Damian Świerczewski, Fronda.pl: USA wysyłają lotniskowiec w kierunku Korei Północnej, media rozpisują się o możliwym konflikcie, który mógłby nawet przeistoczyć się w konflikt globalny. Rzeczywiście jest się czego obawiać?

Gen. Roman Polko: Przede wszystkim musimy mieć świadomość tego, że Korea Północna oraz jej przywódca są zupełnie nieobliczalni. Zapewne jednak nie uda jej się zaatakować Stanów Zjednoczonych, bo systemy zabezpieczeń są tam całkiem niezłe, z kolei technologia Korei Północnej na szczęście nie jest jeszcze tak zaawansowana. Rzeczywiście istnieje jednak groźba choćby ataku pośredniego – na przykład Korei Południowej. Bardzo istotne były też rozmowy, które przeprowadził Tillerson z Ławrowem, które pokazały wspólne stanowisko Stanów Zjednoczonych i Rosji wobec samej Korei, która zagraża światowemu bezpieczeństwu. To duży problem, z którym należy coś zrobić. Trudno jednak powiedzieć, co konkretnie jest w tej chwili najlepszym rozwiązaniem.

Powodem, dla którego wysłano lotniskowiec, jest między innymi obawa, że niebawem Korea może po raz kolejny przetestować pociski rakietowe – mówi się m. in. o tzw. „Dniu Słońca”, 105. rocznicą urodzin Kim Ir Sena, założyciela komunistycznej Korei. Sądzi Pan, że to rzeczywisty powód, czy też jednak Stany mają zamiar uderzyć?

Prężenie muskułów, zastraszanie, ćwiczenie i manewry w stosunku do Korei Północnej niewiele pomogą. Mamy tu do czynienia z systemem, który jest nieobliczalny. Nieobliczalnego gra czasem także Putin, jednak po reżimie Korei Północnej nigdy nie wiadomo, czego się można spodziewać. Oczywiście, Korea Północna w rzeczywistym starciu nie ma najmniejszych szans nie tylko ze Stanami Zjednoczonymi, ale nawet z Koreą Południową, jednak jest to po prostu światowy terrorysta. Na dodatek taki, który posiada broń jądrową. W rozwoju światowego terroryzmu zaszła zmiana – teraz usiłują oni budować swoje struktury państwowe – najlepszym przykładem jest ISIS – a potem z tej pozycji osiągać swoje cele.

Azjatyckie media informują z kolei, że przy granicy z Koreą Północną znajduje się 150 tys. chińskich żołnierzy. Co to oznacza?

Powodem jest obawa przed samą Koreą. Chiny nie wiedzą, czy Korea nie zacznie np. przekraczać granicy. Przed takimi państwami jak Korea wszyscy usiłują się w pewien sposób bronić. Trzeba jednak wiedzieć, że w dzisiejszych czasach, przy tak błyskawicznym rozwoju technologii, stawianie murów czy tysięcy żołnierzy niewiele pomoże. Niestety, ale Korea dysponuje pociskami rakietowymi, mniej precyzyjnymi, ale jednak zdolnymi wyrządzać szkody. Takie niekontrolowane ataki oczywiście mogą mieć miejsce. Wystarczy popatrzeć na to, jak ten reżim funkcjonuje – nawet członkowie najbliższej rodziny dyktatora mogą być z dnia na dzień zamordowani. Nawet brak okazywania odpowiednich uczuć z powodu śmierci ukochanego przywódcy może być powodem do skazania na śmierć. Nietrudno więc wyobrazić sobie sytuację, w której dyktator koreański podejmuje brzemienną w skutki decyzję dlatego, że coś uroił sobie w swoim szalonym umyśle.

Wspomniał pan o rozmowie Tillersona i Ławrowa. Czy to spotkanie jest oznaką, że stosunki między Rosją a USA uda się jeszcze naprawić? Widać jakiś postęp?

Nie sądzę, żeby to wiele zmieniło w relacjach między oboma państwami. Dobrze jednak, że prezydent Trump prowadzi rzeczywistą, realną politykę, inaczej niż Obama, który przez pół roku wahał się, czy likwidować syryjski arsenał, czy też powierzyć tę misję Putinowi. Bardzo dobrze, że administracja zwraca na to uwagę. Są jednak kwestie, które także ponad tymi bardzo dużymi podziałami, pozwalają dojść do porozumienia. Taką kwestią wydaje się być właśnie Korea Północna. Nawet nieobliczalny Putin zdaje sobie sprawę, że to, co dzieje się w Korei Północnej, daleko wykracza poza jakiekolwiek standardy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.