Wczoraj po opublikowaniu informacji przez "Rzeczpospolitą" o znalezieniu trotylu w prezydenckim tupolewie nastąpiło w Polsce małe trzęsienie ziemi. Dlaczego ujawniono w mediach tą informację?

 

 Oto moja hipoteza: są osoby w prokuraturze albo wśród biegłych, mające świadomość, że w czasie wyjaśniania przyczyn katastrofy nie tylko popełniano poważne błędy i zaniechania, ale także manipulowano kłamliwymi informacjami. To takie osoby skontaktowały się z „Rzeczpospolitą”. Chciano w ten sposób, prewencyjnie, utrudnić schowanie pod dywan drażliwych części badań wraku. Następnie – to dalszy ciąg hipotezy - pod wpływem szoku opinii publicznej prokuratura poszukała wersji, którą dałoby się jakoś uzgodnić ze stanem badań, a jednocześnie tak zaprzeczyć tezom o obecności trotylu, by odwrócić ostrze całej sprawy przeciw Prawu i Sprawiedliwości. W istocie przecież prokurator Szeląg nie zdementował informacji „Rzeczpospolitej”, ale je skorygował, „doprecyzował”. Powiedział, że jest za wcześnie, aby jednoznacznie stwierdzić, że wyniki badań wskazują na obecność materiałów wybuchowych.

 

Dlaczego redakcja „Rzeczpospolitej” zaczęła się w pewnym stopniu wycofywać z opublikowanych wcześniej informacji?

 

Ktoś chyba uległ naciskom. Najwyraźniej informatorzy „Rzeczpospolitej” nie uzyskali w prokuraturze jeszcze takiej pozycji instytucjonalnej, aby przekonać swoich kolegów, że ich wnioski są uprawnione. Być może ten materiał został opublikowany w ostatniej chwili. Jednak, z głównych tez gazeta się nie wycofała, ani ich autor Cezary Gmyz.

 

Czy można powiedzieć, że „Rzeczpospolita” pisząc o trotylu w tupolewie nie napisała prawdy?

 

Premier Tusk powiedział o tym artykule jako „nieścisły materiał prasowy”. Zapewne wiedział, co mówi – tj. uwzględnił swoje informacje z innych źródeł.

 

Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz mówili wczoraj wprost o zamachu, o eksplozji. Pan się z tym zgadza?

 

Na gruncie mojej wiedzy tak stanowczo bym się nie wypowiedział. Politycy PiS-u mogą mieć jednak większą wiedzę na ten temat niż ja.

 

Czy wczorajsza publikacja „Rzeczpospolitej” pomogła czy zaszkodziła sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy?

 

Wydaje się, iż pokazała organom państwa oraz mediom prorządowym, że czas bezkarnego tuszowania ważnych wątków sprawy już minął.

 

Czy aby poznać całą prawdę o katastrofie musi zmienić się w Polsce rząd?

 

To jest oczywiste. Obecny rząd działa w rażącym konflikcie interesów. W jego interesie nie leży ustalenie prawdy. Nawet gdyby uznać, iż ekipa Donalda Tuska w żaden sposób nie przyczyniła się do katastrofy (a przecież sensowne jest uznanie, iż podważanie przez nią autorytetu głowy państwa obniżyło poziom ochrony prezydenta), to jest w pełni odpowiedzialna za „katastrofę po-smoleńską” (określenie chyba Rafała Ziemkiewicza). Jest odpowiedzialna za nie-odpowiedzialny, niezgodny z racją stanu tryb prowadzenia śledztwa.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski