Większość krytyków nie zostawia suchej nitki na filmie „Kac Wawa”, który miał być polskim odpowiednikiem znakomitej amerykańskiej komedii „Kac Vegas”. Niestety wyszła klapa. Film krytykowano niezależnie od preferencji ideologicznych.  „Scenariusz Piotra Czai i Jacka Samojłowicza to już upadek polskiej komedii”- pisała „Gazeta Polska Codziennie”. „Debilizm goni debilizm, tandeta goni tandetę. Pod tym kątem widz nie otrzymuje ani chwili wytchnienia, w czym zdecydowanie nie pomagają i aktorzy, niektórzy nieświadomie parodiujący już sami siebie”- pisała Stopklatka. „Mam szczerą nadzieją, że aktorzy występujący w filmie "Kac Wawa" (a szczególnie Pawlicki, którego cenię, póki co...) dostali za udział w nim dostatecznie dużo pieniędzy, aby znieczulić sie na tyle skutecznie i mocno, by zapomnieć, że kiedykolwiek świadomie wystąpili w takim koszmarnym gównie, które obraża słowo "kino"- zauważyła zaś Karolina Korwin Piotrowska. Jednak to recenzja Tomasza Raczka doprowadziła do furii twórców tego filmu.


„Muszę przyznać, że dawno już nie pamiętam, abym w kinie był tak głęboko zażenowany – pisze na swoim profilu. - To nie jest po prostu zły film. Ten film jest jak choroba, jak nowotwór złośliwy: zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów. Patrząc na Romę Gąsiorowską, Sonię Bohosiewicz i Borysa Szyca, grających główne role, czułem się tak jakbym patrzył jak ktoś przerabia kochanych członków rodziny na dziwki i alfonsów. Szczerze i nieodwołalnie odradzam pójście na "Kac Wawa" do kina. Ten film powinien ponieść klęskę frekwencyjną - może to nauczyłoby czegoś producentów. WSTYD! Film ”Kac Wawa” skandalem artystycznym ostatnich lat. Przestrzegam przed pójściem do kina”- pisał Tomasz Raczek na swoim facebookowym profilu. „Przez tego pana straciłem kilka milionów wpływów. I takiej sumy będę się domagał na drodze sądowej. Oczekuję, że Tomasz Raczek straci wiarygodność jako krytyk filmowy, bo zdaniem moich prawników przekroczył granice krytyki filmowej i złamał zasady etyki dziennikarskiej, być może ze względów osobistych” - tłumaczy "Super Expressowi" Samojłowicz. Jego zdaniem krytyka ma prawo źle oceniać film, ale już nie ma prawa nawoływać by tego filmu nie oglądać (sic!). „Mam dane dotyczące frekwencji w kinach przed wypowiedziami tego pana i po nich. I będę domagał się zwrotu moich strat w wysokości kilku milionów złotych. Pomogą mi w tym najlepsi prawnicy w naszym kraju” - dodaje biznesmen i składa pozew do sądu.


Trudno przypomnieć sobie większy absurd dotyczący pozwu sądowego. Nawet jak na Polskę, ciąganie po sądach za recenzję filmu jest dowodem kompletnej bezczelności strony pozywającej. Jest to klasyczny przykład kneblowania wolności słowa dziennikarzom. Tomasz Raczek jest jednym z najznakomitszych polskich krytyków filmowych i osobą (podejrzewam) dobrze sytuowaną materialnie. Jest również celebrytą, więc pozew taki nie powinien mu jakoś specjalnie zaszkodzić. Gorzej jak dzięki temu procesowi stworzy się precedens, który spowoduje, że pozywani do sądu za OPINIE będą mniej znani krytycy. To jest dokładnie ten sam schemat, dotyczący niezależnych dziennikarzy, którzy nie pracują w dużych redakcjach i nie stać ich na adwokata. Takich żurnalistów jest niestety w Polsce coraz więcej. I zamożni biznesmeni o tym wiedzą. Nie muszą nawet wygrywać procesów. Stać ich na koszty sądowe. Natomiast przeczołgany przez sądy żurnalista, dwa razy pomyśli zanim napisze kolejny tekst. Proces Tomasza Raczka jest więc niezwykle ważny dla kondycji wolności słowa w Polsce. Mam nadzieję, że sąd odrzuci go już na wstępie. Inaczej strach żyć w kraju, w którym filmowcy pozywają krytyków filmowych. A ci pierwsi są coraz bardziej pewni swojej pozycji. Reżyserka innego zmiażdżonego przez krytykę polskiego filmu, powiedziała kilka dni temu wprost krytykowi: bez nas nie istniejecie.   


Łukasz Adamski