Wojciech Cejrowski udzielił wywiadu tygodnikowi „Niedziela”. Mówił w nim dużo o współczesnej ewangelizacji: jak ma wyglądać.

Dla Cejrowskiego pojęcie polityka ma wymiar uniwersalny i obejmuje takie dziedziny życia jak rodzina, społeczeństwo obywatelskie. Dlatego „nie uznaję takiej argumentacji, że w kościele nie powinno się mówić o polityce. Ja żądam, żeby się mówiło! Nauczanie Kościoła powinno obejmować wszystkie dziedziny życia, nie powinno wykluczać żadnej. A polityka powinna zawierać w sobie ryt chrześcijański, inaczej staje się groźna”.

Podróżnik mówi jak wygląda ewangelizacja w jego życiu: „Chcę, by moje książki były tak dobre, żeby wziął je do ręki nawet wróg Kościoła, jakiś potwór komunista, żeby zachwycił się formą, a przy okazji natknął się na treści wynikające z Ewangelii”.

Na pytanie jak radzi sobie np. ze strachem podczas niebezpiecznych podróży, Cejrowski mówi: „Kiedy mnie pytają, jak sobie radzę ze strachem, odpowiadam: „jadę na Różańcu”. Mam taki specjalny, z papieskim przywilejem Benedykta XVI na wypadek nagłej śmierci. Wystarczy go wtedy z wiarą trzymać w dłoni i otrzymuje się łaski jak przy spowiedzi i namaszczeniu chorych”.

Co ciekawe, Cejrowski przyznaje że jego wiarę najbardziej wzmacnia „spotkanie z wrogiem Kościoła”: „Staję w telewizji do spotkania z jakimś „lekarzem”, który zabija dzieci w łonach matek, i wtedy Bóg mi przymnaża wiary, wtedy czuję jej napływ”.

W wywiadzie Cejrowski przypomina sytuację jaka miała miejsce pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim, z którego tłum sobie kpił i szydził: „Poszedłem tam w grupie, która miała otoczyć ten tłum i modlić się za jego plecami na różańcu. Tylko ja w tej naszej grupie partyzantów różańcowych miałem znaną gębę” dlatego przepchnął się w sam środek, podniósł różaniec wysoko i przez kilka godzin modlił się wraz z innymi: „Zboczeńcy podchodzili robić sobie przy mnie obraźliwe zdjęcia, tłum szydził, zaczepiał, a ja odmawiałem Różaniec; wiele razy w kółko. Tamtej nocy miałem mocną wiarę, a na co dzień jest ona słabsza. Bóg daje doładowanie, kiedy jest potrzebne. Skoro wiara jest darem, to chyba ma się jej tyle, ile Pan Bóg akurat wręczy, a potem ona nam stale wycieka przez palce i trzeba dostać znowu… doładowanie”.

Więcej w najnowszym numerze tygodnika „NIEDZIELA”

moa