Czy domy, w których słychać dziwne postukiwania, tajemnicze kroki i skrzypiące drzwi, występują tylko w książkach i horrorach? A może istnieją naprawdę?

Moja mama opowiadała o pewnym domu w Rudzie Śląskiej-Kochłowicach, w którym kiedyś rzekomo „straszyło”. Budynek stoi blisko cmentarza. Został wybudowany tuż po wojnie. Od tamtego czasu wielokrotnie zmieniali się jego właściciele. Mama wspominała, że kiedy była małą dziewczynką, zawsze pospiesznie mijała ten dom z przysłowiową duszą na ramieniu. Do dziś chodzą zresztą słuchy wśród starszych mieszkańców, że było w nim słychać m.in. wycie psów, odgłosy kroków, tajemnicze skrzypienie schodów. Ekipa remontowa jednego z kolejnych nabywców tej nieruchomości miała w przerażeniu ją opuścić. 

Trudno stwierdzić, ile w tych barwnych opowieściach jest prawdy, a ile narosłych z czasem plotek. Faktem jest, że mimo niskiej ceny dom długo nie znajdował nowych nabywców. Obecnie (od co najmniej kilkunastu lat) zamieszkuje go znajomy mojego ojca z rodziną. Tata nie pamięta, żeby właściciel domu skarżył się kiedykolwiek na jakieś „straszenie” w „okazyjnie” zakupionej nieruchomości. Podobno był tu wcześniej ksiądz egzorcysta i pokropił wodą święconą każde pomieszczenie budynku. Ta właśnie wizyta miała zakończyć ciąg tajemniczych zjawisk, jakie rzekomo miały tam miejsce.

Jeśli potraktujemy ten przypadek jako pewnik, wypadałoby zapytać, co bywa przyczyną takiego „straszenia”? Dlaczego w ogóle podobne przypadki mogą mieć miejsce? 

Przypominam sobie, że przed laty barwnie i obrazowo mówił na ten temat nieżyjący już ks. dr Marek Drogosz, pierwszy egzorcysta diecezji katowickiej. Co prawda wspominał wówczas o innym śląskim domu, ale w tej historii widać pewne podobieństwa. 

Szatan może zawłaszczyć pewne miejsca. Egzorcyzmowałem kiedyś jeden dom i mieszkanie, gdzie nie można było mieszkać, bo działy się straszne rzeczy. To był dom pijaków. W tym domu popełniono samobójstwo i najprawdopodobniej również zabójstwo. (…) Potem ten dom za marne pieniądze, okazyjnie, kupiło pewne małżeństwo. (…) Pani była psychiatrą i jak się później okazało okultystką, i przez nią to wszystko się zaczęło.

Przyjechała do mnie cała roztrzęsiona, bo zły duch zaczął ją „pożerać”. Z gabinetu psychiatrycznego zrobiła sobie gabinet okultystyczny. W tej „chałupie” przyjmowała. (…) Trzeba było pomóc tej kobiecie. Przerażony przyjechał też z nią jej mąż, a ona powiedziała: „Proszę księdza, ja jestem psychiatrą. Ja sama wiem, co mi jest. Koleżanka mnie zdiagnozowała. Proszę księdza – to nie jest choroba psychiczna”. Gdy zacząłem pytać, wyszło „szydło z worka”. I najpierw jej trzeba było pomóc, a później egzorcyzmować całą chałupę.

W tym domu teraz mieszkają dwie rodziny, dwoje dzieci się tam narodziło. Szczęśliwie wszystko jest w porządku. Była intronizacja krzyża, obrazu Matki Bożej – w tym gabinecie, gdzie to wszystko się działo. Tam to wszystko oddaliśmy Bogu – spokój, cisza, błogosławieństwo Boże, słonko Bożej łaski świeci! Teraz ona pracuje i jest bardzo głęboko związana z Panem Jezusem. Robi dużo dobrego. (...)


Grzegorz Fels


Tekst ukazał się w najnowszym numerze Miesięcznika Egzorcysta (42/2016)