Jak o. Andrzeja Klimuszkę widzą franciszkanie?


- Są różne zdania, które można podzielić na dwa główne aspekty. O. Andrzej był cenionym kaznodzieją, który cieszył się dużym autorytetem, poważaniem wśród braci zakonnych i wiernych. On interesował się formą pomocy ludziom jaką było ziołolecznictwo. Studiował receptury ziołowe - to było jego takie franciszkańskie hobby. Drugi aspekt to cała sfera bioenergoterapii czy jasnowidzenia przez które starał się ludziom pomagać. Gdy często pisze się o o. Andrzeju, to pokazuje się tylko stronę o zdolnościach paranormalnych, ale to nie było centrum jego życia, ale było na marginesie. Przypominam, że należy tu uwzglęnić cały kontekst historyczny w jakim żył o. Andrzej. Kościół (zwłaszcza w Polsce) mało wypowiadał się w sprawach odnośnie tych pr aktyk. Bioenergoterapia w czasach systemu komunizmu była mocno popularna, postrzegana jako coś nowego i pretendującego do konkretnej dziedziny nauki. Nie postrzegano tego w tak jasny sposób jak czyni się to dziś. O. Andrzej był znany w środowiskach bioenergoterapeutów.


Uważa się nawet, że pełnił tam rolę swoistego guru.


- Ale to tylko medialne określenie. Nie do końca tak było. Znałem o. Andrzeja. Byłem ministrantem w Elblągu, gdzie długo pracował, praktycznie do końca swojego życia. Obserwowałem go na codzień. On też normalnie pracował w klasztorze, w swojej parafii. Był jednak znanym człowiekiem i pamiętam kolejki do niego, aby coś doradził w chorobie czy rodzinnej tragedii.


Był franciszkanin, który opiekował się nim duchowo?

 

- Miał swojego sekretarza, ojca z zakonu franciszkanów, który pomagał mu przygotowywać recepty ziołowe. Od strony braterskiej, zakonnej i franciszkańskiej czuwał przy nim. Widziałem to.

 

- Są opinie, że o. Klimuszko nie był szczęśliwy pod koniec życia, miał depresję.

 

- Nie widziałem jego stanu depresyjnego. Mogę zaświadczyć, że do końca był cenionym kaznodzieją, spowiednikiem, otwartym na potrzeby drugiego człowieka. Ważnym wyznacznikiem może tu być i to, że Msze św., które sprawował o. Andrzej cieszyły się zawsze dużą frekwencją – o. Andrzej był bardzo ceniony za głoszone kazania.

 

Jeśli jednak przewidywał przyszłość. Widział więcej niż inni i to nie były jakieś pozytywne informacje, bo wiedział np. gdzie leży poćwiartowane ciało zaginionej osoby, czy to kto kiedy umrze. Jeszcze tajemnicza energia, którą działał. Problemy, z którymi miał do czynienia były dużego kalibru.

 

- Faktycznie on miał dużo głębszy ogląd rzeczywistości. Na pewno nie było mu z tym łatwo. Nie chcę tu wchodzić w jego duszę, ale przeżywał to. Życie kapłana polega też na tym, że często ma do czynienia z cierpieniem. Miał trudne doświadczenia i niejednokrotnie mówił do braci, że nie jest mu łatwo, ale tak jest zawsze, kiedy nosi się sprawy drugich, kiedy powierzane zostają człowiekowi, kapłanowi rozliczne tragedie, cierpienia i inne ludzkie sprawy. O. Andrzej pomagał wtedy przede wszystkim przez sakramenty, modlitwę, duchowe rady, a dopiero mocno nagabywany w ludzkich tragediach sięgał do daru jakim było jasne widzenie.

 

A podsumowując jego zdolności paranormalne, uważa ojciec, że o. Klimuszko służył dobru czy złu?

 

- Na ile go znałem, to na pewno nie służył złu, ale był człowiekiem, który chciał i służył dobru. Mówię to z całą odpowiedzialnością.

 

Uważał, że jego paranormalne skłonności są darem od Boga?

 

- Tak. Choć on to bardziej traktował jako osobiste hobby i sferę czysto osobistych zainteresowań.

 

A dziś, gdy w Kościele jasno określa się, że działania paranormalne, mediumiczne, bioenergoterapia to okultyzm i ta siła nie jest bezpieczna dla chrześcijan. Są też konkretne świadectwa np. o. Bruno Marii Neumana. Czy ta obecna wiedza miałaby wpływ na o. Klimuszkę?

 

- Znałem wielu duchownych, którzy się tym zajmowali i wielu z czasem zweryfikowało swoje postępowanie i zainteresowanie w tej materii. Myślę, że o. Klimuszko, gdyby żył, również by w tej sferze zweryfikował swoje postępowanie. To był pokorny człowiek.

 

Czy on miał swoich uczniów, wśród zakonników? Przekazywał komuś z nich swoją paranormalną wiedzę?

 

- Nie, nic takiego nie robił. On się z tą wiedzą czy zdolnościami nie obnosił na zewnątrz. Nie wychodził z tym do ludzi, nie zapraszał ich. Leczył przede wszystkim ziołami. Służył sakramentami. Postrzegany jest jednak jednowymiarowo jako nowinkarz zjawisk paranormalnych, choć taki nie był.

 

Stał się jednak symbolem katolickiego duchownego, który zajmował się parapsychologią.

 

- Tak i z tym problemem jako franciszkanie cały czas się borykamy – z tym jednostronnym i nowinkarskim postrzeganiem o. Andrzeja. To był dobry, pokorny kapłan, który swoich bioenergoterapeutycznych zainteresowań nie eksponował. Żył na co dzień życiem zakonnika. Nie przypominam sobie, aby odmawiano nad nim egzorcyzmy, bo nigdy nie było takiej potrzeby. O swoich zainteresowaniach informował przełożonych, prosił ich także o pozwolenia przełożonych na udział w spotkaniach i kongresach, na które był zapraszany. Był przede wszystkim wierny Bogu i swojej zakonnej profesji.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski