Szkoda, że zdjęcia reporterskie coraz rzadziej odgrywają rolę narratora, opowiadającego o zdarzeniach. Pokazujące postawy ludzi, ich zamiary, charaktery, ich wnętrza, czy jak się mówi duchowość. Jeszcze do niedawna dobry reportaż fotograficzny potrafił więcej i lepiej przekazać wydarzenia niż sprawnie napisana relacja. Wiele z takich wydarzeń, szczególnie dramatycznych jest samograjami.

Wszelkiego typu katastrofy, kolejowe, samochodowe, budowlane, klęski żywiołowe – huragany, powodzie itd. itp. Dobry reporter potrafi tchnąć ducha w swoje fotografie, uchwycić coś niepowtarzalnego, co łączy obraz z losem człowieka. Bo zawsze centrum uwagi reportera jest człowiek. Bez obecności człowieka na fotografii, nigdy nie będzie miała dramatyzmu. Nie wywoła głębokiej zadumy, radości smutku, rozpaczy i łez. Może być co najwyżej ciekawa, atrakcyjna, piękna estetycznie, pokazać przyrodę i walkę o byt świata zwierzęcego, ale nie wzruszy, nie spowoduje katharsis. To może tylko spowodować widok człowieka w konkretnym autentycznym otoczeniu. W realnym świecie.

Wtedy, gdy reporter chwyta „na gorąco” człowieka wplecionego, najczęściej wbrew jego woli, w dramatyczne zdarzenia, możemy mieć niemal stuprocentową pewność, że fotografia nie jest ustawką. Nie jest inscenizacją z prostego względu. Grożące niebezpieczeństwo, nawet jeśli minęło, ale pozostawiło po sobie widoczne wszędzie ślady nieszczęścia i zniszczenia, nie zachęca do pozowania, choćby reporter chciał zrobić „ciekawą fotkę”. Fotografowany człowiek odmawia w takich warunkach poddania się inscenizacji, nawet, gdyby w przyszłości tym zdjęciem miał imponować innym.

Do najtrudniejszych reportaży fotograficznych należą różne wydarzenia wyłącznie z udziałem ludzi. A więc wtedy, kiedy twarze ludzkie, ich gesty, sposób kroków, trzymania rąk i wreszcie spojrzenia mają na zdać relację z tego, co się w tym miejscu dzieje. Przekazać nam związki między widzianymi na fotografii ludźmi, ich nastrój i emocje. Czasami to się udaje.

Niedawno zapamiętałem jedno z takich świetnych zdjęć reporterskich. Pod kolumną Zygmunta na Placu Zamkowym w Warszawie widzimy na pierwszym planie twarze trzech mężczyzn. Pośrodku Władysława Frasyniuka, lekko wyżej od niego po lewej stronie zdjęcia Włodzimierz Cimoszewicz, po prawej stronie Ryszard Petru z profila, zaś za Frasyniukiem widzimy górną część głowy Pawła Kasprzaka , i na wysokości jego oczu górną część łodygi kwiatu białej róży.

A więc kolejna miesięcznica, a ci czterej mężczyźni przygotowują się do zablokowania pochodu żałobników, którzy za chwilę wyjdą z Katedry św. Jana Chrzciciela na warszawskiej Starówce, by przejść pod Pałac Prezydencki na Krakowskie Przedmieście.

Frasyniuk coś tłumaczy Petru, ale wzrok ma utkwiony przed siebie. Petru w napięciu z uwagą wsłuchuje się w słowa Frasyniuka. Cimoszewicz patrzy również przed siebie, ale jego oczy są nieobecne. Sprawia wrażenie jakby w myślach rozmawiał teraz sam z sobą. Natomiast Kasprzak ma całkowicie zamknięte oczy człowieka, który chce chwilę odpocząć od widoku kłębiącego się tłumu się na Placu Zamkowym, widocznego z wysokości schodków postumentu Kolumny Zygmunta.

Wracamy jeszcze raz na twarz Frasyniuka. I już wiemy, co mówi do Petru. Przedstawia mu swój plan ataku na kolumnę żałobników i sposób przeciwstawienie się policjantom, jeśli będą próbowali go powstrzymać. Biedny Petru jest tymi planami trochę przerażony i już wie, że on nigdy nie zdecyduje się na takie starcie z policją.

Opowiedzenie tej sytuacji trąciłoby banałem i nudą. Zdjęcie rozjaśnia wszystkie widoczne na nim postacie i sytuację, w jakiej zostali uchwyceni.

Jerzy Jachowicz