Trwamy jeszcze w Oktawie Wielkanocy i przez cały Okres Wielkanocy będziemy śpiewać pieśń: „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana”. Okres ten uzmysławia nam, że śmierć nie jest końcem, ale początkiem… I dlatego od dłuższego już czas „chodzą mi po głowie” myśli, refleksje związane właśnie z tym tematem. Tematem choroby, śmierci, odchodzenia, przejścia, nowego początku. Może się starzeję, ale… sądzę, że każdy wierzący powinien myśleć o tzw. sprawach ostatecznych (śmierć - sąd - piekło – niebo).
Jednak ja swoją refleksje chciałby poświęcić raczej całej „otoczce” która towarzyszy chorobie, śmierci, umieraniu, odchodzeniu… Skłoniły mnie do tego pewne wydarzenia ostatniego czasu i moje wcześniejsze duszpasterskie doświadczenia.
Dawniej mówiono o „majestacie śmierci”, „misterium śmierci”… Podchodzono do tych spraw niezmiernie poważnie, zachowywano pełne szacunku milczenie. A dziś? Śmierć skomercjalizowano. Stała się „produktem” na którym można nieźle zarobić. Powstają „salony pogrzebowe”, a nawet niektóre z nich specjalizują się w kosmetyce trupów. W trumnie naszego zakładu będziesz wyglądał jak żywy – przed laty przeczytałem na reklamie. Wielu z śmierci, umierania, odchodzenia zrobiło istny cyrk, medialny show. Coś, co kiedyś odbywało się zaciszu domu, owiane tajemnicą, w gronie najbliższych dziś wywleka się brutalnie przed kamery, publikuje na YouTube.
Obrzędy pogrzebowe przybrały formę teatralnych spektakli, w których modlitwa schodzi na dalszy plan. Liczy się wystrój kościoła (kaplicy), oprawa muzyczna, ba nawet ilość księży, aby potem można się było chwalić przed znajomymi: pogrzeb trzech księży prowadziło.
Przez wiele lat pomagałem w jednej z parafii w centralnej Polsce. Często odprawiałem tam pogrzeby. Najczęściej odbywało się to tak, że ks. Proboszcz będący już w podeszłym wieku i mający problemy z chodzeniem, odprawiał w kościele Msze św. pogrzebową, a następnie ja odprowadzałem zmarłego na pobliski (jakieś 400-500 m) cmentarz parafialny. Podczas procesji na cmentarz, tak jak to przewiduje rytuał, modliłem się śpiewając przez całą drogę psalmy. Podczas jednego z pogrzebów, gdy już dochodziłem do bramy cmentarza, podchodzi do mnie ktoś z rodziny zmarłego i pyta kiedy skończę, bo jak wejdziemy na cmentarz to zamówiony grajek będzie grał na trąbce. Powiem szczerze, że w pierwszym odruchu miałem ochotę powiedzieć do p. Kościelnego: zawracamy, niech im grajek zmarłego pochowa. Skoro ważniejsze od modlitwy psalmów było dla nich jakieś trąbienie, to tak wypadałoby zrobić. Jednak jakoś to przełknąłem. Potem ustaliliśmy z ks. Proboszczem, że takie pogańskie zwyczaje mogą sobie robić, ale po wszystkich modlitwach. Przy następnych pogrzebach informowało się rodzinę, że trębacz może grać, gdy będzie już zasypywany grób. Skąd taki zwyczaj? Obcy przecież naszej polskiej kulturze i tradycji. No, ale cóż jak się ktoś amerykańskich filmów naoglądał…
Myślę, że każdy rozsądny i wierzący człowiek w pewnym wieku powinien zacząć myśleć o swoim przejściu. Wiem, że młodemu człowiekowi, zwłaszcza dzisiaj, gdy gloryfikuje się siłę, zdrowie i wszelkiego rodzaju hedonizm, trudno jest o tym myśleć. Przecież mówienie o śmierci uważa się za coś passe, w złym guście. Jednak właśnie Wielki Post, Triduum i Wielkanoc przypominają nam o tym, że nawet Syn Boży umarł, a potem… Zmartwychpowstał. Trzeba więc czasami pomyśleć czy i ja na ten moment przejścia jestem przygotowany? Czy wszystkie sprawy mam uporządkowane. Czy napisałem testament, aby później moja rodzina jeszcze nad moją trumną nie wykłócała się o majątek? Byłem kiedyś świadkiem takiej kłótni. Zamiast się modlić musiałem uspokajać wzburzone nastroje.
Może ktoś uzna za niewłaściwe podawanie przykładu z własnej rodziny, ale chciałbym w tym miejscu dać świadectwo tego, jak odchodziła, przechodziła moja Mama.
Wiedziała, że siły już Ją opuszczają. Jakieś trzy lata przed swoją śmiercią, gdy przyjechałem na urlop do domu, pierwszy raz pokazała mi leżącą w szafie reklamówkę mówiąc: W to, co jest w tej reklamówce ubierzesz mnie do trumny. Oczywiście zaprotestowałem mówiąc: Mama daj spokój, jeszcze czas. Na co Ona odpowiedziała: Zawsze trzeba być gotowym. Później wielokrotnie przypominała mi o tej reklamówce.
