Czemu służyła konwencja Prawa i Sprawiedliwości?

To był element kampanii PiS-u mającej na celu odzyskanie elektoratu, który sam siebie definiuje jako centrowy. Cała ta konwencja krajowa nie była zrobiona pod kątem żelaznego elektoratu pisowskiego tylko pod kątem ludzi, którzy wyobrażają sobie PiS jako partię zafiksowana na pewnych sprawach. Chodziło o to by ich przekonać, że wcale tak nie jest. Dlatego nie było na konwencji wystąpienia Antoniego Macierewicza, który by pokazywał swoją multimedialną prezentację o tym, że tupolew z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie rozpadł się 20 metrów nad ziemią i trzy osoby to przeżyły. Dlatego nie było mowy o ściganiu układu postkomunistycznego i w ogóle nie padło określenie WSI. Słowo "Smoleńsk" zostało wypowiedziane chyba raz w zupełnie innym kontekście. To jest swoją drogą zabawne, że wyraźnie pouczeni dziennikarze TVN właśnie tę wypowiedź wmontowali do materiału, chociaż zupełnie była ona marginalna.

Czym przyciągano ten elektorat centrowy?

Dużo mówiono o gospodarce. Ciekawy był panel na ten temat, ale też wyraźnie wciągano program PiS-u w populistyczny przekaz. Czyli mieliśmy powrót przeciwstawienia "Polski solidarnej", "Polsce liberalnej", akcentowanie programu narodowego tworzenia miejsc pracy, który jest moim zdaniem stertą głupstw socjalnych.

Pana zdaniem PiS jest zafiksowany na swoich problemach czy nie jest. Ten przekaz konwencji był szczery, czy była to swego rodzaju przysłona, a partia jest skupiona na problemie smoleńskim i tym czym się zajmuje poseł Macierewicz?

Tak samo można by było zapytać, czy Jarosław Gowin udaje kiedy o czymś mówi, czy nie udaje, bo przecież powinien być zafiksowany na "in vitro".

Ale w przypadku Gowina zupełnie realistycznie można podejrzewać, że nie chce być już w Platformie i jego szczerość jest wątpliwa teraz.  

Chodzi mi przede wszystkim o to, że Gowina pokazywano zawsze wyłącznie w kontekście "in vitro", aborcji i tego typu spraw, więc oczywiste jest, że on chce teraz pokazać, że nie tylko tym się zajmuje. Dokładnie tak samo jest z PiS-em. PiS się przecież nie odcinał od wyjaśniania katastrofy smoleńskiej, ale mieliśmy do czynienia z wejściem w pewien kolejny etap. Był czas kiedy PiS trwał w zagrożeniu rozkruszeniem się i marginalizacją. Wtedy był skupiony na mobilizowaniu swoich najwierniejszych zwolenników, czyli tego co ja bym nazwał elektoratem kulturowym.

Jarosław Kaczyński nazwał to patriotyzmem tradycjonalistycznym.

Rzeczywiście są ludzie, którzy tradycjonalistycznie pojmują patriotyzm i oni praktycznie nie mają na scenie politycznej innej oferty niż PiS. Ich jednak mobilizować nie ma sensu, bo oni są już zmobilizowani i teraz partia przedstawia coś co się przecież nie kłóci z jej głównymi, dotąd najczęściej okazywanymi wątkami działania, tylko stanowi rozszerzenie.

Jak to oceniać?

To było zręczne, to było udane, zwłaszcza na tle kongresu PO, który wyraźnie został skierowany do wewnątrz. Tam się partia zajmowała sobą, a nie Polską. Jeszcze zrobili ten koszmarny błąd wizerunkowy z mnóstwem ochroniarzy.

I z radnym ze Szczecina, który miał dosyć jeżdżenia na własny koszt na konwencie, kiedy góra partyjna sponsoruje sobie ubrania z kasy partyjnej i państwowej.

Tak, wystąpienie radnego było bardzo udane (śmiech). W porównaniu do tego konwencja PiS jednak osiągnęła cel, wyglądała spójnie i przemyślanie. Powinna być też skuteczna i poprawić słupki poparcia dla PiS-u. Mówię jednak to wszystko z przykrością, ponieważ sięganie po socjalną demagogię, wygadywanie głupstw o tym jak to aparat państwa, które jest chore po prostu i które wymaga gruntownego odchudzenia i reformy, może odegrać taką rolę jak w Drugiej Rzeczpospolitej, budując COP i Gdynię. To są słowa źle świadczące, mówiąc delikatnie o politykach, którzy je wypowiadają. Myślę, że Jarosław Kaczyński doskonale wie, że nie jest to możliwe, ale ma też przekonanie, że do Polaków tak trzeba mówić, bo jak się powie coś normalnie to nie zrozumieją.

Czy to byłaby powtórka strategii sprzed wyborów prezydenckich 2010 r.? Mieliśmy wtedy zmiękczanie wizerunku, wyciszanie na moment spraw związanych z katastrofą smoleńską.

Myślę, że wtedy to było płytkie i bardziej wizerunkowe. Teraz przewaga PiS-u polega na tym, że oni zdali sobie sprawę z tego, że sama akcja wizerunkowa, na której opierała się Platforma, nie wystarczy. Rzeczywiście PiS podjął realne problemy podsuwając jednak rozwiązania, które od dawien dawna wiadomo, że się nie sprawdzają, ale w które Polacy są ciągle skłonni wierzyć. Różnica pomiędzy sytuacją z 2010 roku a dziś jest tak, że do wygrania wyborów prezydenckich trzeba mieć poparcie ponad 50 proc., a do wygrania wyborów parlamentarnych wystarczy mieć 40 proc., żeby to się przełożyło na bezwzględną większość mandatów. Nie podejrzewam, żeby PiS powtarzał teraz numery z twierdzeniem, że Józef Oleksy jest lewicowym politykiem średniego pokolenia, a nie postkomunistą.

Ta kwestia też mnie nurtowała... 

(śmiech) Albo że Edward Gierek zastał Polskę murowaną, a zostawił obitą blachą.

Rozmawiał Tomasz Rowiński