10 lutego 1940 roku rozpoczęły się deportacje Polaków na Sybir. W nocy z 12 na 13 kwietnia zaczęła się z kolei operacja masowej deportacji. NKWD wywiozło około 61 tysięcy Polaków, głównie do Kazachstanu. Wielkie deportacje były łącznie cztery. 

Przypominamy przy tej okazji wywiad, jakiego portalowi Fronda.pl udzielił znakomity historyk i senator, prof. Jan Żaryn.

***

Tomasz Wandas, Fronda.pl: 10 lutego 1940 roku, miało miejsce rozpoczęcie pierwszych deportacji na Sybir. Jakie były okoliczności zsyłki? Kogo miała objąć deportacja?

Prof. Jan Żaryn, senator PiS: Z punktu widzenia sowieckich władz najwyższych, NKWD, które nadzorowało i przeprowadzało kolejne deportacje w pierwszej odsłonie, miała objąć ona tych, którzy byli tak zwanymi "osadnikami". Oznacza to, że Sowieci pod tą nazwą ukryli osoby, które były instalowane przez państwo polskie na Kresach, w imię polonizacji nie swoich terytoriów. Pod hasłem „osadnicy” mieli być wywiezieni głównie Polacy. Decyzje w tej kwestii podjęto już w grudniu 1939 roku. NKWD po uzyskaniu zgody od Stalina przygotowywało przez kolejne tygodnie i miesiące całą wielką machinę logistyczną, transportową, która miała zadziałać w momencie wywożenia ogromnej ilości ludzi. Pierwsze transporty miały miejsce 10 lutego 1940 roku i de facto objęły nie tylko osadników, gdyż ta definicja była w ogóle nierzeczywista. Wielu Polaków znajdowało się na tamtych terenach, nie od kilkunastu lat tylko od kilku pokoleń. Było to zatem fałszywe założenie z definicji. Równocześnie, transporty odbywające się do Kazachstanu i w stronę dalekiej Syberii odbywały się w koszmarnych warunkach transportowo-higienicznych. Wielu ludzi umierało podczas tych deportacji. Ponieważ w sposób brutalny zgarniano całe rodziny, kobiety, dzieci w środku zimy wielu ludzi zginęło. Dziś nie da się wyliczyć jak wielu ludziom nie udało się dojechać do Syberii, dane NKWD są w tym temacie nieprecyzyjne. Cała akcja wysiedlania Polaków była bardzo dobrze przemyślana. Niedługo po wywiezieniu „lutowym”, NKWD rozpoczęło tworzenie list osób do kolejnych transportów, które miały miejsce w kwietniu. „Kwietniowe” transporty były następstwem decyzji zadekretowanych piątego marca 1940 roku o likwidacji oficerów polskich, znajdujących się w trzech obozach i w aresztach rozsianych po Republice Białoruskiej i Ukraińskiej. 

Wspomniał Pan Senator o tym, że wie osób ginęło podczas podróży. Chciałbym dopytać, ilu osobom natomiast udawało się uciec, przeżyć?

Co do ucieczek konkretnych osób to nie mam danych. Natomiast wiemy, że takie ucieczki się zdarzały – na podstawie jednej nakręcono w 2010 roku film pt. „Niepokonani”. Jeżeli chodzi natomiast o ludzi, którzy przeżyli Syberię to przywołam dwie historie. Jedną opowiadał, późniejszy kapłan, jezuita ks. Kazimierz Przydatek. Mówi on, że był na Syberii jako kilkuletni chłopiec wraz z siostrą i zaznacza, że absolutnie nie przeżyliby tego czasu, gdyby nie ich babcia, która wykazywała nieludzką siłę harakteru. Druga histroria należy do kobiety, która została wywieziona jako mała dziewczynka. Jako kilku letnia dziewczynka była bezpieczna z racji, że była córką prezydenta. Opowiada ona o swoim szczęśliwym życiu do 1939roku i nagłym przerwaniem tej szczęśliwości, w momencie aresztowania jej ojca. W swojej historii zaznacza, że już nigdy nie udało jej się wrócić do tej szczęśliwości. Po dramatycznych przeżyciach pokój serca na zawsze ją opuścił.

Te cztery transporty – przede wszystkim Polaków – były jednym z bardziej traumatycznych przeżyć społeczeństwa narodu polskiego w okresie II wojny światowej. Bez wątpienia potomkowie tych rodzin, żyjący na emigracji czy w naszym kraju mają za sobą bardzo bogaty bagaż doświadczeń. Jest to bardzo ważny fragment doświadczenia narodowego, polskiego – trzeba mieć tego świadomość. Powinniśmy z wielkim szacunkiem patrzeć na tych Polaków, którzy doświadczyli tego traumatycznego przeżycia. Dysponujemy dziś wieloma wspomnieniami „dzieci tułaczych”, które zostały wyprowadzone przez gen. Andersa, wspomnieniami wielu księży – np. o. Łucjana Królikowskiego, który opiekował się tymi dziećmi, gdy już wyszły poza morze kaspijskie. Część tych dzieci trafiła do Indii, część do Nowej Zelandii i na Bliski Wschód. Dziś są to rozproszone po całym świecie polskie rodziny, które mają w swojej pamięci tamto przeżycie. Przeżycie spotkania realnego z nieludzkim systemem bolszewickim. Trzeba o tym pamiętać i z wielką gorliwością uczyć się tego co było doświadczeniem bardzo wielu Polaków i które to doświadczenie jest obecne w kolejnych pokoleniach, tak samo jak jest obecne w rodzinach Wołyńskich i Katyńskich. Polską powinnością jest, abyśmy nie zapomniali o realnym doświadczeniu polskim, które naznaczone jest ogromnym cierpieniem wielu ludzi.

Dziękuję za rozmowę.