Od dwóch lat Komisja Europejska przymusza i przynagla Polskę do przyjęcia tzw. uchodźców stawiając nas pod europręgierzem i bezpodstawnie grożąc odebraniem z tego powodu unijnych funduszy. Polski rząd właśnie przekazał odpowiedź na te ponaglenia. Jednak to nie on powinien się tłumaczyć.

Polski rząd wyjaśnia, że nie może wykonać decyzji o "relokacji" bez narażania na niebezpieczeństwo własnych obywateli ze względu na brak możliwości wiarygodnej weryfikacji tożsamości przyjmowanych osób. Rząd Włoch zwyczajnie nie pozwala na bezpośrednie rozmowy z osobami, które miałyby zostać przyjęte do Polski;  dobrze, że nie przysyła ich w zaplombowanych kontenerach. Polski rząd zwraca uwagę na skutki masowego przyjmowania imigrantów - napięcia i destabilizowanie sytuacji społecznej oraz tworzenie warunków do wzrostu zagrożenia zamachami terrorystycznymi. W liście zakwestionowana została również podstawa prawna nacisków KE, bo decyzję o relokacji powinni byli podjąć jednomyślnie szefowie państw.

Odpowiedź jest dyplomatyczna, jednak faktyczny stan spraw wygląda znacznie gorzej. Przede wszystkim trzeba powiedzieć jasno, że uchodźcy są jedynie zasłoną dymną i pretekstem - jest ich może 5% w zalewie imigrantów, o ile rzeczywiście są uchodźcami. Fakty są takie, że kursujące wahadłowo między wybrzeżami Libii i Włoch statki "humanitarnych" NGO-sów jawnie i za zgodą władz unijnych i włoskich przywożą do włoskich portów dziesiątki tysięcy nielegalnych imigrantów łamiąc wszelkie obowiązujące w tej dziedzinie regulacje prawne.

Dostępny w Internecie film dokładnie pokazuje rejestrowany na profesjonalnym portalu marinetraffic.com taki wahadłowy ruch piętnastu konkretnych, opatrzonych nazwami statków. Widzimy jak w ciągu dwóch miesięcy przywiozły one do Włoch co najmniej 39 tys. imigrantów.

 

Na innym filmie widzimy całkowicie oficjalne, odbywające się w asyście portowej straży przyjęcie w porcie Salerno jednego z takich statków o nazwie Aquarius, należącego do organizacji SOS Mediterranee. Działacze NGOsów brawami witają widoczny na pokładzie tłum Afrykańczyków, szczęśliwe działaczki obściskują trzymane na rękach murzyniątka. Właśnie przywieziono 118 kobiet, w tym 21 w ciąży, 886 mężczyzn; razem 1004 osób z czego 214 nieletnich, w tym 196 bez opieki. W głębi widać wojskowe mundury. Ciekawe, czy to ochrona mająca chronić przybyszów przed narastającym niezadowoleniem mieszkańców Salerno. Już zaplanowano jakie kwoty imigrantów zostaną dostarczone do poszczególnych włoskich prowincji.

 

Nie jest wiec prawdą, że władze Włoch i Unii Europejskiej nie są w stanie zapanować nad napływem imigrantów, ani że brakuje im zdecydowania i woli politycznej. Przeciwnie, ta wola polityczna jest aż nadto widoczna. Osławione zaproszenie Angeli Merkel, masowe przywożenie imigrantów do włoskich portów bez jakichkolwiek przeszkód oraz brak z tego powodu krytyki pod adresem Włoch i Niemiec, zaś krytyka pod adresem Polski czy Węgier są oczywistym dowodem na fakt, że wolą polityczną rządów Włoch i Niemiec oraz Komisji Europejskiej jest to, by ten proceder trwał, tzn. by prawo było łamane, by do Europy napływały miliony imigrantów. Fakt, że skutki tego mieszania populacji - owe napięcia i destabilizacja społeczna znana ze stref no-go i ich okolic - są od dawna widoczne, dobitnie wskazuje na to, że wolą wszystkich tych rządów jest to, by te napięcia i ta destabilizacja rozszerzały się osiągając poziom społecznej, kulturowej i cywilizacyjnej katastrofy, która miałaby dotknąć wszystkie kraje Unii Europejskiej.

Tłumaczenia, że ta polityka to skutek szlachetnej troski o Czarny Kontynent i jego mieszkańców są całkowicie niedorzeczne w świetle polityki gospodarczej Unii wobec Afryki. Pokazuje to świetnie artykuł Tomasza Wróblewskiego w ostatnim Do Rzeczy (UE kontra Afryka, 17-23.07.2017). Dowiadujemy się z niego że UE (przede wszystkim pięć największych krajów), jako największy handlowy partner Afryki (83% afrykańskiego importu) prowadzi bezwzględną, protekcjonistyczną politykę dławiącą rozwój rodzimego afrykańskiego przemysłu. "Dobroczynne", zerowe stawki celne na nieprzetworzone produkty rosną w miarę stopnia przetworzenia. Z tego powodu na afrykańskich produktach zarabia Europa, a zaopatrująca się w niej prawie we wszystko Afryka nie ma szans rozwinąć i sprzedać własnej produkcji w oparciu o rodzime produkty rolne. W 2014 r. kraje afrykańskie, największy producent kawy na świecie,  zarobiły na eksporcie kawy niemal 2,5 mld dol. podczas gdy największe niemieckie firmy przerabiające kawę zarobiły 3,9 mld dol. na samym tylko reeksporcie prażonej kawy, a to jest tylko jeden przykład. Sprawę pogarszają unijne dotacje sprawiające, że produkty afrykańskie przetworzone w Europie są na rynkach trzecich tańsze niż te przetworzone w Afryce. Dopełnieniem tej neokolonialnej polityki UE są liczne umowy handlowe "przystawiane jak pistolet do skroni" krajom afrykańskim, niekorzystne dla nich, a na różne sposoby służące Niemcom, Francji et. cons.  

