- Dziwię się, że ta wypowiedź została odebrana w ten sposób. Wiem, że Ewa Kopacz dobrze zna sprawy ukraińskie – powiedział Tomasz Siemoniak w Radiu ZET, komentując burzę po wypowiedzi przyszłej premier na temat Ukrainy. Od razu doidał, że „wpływ na treść wypowiedzi Kopacz miała umowa z Ukrainą, w myśl której politycy mają publicznie nie dyskutować na temat pomocy wojskowej dla Ukrainy”.
Tomasz Siemoniak podkreślił, że wielokrotnie rozmawiał z Ewą Kopacz na temat pomocy wojskowej dla Ukrainy. - Pani premier postanowiła odpowiedzieć na to pytanie. Słuchałem tego na żywo, a potem, gdy usłyszałem o komentarzach, przeczytałem to jeszcze raz. Moim zdaniem to bardzo dobra wypowiedź o tym, że najważniejszy w tym wszystkim jest polski interes – mówił Siemoniak.
Na pytanie Moniki Olejnik, czy w polskim interesie jest sprzedaż broni Ukrainie, Siemoniak odpowiedział: „ W piątek był minister obrony Ukrainy i na prośbę strony ukraińskiej, którą uważam za zasadną, umówiliśmy się, że nie będziemy się na ten temat wypowiadali. Rozmawiamy o tym, jak Polska i NATO mogą pomagać Ukrainie. Sami Ukraińcy uznali, że lepiej na ten temat rozmawiać w zaciszu gabinetów, a nie chwalić się w mediach”.
Siemoniak odpowiadał też na pytanie, co Polska robi, aby w jej przypadku niemożliwa była agresja przy użyciu nieoznakowanych oddziałów wojskowych, które nazywa się "zielonymi ludzikami". - NATO postanowiło się zająć „zielonymi ludzikami”. Wojsko polskie, straż graniczna i inne służby bardzo poważnie do takiej ewentualności się szykują”. I dodał, że bardzo dobrze stało się, że NATO podciągnęło „zielonych ludzików” pod artykuł piąty, czyli atak na Sojusz, który zobowiązuje cały Pakt Północnoatlantycki do reakcji. – Nie da się już grać taką kartą, jak „zielone ludzki”, uznając, że wtedy NATO będzie myślało, że to nie jest prawdziwa agresja. „Zielone ludziki” to jest zwykła agresja i zostało to nazwane po imieniu – mówił minister obrony.
Minister obrony podkreślił, że w Polsce obawa przed „zielonymi ludzikami” jest większa niż gdzie indziej, nie tylko ze względu na bliskość Ukrainy, gdzie Krym został zajęty przez nieoznakowane oddziały rosyjskie. – Mając doświadczenia choćby 1939 r. i piątej kolumny, zawsze obawialiśmy tego rodzaju formy presji. Od początku tego roku, obserwując uważnie sytuację na Ukrainie, wyciągnęliśmy wiele wniosków, oczywiście jeśli chodzi o polskie warunki, one są zupełnie inne niż warunki wschodniej Ukrainy, o tym też trzeba pamiętać – mówił Siemoniak.
mod/Radio ZET