Poseł Prawa i Sprawiedliwości prof. Jerzy Żyżyński obawia się, że część pieniędzy, które trafią do polskich rodzin w ramach programu 500zł na każde drugie dziecko, może... zostać przepita. Dlatego polityk sądzi, że, być może, lepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie bonów, czy to żywnościowych, czy to na ubrania.

"Namawiałbym do zastanowienia się, czy nie lepiej byłoby przekazywać bony o wartości 500 zł przeznaczone na jakiś konkretny cel. Na przykład wyłącznie na żywność, ubranka, naukę języków, komputer dla dziecka, wycieczki szkolne" - powiedział Żyżyński w rozmowie z "Super Expressem".

Zarazem profesor stwierdził, że nie ma jego zdaniem żadnego sensu wprowadzanie progu dla najbogatszych, którzy nie otrzymywaliby takiej pomocy. "Nie warto tego robić, gdyż tych najbogatszych jest w Polsce naprawdę niewielu. Drugi próg podatkowy, naprawdę niezbyt wysoki, płaci zaledwie 5 proc. Polaków. W czasach, w których istniał trzeci próg podatkowy dla najlepiej zarabiających obywateli, płaciło go zaledwie 1 proc. To niewielka grupa, z punktu widzenia budżetu nieistotna. Zbyt mała, żeby było warto wprowadzać jakieś progi przyznawania 500 zł na dziecko" - powiedział, dodając, że zbyt kosztowna byłaby weryfikacja i inne komplikacje prawne wynikające z takiego rozwiązania. 

Żyżyński tłumaczył też, dlaczego proponuje wprowadzenie bonów. "Rozumiem zarzuty tych, którzy mówią, że te 500 zł może trafić do rodzin patologicznych i one to przepiją. Albo ktoś rozdysponuje to w inny sposób, niekoniecznie ku pożytkowi dzieci. Ktoś powie, że takich rodzin jest niewiele. Owszem, niewiele, ale w każdej z tych konkretnych rodzin byłoby pokrzywdzone dziecko" - powiedział.

kad/se.pl