Niemcy coraz intensywniej współpracują gospodarczo, ale i wojskowo z Rosją. Zwiększa się wymiana handlowa, liczba inwestycji i wspólnych projektów. Niemcy rozbudowyją rosyjski potencjał militarny i dostarczają temu państwu nowoczesnych technologii.


Ta sytuacja jest coraz gorsza dla bezpieczeństwa naszego kraju. Rzucone kilka lat temu przez ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa hasło modernizacji Rosji zostało podchwycone przez Zachód, gównie przez Niemcy, w dobrej wierze i zrozumiane jako całościowa reforma, łącznie z demokratyzacją systemu politycznego. To była jednak pomyłka, gdyż Rosji od początku chodziło o modernizację techniczną, z akcentem na unowocześnienie technologii wojskowej. Nie zmienia to faktu, że Berlin podjął bardzo daleko idącą współpracę z Moskwą.


Czy rzeczywiście jest to aż tak groźna dla naszego kraju sytuacja?


O tym w Polsce się w zasadzie nie mówi, co najwyżej można znaleźć informacje w materiałach eksperckich. Rosjanie zbudowali system złożony z satelitów wojskowych dla Bundeswery, a niemieckie przedsiębiorstwo zbrojeniowe Rainmethall buduje w Mulino pod Nowogrodem Niżnym centrum szkolenia wojsk lądowych dla Rosji, wraz ze sprzedażą licencji, umożliwiającej powielenie tego centrum w innych częściach federacji. Intensywna współpraca wojskowa niemiecko-rosyjska, to powinno mrozić krew nie tylko w polskich żyłach. Mamy do czynienia z największym transferem technologii od czasów ustawy land and lease z II wojny światowej.


Dlaczego tak się dzieje, czy Niemcom nie przypominają się słowa Lenina, że ten powiesi Europę Zachodnią na sznurze, który ta mu sprzeda?


Trzeba pamiętać, że ma to miejsce w warunkach kryzysu w Europie, gdy mamy problemy ze zbytem niemieckich produktów zbrojeniowych (nawet naciskana na redukcję wydatków Grecja w jednym obszarze jest przez Niemcy zachęcana do kontynuowania wydawania pieniędzy - do zakupu uzbrojenia z tego kraju). Kryzys na rynku zbrojeniowy nie sprzyja zerwaniu tego typu współpracy, dlatego Rosja będzie dla Niemiec pod tym względem atrakcyjnym miejscem inwestycji. To samo robi Francja z mistralami, czy Włosi z samochodami pancernymi. To jest dla Europy Środkowej bardzo groźna sytuacja, gdyż otrzymujemy komunikat, że będzie dalej robiony biznes z Rosją, bez względu na to, jak ten kraj będzie się zachowywał.


Czy wszyscy w Niemczech zgadzają się na takie dozbrajanie Kremla? Nikt nie myśli, że kiedyś ta broń może się Władimirowi Putinowi przydać?


Angela Merkel musi brać pod uwagę głos opinii publicznej, która jest w tej kwestii podzielona. Jesteśmy jednak w gorszej sytuacji niż choćby dwa lata temu. Pamiętamy, że wtedy Putinowi zostało przyznana nagroda Kwadrygi, która została mu następnie cofnięta. Doszło do tego nie pod presją niemieckiej opinii publicznej, ale pod groźbą Havla, który zapowiedział, że odda swoje wyróżnienie. Ale Havel już nie żyje. Teraz na szczęście mamy Joachima Gaucka jako prezydenta Niemiec, który potrafi w swoim zachowaniu uwzględnić moralność, a nie jedynie czystą grę polityczną.Pamiętajmy, że jest on głównym dekomunizatorem NRD i stanowi pewną konkurencją dla Merkel. Ona, jako dawna enerdówka, występuje na niemieckiej scenie politycznej jako osoba znająca Wschód. On może ją w tym jednak przelicytować. Takie zawirowania polityczno-moralne mogą występować w niemieckiej polityce i będą jej obraz trochę łagodziły. Byłoby jednak dowodem zbytniego optymizmu stwierdzenie, że ją wyhamują, czy odwrócą i Niemcy pójdą na konflikt polityczny z Rosją czy na zamrożenie stosunków. Nie, nie pójdą.