Gdy już moment Jej przejścia się zbliżał, a gdy jeszcze mogłem wychodzić z Mamą na spacery po mieście, to wtedy pokazywała mi i tłumaczyła: gdy umrę to pójdziesz tu, w ZUS-ie załatwisz to… tu jestem ubezpieczona, to dostaniesz parę groszy itd. Zrobiła porządki w szafach. Na biednych oddała praktycznie wszystkie swoje ubrania, Sąsiadkom rozdała swoje włóczki i druty, na których już nie mogła robić itd.
Pamiętam, że gdy już nie mogła chodzić i gdy przez ostatnie pół roku opiekowałem się Nią, jednego razu zawołała mnie, kazała wziąć coś do pisania i podyktowała mi jak ma wyglądać jej pogrzeb. Dokładnie pamiętam te punkty:
- Trumna najprostsza i najtańsza, bez koroneczek i falbanek;
- Nie życzyła sobie na pogrzebie żadnych wieńców i kwiatów, bo jak twierdziła: mój grób to nie śmietnik, zamiast wywalać pieniądze na wieńce niech zamówią Mszę św. i się pomodlą. Wolę Mamy spełniłem i na klepsydrze zamieściłem informację, że Mama zamiast kwiatów prosi o Ofiarę Mszy św. i modlitwę. Ludzie uszanowali wolę Mamy. Zamówiono – i to było dziwne – 74 Msze św. czyli tyle ile Mama miała lat, gdy wróciła do Domu Ojca. Nadmienię, że Mama kochała kwiaty, ale te w ogrodzie. Nie lubiła nawet gdy przynoszono jej kwiaty na Imieniny. Zawsze powtarzała: no i po co? Mogły sobie rosnąć i chwalić Pana Boga, a tak szybko zwiędną.
- swojej śmierci kazała powiadomić tylko najbliższą rodzinę. Nie życzyła sobie żadnej stypy czy obiadu po pogrzebie.
- Mama umarła w Adwencie (3 grudnia). Prosiła aby pogrzeb był w białych szatach liturgicznych i aby nie śpiewano żadnych żałobnych pieśni. Surowo mi nakazała abym nie nosił po niej żadnej żałoby. Mówiła: jestem synu gotowa, idę do swoich rodziców, nie płacz po mnie. Prosiła też aby nad jej grobem zaśpiewać „Witaj Królowo” ale po łacinie „Salve Regina”. Tak też się stało.
- Jako Matce kapłana, zgodnie z tradycją w naszym mieście, przysługiwał Jej przywilej, że Msza św. pogrzebowa nad Jej trumna powinna odbyć się w kościele parafialnym. Jednak Mama nie chciała tego przywileju. Powiedziała mi wprost: całe życie nie oczekiwałam dla siebie przywilejów, nie chcę ich i po śmierci. Msza św. pogrzebowa niech będzie w kaplicy cmentarnej. Tam gdzie była Msza św. i pogrzeb waszego Ojca. Gdzie mąż tam i żona. Tak też się stało.
Mszę św. koncelebrowało wielu kapłanów. Dziś już nawet nie pamiętam ilu. To nie jest ważne. Były tłumy ludzi. Rozmodlonych, pełnych ciszy i skupienia. Szanujących misterium odejścia. Nie było żadnej orkiestry, trąbki, jedynie ciszę cmentarza rozproszył śpiew psalmów i pieśni: „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana”.
Do grobu Mamę odprowadziłem osobiście dziękując Jej publiczne za dar życia (pisałem o tym w swoim tekście: Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły. (Prz 31,10) http://www.pawlowicz.areopag21.pl/post/5352/niewiaste-dzielna-ktoz-znajdzie-jej-wartosc-przewyzsza-perly-prz-3110).
Nie ukrywam tego, że Mama dała mi najlepszą lekcję jak trzeba traktować śmierć i jak być przygotowanym na moment swojego przejścia. Tam nie było nic z teatru, spektaklu, dramatu… Była zaduma i… ogromna nadzieja. Moja Mama była kobietą nadziei. A przecież przeszła w swoim życiu i Sybir i inne trudne koleje losu. Przeszła je… trzymając mocno Różaniec w dłoni.
Tak właśnie Ją zapamiętałem. Jako najlepszą nauczycielkę życia i umierania. Bez fanfar, trąbek, rzewnej muzyki, kamer i całej komercyjnej, pozbawionej wiary i nadziei otoczki.
Do śmierci i swojej i innych podchodziła bardzo poważnie. Często chodziła na pogrzeby, do czego i mnie zachęcała. Gdy się opierałem, to mówiła: dziecko, tak jak ty idziesz dzisiaj na czyjś pogrzeb aby się pomodlić za jego duszę, tak kiedyś i inni przyjdą na twój pogrzeb.
Warto o tym pamiętać!
Komentarze (0):
Teofila (w podróży) April 2, 2016, 11:20 a.m.
+++
Bóg zapłać, za te wspaniałe rozważania i świadectwo.
>nawet Syn Boży umarł, a potem… Zmartwychpowstał.
Więcej nawet.
Syn Boży NA TO się narodził!
Niepojęte.
Duinne April 2, 2016, 12:46 p.m.
Bardzo madrze to Diakon napisal.