – mówił kandydat na prezydenta.

Dość specyficznie Kukiz zapatruje się też na sprawę Bandery. Wydaje się, że dopiero po roku odkrył, że kwestia ta może sprawiać pewne problemy. „Na początku tego konfliktu uważałem, że nie należy poruszać tych zaszłości polsko-ukraińskich. Po roku czasu, jak zobaczyłem, że są parady w Kijowie i w Lwowie w 106. rocznicę obchodów bandyty Bandery, to we mnie się krew gotuje. To nie, to niby dlaczego ja mam im pomagać? Żadnej reakcji władz ukraińskich i tak dalej, i tak dalej” – wyjaśniał Kukiz.

W studiu obecny był też Michał Fiedotow, który powiedział w pewnym momencie: „Musimy powiedzieć prawdę. Za konflikt rząd ukraiński ponosi nie mniejszą odpowiedzialność niż separatyści”. Kukiz się temu nie sprzeciwił, wręcz przeciwnie. Odparł: „Ja bym poszedł jeszcze dalej, że za konflikt generalnie również ponosi odpowiedzialność Unia Europejska (…).Przez lata od pomarańczowej rewolucji im się wmawiało od czasu pomarańczowej rewolucji: przyjdziecie do UE, w tym samym czasie prowadzono rozmowy z Moskwy o gazie”.

Krótko po tym Fiedotow powiedział, że na Ukrainie doszło po prostu do „przewrotu pałacowego”, „jedna morda od koryta została odsunięta, a druga przysunięta”. Kukiz mu wtórował: „Politycy grają kosztem ludzi” – stwierdził.

Niemcy sprzedali Ukrainę, sprzedadzą i Polskę

Kukiz twierdzi dziś, że to, co wydarzyło się na Ukrainie, to wina Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemiec. „To, co teraz dzieje się na Ukrainie jest konsekwencją oszukania Ukrainy, Ukraińców przez Niemców. Sprawa polega na tym, że od 10 lat Niemcy, czyli Unia, bo właściwie wiodącą rolę sprawują w niej Niemcy, wzbudzała na Ukrainie nadzieję na przyłączenie jej do Unii Europejskiej, wyrwanie spod wpływów moskiewskich. Potem zorganizowano Euro. Już większej nadziei dać nie można. Po czym kiedy Niemcy ugrały gaz z Rosją oddały, najnormalniej w świecie, Rosji Ukrainę”[6] – mówił Kukiz. I przekonywał, że Niemcy niedługo sprzedadzą także Polskę. „Za chwileczkę, kiedy skończy się wyż demograficzny, który zapewnia Niemcom spokojny byt, dostarczając im tanią siłę roboczą z Polski, Niemcy zrobią z Polską to samo (…).Za 15 lat sprzedadzą nas Ruskim jak dziś sprzedali Ukrainę. Kiedyś Niemcy zagazowywali ludzi, a w tej chwili Niemcy za gaz pozwalają mordować ludzi[7]” – mówił Kukiz. To dość zastanawiające poglądy jak na człowieka, który według własnych słów nie jest przeciwnikiem Unii Europejskiej („Zastrzegam: nie jestem przeciwnikiem Unii Europejskiej. W ciągu dwóch ostatnich miesięcy byłem kilkakrotnie na Ukrainie, i Bogu dziękowałem, że my w tej Unii się znajdujemy. Tylko problem polega na tym, żebyśmy byli w niej mądrze. To znaczy mieli w niej pozycję[8]” – przekonywał swego czasu).