Taką łajdacką politykę wobec najbiedniejszego kontynentu prowadzi Komisja Europejska oraz  rządy Niemiec, Francji i innych krajów, które bezustannie wycierają sobie gębę "humanitarnymi" frazesami. Perfidnie nakręcają afrykańską biedę po to, by importując ją do Europy doprowadzić kontynent do katastrofy cywilizacyjnej. Jeśli ktoś wątpi, czy można to robić umyślnie, powinien przypomnieć sobie historię naszego kontynentu, w której zaczadzeni ideologicznym zapałem politycy niejeden raz świadomie i z rozmysłem siali zniszczenie i śmierć w imię własnych koncepcji przebudowy ludzkości. Umyślnego działania dowodzi równoczesne aplikowanie innych narzędzi  służących realizacji tego destrukcyjnego projektu, o czym za chwilę.

Obecny ideologiczny projekt rewolucyjnej przebudowy (czytaj zniszczenia) europejskiej cywilizacji realizują elity rządzące Unią Europejską zupełnie niezależnie od całkowicie powierzchownych partyjnych afiliacji. Mainstreamowa niemiecka czy francuska "prawica" niewiele się różni się od lewicy w podejściu do multikulturowego mieszania  w populacyjnym i cywilizacyjnym tyglu oraz do deprawującego i niszczącego ludzką tożsamość genderyzmu. Wraz z większością społeczeństwa nie są w stanie uwolnić się od wdrukowanych im w umysły lewicowych klisz, które nie po raz pierwszy są nosicielem rewolucyjnej destrukcji. Ojkofobiczni eurokraci, choć bez przerwy wycierają sobie gęby frazesami o "wartościach europejskich", to w rzeczywistości wymazują z umysłów i przestrzeni publicznej wszystko, co stanowiło o tożsamości europejskiej cywilizacji z chrześcijaństwem na czele. Wzorcem i świadectwem takiego wymazywania jest niedawno otwarty Dom Europejskiej Historii, który zasługuje raczej na miano domu prania mózgów i zapomnienia.

W tym kontekście destabilizowanie i niszczenie tkanki społecznej europejskich narodów populacją obcych i wrogich kulturowo imigrantów jawi się jako całkowicie zrozumiały, dodatkowy czynnik uzupełniający aplikowanie takich narzędzi jak niszczący indywidualną tożsamość genderyzm czy wymazywanie pamięci niszczące zbiorową tożsamość europejską. Imigrancki aspekt projektu zniszczenia naszej cywilizacji jest najbardziej widoczny: przekłada się na setki zamordowanych osób, gwałconych i molestowanych kobiet oraz na inne formy prześladowań, którym poddawani są Europejczycy na własnym kontynencie i we własnych krajach ze strony islamskich agresorów właśnie dlatego, że są Europejczykami. A przecież stosownie do planów rządzących Unią zjawiska te będą się wzmagały w miarę wzrostu liczby w większości islamskich imigrantów.

 Gdyby Komisja Europejska zarządziła masowe zabójstwa i niszczenie dóbr materialnych spowodowałoby to natychmiastową reakcję i zapewne jakąś formę odpowiedzialności - politycznej i karnej. Jednak naszkicowany wyżej podstępny sposób niszczenie cywilizacji procedowany w całym biurokratycznym majestacie UE ze wsparciem krajów "pierwszej prędkości" odbywa się całkowicie bezkarnie. A przecież można i powinno się jej władze oskarżyć nie tylko o pogwałcenie iluś tam przepisów imigracyjnych. Nie wchodząc w specyfikę odpowiedzialności władzy za powierzonej jej państwo (co również należałoby uwzględnić), w świetle polskiego kodeksu karnego działania Komisji Europejskiej powinny podlegać karze np. na podstawie artykułu 165.:

§ 1. Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach... 5) działając w inny sposób w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

co więcej

§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.

Nie wiem według jakiego kodeksu należy sądzić eurokratów, ale wyobrażam sobie, że w każdym prawodawstwie muszą istnieć zbliżone zapisy. Odnalezienie stosownych paragrafów jest rolą  prawników, jednak dla każdego powinno być oczywiste, że Komisja Europejska i szereg europejskich rządów z pełną świadomością skutków sprowadzają niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach, a następstwem tego jest śmierć lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób.

Kiedy zatem eurokraci poniosą odpowiedzialność za swoje czyny? Kiedy Komisja Europejska, Angela Merkel et cons. pójdą do więzienia?