Ks. Stanisław Małkowski głosił w niedzielę kazanie w kościele na Winogradach w Poznaniu. Kapłan nie powiedział niczego wyjątkowego. Tylko tyle, że trzeba się zbroić, bo nasz kraj jest zagrożony (co w kontekście gorącej sytuacji na Ukrainie jest dość oczywiste) albo, że emigracja to efekt działania rządzących, którzy chcą, żeby Polska wymarła. W sumie, znowu żadna nowość – w końcu „dzięki” politykom żyje się w Polsce tak, że miliony Polaków uciekają za granicę.

Tych prostych prawd nie mógł znieść jeden z wiernych, który wstał, podszedł do ks. Małkowskiego i przerwał mu kazanie. „Ksiądz mija się z prawdą. Nigdy nie mieliśmy takiej wolności w Polsce jak teraz. I Kościół też nie cieszył się taką wolnością” - powiedział mężczyzna. I wyszedł z kościoła. Kilka osób mu przyklasnęło i też wyszło.

Wielką aferę zwietrzyła „Wyborcza”. Tytuł „Wierni nie wytrzymali” mówi sam za siebie. Gazecie wtóruje Natemat.pl, który już wie, że „ks. Małkowski przeżył szok”. A proboszcz parafii na Winogradach przeprosił wiernych za kazanie gościa.

Cóż, ks. Małkowski nie jest lubiany przez salonowe elity. Bo taki zaściankowy, przaśny, protestował przeciw koncertowi Madonny w Warszawie. Ba, był jednym z nielicznych księży, którzy odważyli się w 2010 roku przychodzić na Krakowskie Przedmieście, by przewodzić modlitwom pod krzyżem. Wiadomo, stał się niepisanym liderem „smoleńskiej sekty”. To prawdziwy skandal, że taki ktoś jest w ogóle zapraszany do wygłaszania kazania. Dlatego czujna, jak zawsze, redakcja „Wyborczej” wytropiła w Poznaniu prawdziwą rebelię. Bo oto jeden wierny wstał, przerwał ks. Małkowskiemu i wyszedł. A za nim parę innych osób.

Nie chciałabym nikogo obrazić, ale sensem Eucharystii nie jest wcale kazanie. I może ono mi się podobać mniej lub bardziej, a nawet wcale, ale w żaden sposób nie zwalania mnie z uczestnictwa w Mszy świętej DO KOŃCA. Może mi się naprawdę nie podobać kazanie głoszone co niedziela, ale to nie powód do urządzania tego typu „pokazówek”. Rzekoma „rebelia” poznańskich wiernych tak naprawdę bardziej świadczy o nich samych, aniżeli o ks. Małkowskim czy proboszczu, który go zaprosił.

A że „kazanie polityczne”? Tak naprawdę, nie do końca. Bo ks. Małkowski bardziej, aniżeli o polityce, mówił o Ojczyźnie. A przecież nie ma najmniejszego powodu, by rozdzielać te dwie sfery. W końcu nie bez powodu dewizą Wojska Polskiego od lat jest zawołanie „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Jasne, wierni idąc na niedzielną mszę woleliby zapewne usłyszeć, co mówi do nich Jezus, ale przecież nic im się zaszkodzi wysłuchać także o problemach Ojczyzny.

I na koniec jeszcze jedno – bawi mnie setnie oskarżanie ks. Małkowskiego o „polityczne kazania” przez te media, dla których jednocześnie guru jest na przykład ks. Kazimierz Sowa, którego najczęściej można zobaczyć w programach polityczno-publicystycznych TVN24. I to w dodatku w stroju, który nijak nie wskazywałby na to, że mamy do czynienia z osobą duchowną...

Marta Brzezińska-Waleszczyk