Po co ta kampania? Chodzi o Sejm

Paweł Kukiz nie ukrywa, że jego kampania prezydencka jest tak naprawdę kampanią parlamentarną. Jeśli odniesie w pierwszej turze sukces, to, jak mówił niedawno na antenie „TVN”, „z całą pewnością” pójdzie do Sejmu. To będzie „jeden z etapów walki o państwo dla obywateli”. Wyjaśnia, że nie będzie to partia polityczna, ale „ruch, grupa obywatelska, ruch obywatelski, który z pewnością będzie chciał partycypować nie we władzy, ale w tych zmianach systemowych”. Kukiz pytany przez Bogdana Rymanowskiego, czy zamierza utworzyć sojusz z Januszem Korwin-Mikkem oraz „Ruchem Narodowym” stwierdził tylko, że nie ma nic przeciwko dołączeniu „grupy lewicowej” do jego przedsięwzięcia. Chodzi tu o „szeroki front od lewicy do prawicy”. „„Tę siłę musi zorganizować idea, nie struktura. Być może jesienią będziemy mieli do czynienia z sytuacją podobną do tej, gdy do wyborów stawała AWS (...). Dzisiaj siłą ma być struktura bez struktur. Tylko takie działania mogą doprowadzić do zmiany systemu” – pisał z kolei Kukiz w tygodniku „Do Rzeczy”.

System do wymiany. PiS czy PO, nie ma różnicy. Tylko JOW

Według Pawła Kukiza system w Polsce jest całkowicie do wymiany. Muzyk przekonuje, że czas już skończyć z partyjnym monopolem na władzę, bo czy będzie rządzić PiS, czy PO – to jakoby  żadna różnica. „Bandytą jest system, który współtworzą Komorowski, Duda i całe to towarzystwo” – przekonywał na antenie Radia ZET. Jego zdaniem dopóki w Polsce będą rządzić „partie”, to nie da się zmienić konstytucji. A chodzi o to, by stworzyć system „proobywatelski”. Na spotkaniu w Zabrzu Kukiz perorował, że Polacy żyją dziś w „bandyckim ustroju” gdzie politycy „depczą naszą godność”.

W programie Jacka Pospieszlaskiego "Bliżej" sprzed kilku miesięcy muzyk mówił, że Polacy nie mają powodów, by świętować 25 lat wolności. "To jest kpina tych, którzy partycypują w tym magdalenkowym łupieniu Polski [...] Patologia wymiaru sprawiedliwości wynika z patologii magdalenkowego systemu. Magdalenkowy system można rozwalić tylko i wyłącznie na dwa sposoby. Dynamitem albo ordynacją wyborczą. Czy to JOW czy też ordynacją mieszaną". Zaatakował następnie obecnego w studio Ryszarda Czarneckiego z PiS twierdząc, że politycy tej partii nie mają własnej woli. "Jeżeli wasz wódz powie, że mieszkamy w Afryce, to wy powiecie, że mieszkamy w Afryce" - stwierdził Kukiz. "To dotyczy wszystkich partii. Wy jesteście systemem naczyń połączonych [...]. Jesteście po prostu grupą klanów, które łupią ten naród od 1989 roku. I tylko się wymieniacie miejscami" - mówił dalej. Kukiz zapomniał chyba, że prawica była przy władzy przez ledwie dwa lata. Taka to jest "wymiana miejsc" - ale gdzie by się tam Kukiz przejmował szczegółami...

Z kolei w programie "Superstacji" Kukiz przekonywał, jak wielkie są zalety systemu JOW. Podał tu przykłady, między innymi, Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii czy Japonii jako "państw rozwiniętych". Kukiz dziwnym trafem nie zauważył, że szereg "państw rozwiniętych" systemu, jaki on proponuje, wcale nie ma - i jakoś nie przeszkadza im to w świetnym rozwoju.  

Antysystemowcy maszerują do Moskwy

W programie „Superstacji” Kukiz powiedział, że „nie zamierza nigdy walczyć z żadnym kandydatem antysystemowym”. Według muzyka „nie jest na tyle istotne, który z tych kandydatów dostanie najwięcej głosów, ale żeby wszyscy ci kandydaci dostali jak najwięcej głosów, żeby jak najwięcej zabrać głosów tym partyjnym klanom” – powiedział. Nie ma więc dla niego różnicy, który z "antysystemowców" otrzymałby władzę. A przecież różni ich wiele, by wymienić tylko stosunek do katolicyzmu czy idei narodowych. Co więc łączy wszystkich tych kandydatów? Antysystemowość? Nie tylko. Wszyscy są antyzachodni, wszyscy proponują taką wizję polityki zagranicznej, która byłaby na rękę Rosji. I w tym należy szukać klucza do wspólnego „antysystemowego” frontu.

Tadeusz Grzesik