Z czego wynika chęć robienia przez Moskwę gwałtownych zakupów zbrojeniowych? Nie dość, że są to gigantyczne pieniądze, to wydaje się, że Rosja ma obecnie o wiele więcej wewnętrznych problemów niż sypiąca się armia.


Uważam, że robią to po to, żeby odzyskać swoją pozycję miedzynarodową, a bazują choćby na zwycięstwie w konflikcie czeczeńskim (pamiętajmy jednak, że to raczej prezydent Czeczenii jest osobistym wasalem Putina, a nie Czeczenia spacyfikowaną prowincją Rosji). Mają też w sumie pozytywne doświadczenie z wojny gruzińskiej, gdyż konflikt ten doczekał się minimalnej reakcji Zachodu. A zatem jeśli użycie sił wojskowych do rozstrzygania problemów politycznych jest skuteczne, a cena polityczna płacona za to jest niewielka, to stwarza to pokusę wykorzystywania tego typu instrumentów.


A co na to wszystko Amerykanie? Czy ostatecznie machnęli już ręką na Europę, czy jednak wciąż przyglądają się rosyjskim poczynaniom?


Wybór Baracka Obamy zatwierdził decyzję o redukcji wydatków Pentagonu, to już nie jest retoryka, ale twarde decyzje finansowe. Amerykanie odchodzą od zasady prowadzenia dwóch dużych wojen jednocześnie. Jeśli będą zaangażowani w innych częściach świata, to natychmiast wywoła to rosyjskie dążenie do testowania spoistości NATO, a wtedy może się zrobić nieprzyjemnie.


Czy Waszyngton zdaje sobie z tego sprawę? Czy jest to może dla USA mniejszy problem, przy większych jak Iran czy światowy terroryzm?


Nie chodzi o to, że Amerykanie nie zdają sobie z tego sprawy, mają jednak inne priorytety - one znajdują się na Dalekim Wschodzie. Dlatego zwróciłbym uwagę na sygnały ostrzegawcze, jakie są wysyłane do sojuszników USA w Europie przez amerykańskie instytucje pozarządowe, głównie Stratfort. Pamiętamy bardzo mocny artykuł George’a Freedmana w „Rzeczpospolitej” z informacją, że Polska ma się sama bronić przez trzy miesiące, co oznaczałoby, że złamie zdolność agresji najeźdźcy samotnie i nie będzie potrzebowała pomocy. To jest faktycznie powiedzenie - „radźcie sobie sami”. Gdyby to wygłosił rząd amerykański, to byłaby to samospełniająca się przepowiednia, ale rząd nie powinien osłabiać wrażenia własnych gwarancji. Współpracujące z nim instytucje pozarządowe lojalnie i uczciwie ostrzegają sojuszników: obudźcie się, gdyż my już was nie będziemy bronili tak, jak poprzednio.


Wydaje się, że pomimo tego, że ponownie prezydentem USA jest „miękki” wobec Kremla Barack Obama, to coś ostatnio „zgrzyta” w relacjach obu państw. Sprawa ustawy Magnickiego to tylko jeden z wielu przykładów.


Może to być sygnał niezadowolenia Stanów Zjednoczonych z faktu, że reset był nieskuteczny w zakresie uzyskania wsparcia Rosji dla zahamowania programu nuklearnego Iranu, czy w odniesieniu do Syrii. Moskwa wspiera reżimy sprzeczne z interesami Waszyngtonu, w związku z czym Amerykanie w ten sposób pokazali, że też potrafią szkodzić interesom Kremla. Zrobili to bardzo rozumnie, gdyż atakują nie państwowy, ale prywatny interes nomenklatury putinowskiej.


Rozmawiał Aleksander Kłos