Przemysław Maksym: W swojej książce „Miejsce dla każdego. Opowieść o świętości Jana Pawła II” pisze Pani, że Jan Paweł II każdego roku jak dziecko cieszył się na Boże Narodzenie. Szopka na placu Św. Piotra, polskie kolędy, opłatek – to wszystko w Watykanie było dzięki niemu.

Brygida Grysiak: Podobnie jak papieskie obrazki na Boże Narodzenie i choinka na placu Św. Piotra. To była w  Rzymie zupełna nowość. Można powiedzieć, świąteczna rewolucja. Ani we włoskich domach, ani na ulicach włoskich miast choinek wcześniej nie było. Abp Mokrzycki mówi, że Włosi pokochali ten zwyczaj, tak jak pokochali papieża z Polski. Najważniejsze były jednak przygotowania duchowe – z pokorą przeżywane rekolekcje adwentowe, modlitwa, a nawet post. Przez cały Adwent Jan Paweł II jadł mniej niż zwykle. Na śniadanie nie jadał wędlin. Domownicy byli pod wrażeniem tego adwentowego postu. Papież był już przecież słaby i schorowany. A jednak miał w sobie tę siłę, żeby i  w  taki sposób „prostować ścieżki” przed spotkaniem z Nowonarodzonym. Do czego namawiał nas wszystkich. Mówił, że „życie byłoby puste, gdyby nie było Adwentu”. Nie modlił się więcej niż zwykle, bo – jak mówi jego drugi sekretarz – to  byłoby niemożliwe. Na co dzień modlił się niemal bez przerwy. Z wielkim zaangażowaniem uczestniczył za to w adwentowych rekolekcjach głoszonych przez ojca Cantalamessę. Robił notatki jak uczeń. Karmił się Słowem Bożym.

Czy to prawda, że znajdował nawet czas, by osobiście napisać do swoich przyjaciół życzenia lub chociaż je podpisać?

Abp Mokrzycki opowiada, że tych kartek mogło być nawet około tysiąca. Wśród nich te oficjalne, choćby do głów państw, i  te nieoficjalne  – do przyjaciół i  znajomych. Chciał o  każdym pamiętać. Każdą kartkę osobiście podpisywał. To był zawsze ten świąteczny, papieski obrazek plus - jak mówi arcybiskup Mokrzycki - krótki, ale zawsze osobisty list.
A w treści życzenia radości z Bożego Narodzenia, pokoju ducha i  nadziei, którą niesie tajemnica wcielenia. Zwykle kilka słów o Matce Bożej. I koniecznie o  wigilijnym opłatku, który Jan Paweł II dołączał do każdej kartki. Mówił, że to „chleb pojednania”.

Jan Paweł II nie tylko dostawał prezenty, a sam je też rozdawał. Kto mógł liczyć na prezent od przyszłego świętego?

Każdy, z  kim się spotykał, dostawał różaniec. I  modlitwę. Arcybiskup podkreślał wiele razy, że Jan Paweł II modlił się za każdego, kogo spotkał. Natomiast w tym okresie świąteczno – noworocznym tych prezentów było więcej. Podczas specjalnej audiencji każdy pracownik Watykanu dostawał na przykład butelkę wina spumante, świąteczne włoskie ciasto panettone i  ten bożonarodzeniowy obrazek ze specjalnym błogosławieństwem. Podczas bardziej kameralnych spotkań opłatkowych z polskimi księżmi zdarzały się świąteczne loterie. Ks. Oder opowiadał kiedyś, że każdy wy-
ciągał los, do którego był przypisany prezent. Sam wspominał, że dostał torbę ze sprzętem do gry w tenisa.

Górale przed każdymi świętami przyjeżdżali do swojego papieża. Jakie znaczenie dla niego miała ta wizyta?

Podobno co roku bardzo na to spotkanie z góralami czekał. I oni bardzo czekali. Arcybiskup opowiada, że zawsze było na ludowo i z przytupem. Przywozili z Podhala świerki, a z nimi siano na wigilijny stół i swojskie przysmaki. Rozumieli się bez słów.

[koniec_strony]

Jak wyglądała wigilia u Ojca Świętego?

Od rana obowiązywał post. Siostry krzątały się w  kuchni. Podobno pachniało w  całym mieszkaniu. Było skromnie, prosto, bez dwunastu dań i  bez prezentów. Przy stole zasiadało nie więcej niż dwadzieścia jeden osób. Arcybiskup Mokrzycki żartował, że więcej by się już nie zmieściło. I  tak dostawiali do stołu kuchenne taborety. Wigilia rozpoczynała się o siedemnastej. Wcześniej Jan Paweł II odpoczywał. Potem modlił się w kaplicy. Goście czekali w  pokoju obok refektarza. Kiedy wszyscy zasiedli już do stołu, na początku była modlitwa i  czytanie fragmentów Pisma Świętego. Czasami czytał pierwszy sekretarz, kard. Stanisław Dziwisz, czasami abp Mokrzycki a czasami któryś z gości: ks. prof. Tadeusz Styczeń albo kard. Ryłko. Potem Ojciec Święty składał życzenia i  łamali się opłatkiem. Każdy z  każdym. A  kiedy składał życzenia wszystkim przy stole, najczęściej życzył radości. Bo ta radość była dla niego mocnym atrybutem wiary. „Zawsze radujcie się w  Panu!” – powtarzał. „Pan jest blisko”. Arcybiskup opowiada, że przy wigilii czuł u Ojca Świętego tę radość bardziej niż kiedykolwiek.

Dużo było w niej polskości?

Wszystko było polskie. Także wigilijne menu: ryba w  galarecie i  sałatka jarzynowa, barszcz z  uszkami, karp smażony z  surówką z  kapusty, były też gołąbki z  kaszą i  z  sosem grzybowym. I  kluski z  makiem. Do tego siostry robiły kompot z  suszonych gruszek. I  piekły słodkości. Podobno Jan Paweł II najbardziej lubił barszcz z  uszkami i  oczywiście ciasta. Makowiec przyjeżdżał z Polski. Arcybiskup wspomina, że państwo Turowscy przywozili tort orzechowy. Przywozili placki, a siostry robiły masę. Z Polski była nawet herbata. Ojciec Święty pił zawsze do wigilii herbatę, najlepiej owocową. Owoce leśne, malina, dzika róża. O  tym, jak bardzo myślami był w  Polsce, świadczy to, co działo się potem. Około osiemnastej wstawał od stołu i  szedł zapalić w  oknie biblioteki świecę. Po raz pierwszy zrobił to jedenaście dni po wprowadzeniu w  Polsce stanu wojennego. Na znak łączności i  solidarności z  Polakami, którzy nie mieli wtedy ani dobrych, ani spokojnych świąt. Stan wojenny się skończył, a zwyczaj pozostał.

Jak mówi abp Mieczysław Mokrzycki, bożonarodzeniowy poranek był trochę bajkowy. Mimo że noc była długa, a pasterka wymagała dużego zaangażowania, papież zaczynał dzień od samego rana. Co wtedy robił?

Arcybiskup mówi, że Jan Paweł II od rana był roześmiany. Podobno wyglądał przez okno, jakby chciał sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Żadnej taryfy ulgowej jednak nie było. Msza święta o  ósmej, potem śniadanie. Zwyczajne. Uroczysty był obiad. Choć też nie bardzo wystawny, bo siostry zwykle przygotowywały domowników do drogi. Wieczorem ruszali do Castel Gandolfo.

Dużo kolędował? Które kolędy lubił najbardziej?

Kochał kolędowanie. Śpiewał zawsze mocnym głosem i  bez śpiewnika. Znał chyba wszystkie możliwe kolędy i  pastorałki. Arcybiskup wspomina, że kolędowali i  w  domu, i  w  Castel Gandolfo. Od wigilii codziennie do 6 stycznia. Zaczynali po kolacji. Ojciec Święty mówił: „To zaczynamy kolędy”. Ks. Styczeń podobno zaczynał, bo był muzykiem. I świetnie śpiewał. Potem dołączały siostry, i goście. I tak śpiewali do dwudziestej pierwszej, czasami dłużej. Na koniec Jan Paweł II zawsze zostawiał ulubioną pastorałkę „Oj, maluśki, maluśki”. I zawsze dodawał do niej jakieś zwrotki od siebie. Wymyślał je na poczekaniu. O  przyjaciołach zawsze coś było. O  tych, którzy siedzieli przy stole. Ks. prał. Paweł Ptasznik opowiadał mi, że to były bardzo ciepłe, rodzinne spotkania. Że siadali wokół choinki i  śpiewali. Ale co ciekawe, on osobiście odniósł wrażenie, że ulubioną kolędą Jana Pawła II była kolęda „Bóg się rodzi”, a nie pastorałka „Oj, maluśki, maluśki”. I nie chodzi nawet o wrażenie ze wspólnego kolędowania – mówił – ale o to, jak często do tej kolędy w  rozmowach, w swoich tekstach i przemówieniach wracał. Ojciec Święty zawsze powtarzał, że to jest jedna z tych kolęd, które najgłębiej oddają teologię Bożego Narodzenia. Zresztą, kochał kolędy nie tylko dlatego, że po prostu lubił śpiewać, ale dlatego – jak sam mówił któregoś razu – że jest w nich tyle czułości dla małego Jezusa, który się rodzi. Że jest w nich prawda o Bożym Narodzeniu. I radość, którą Boże Narodzenie wnosi do naszego życia.

Przesłanie papieża o głębokiej radości z narodzin Boga jest jakoś szczególnie obecne w Pani życiu?

Jan Paweł II jest stale obecny w moim życiu, w życiu naszej rodziny. Razem ze swoim przesłaniem o głębokiej radości z narodzin Boga.

Co na zbliżające się święta chciałby powiedzieć Polakom, polskiemu Kościołowi kanonizowany w tym roku Jan Paweł II?

Być może to, co powtarzał w Adwencie - żebyśmy prostowali swoje ścieżki przed spotkaniem z  Nowonarodzonym. A  potem świętowali z  radością wielką. Bo Jezus narodził się po to, żeby dzielić z  nami życie. I  nigdy nas nie opuści. Życzmy sobie, żeby w naszych domach i sercach było dla Niego miejsce. Żeby było miejsce dla każdego. Jak w  domu i  w  sercu św. Jana Pawła II. Wesołych Świąt!

Rozmawiał Przemysław Maksym

*Wywiad ukazał się w najnowszym numerze pisma "Niecodziennik" (całość numeru można znaleźć TUTAJ)