Marta Brzezińska: O co chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu, kiedy mówi w rozmowie z braćmi Karnowskimi „nie możemy dopuścić, by jakieś niemądre idee na tym wygrały, by niezadowolenie przejęli ludzie, którzy próbują odświeżać niemądre i szkodliwe dla Polski hasła”. To aluzja do Ruchu Narodowego?

 

Artur Zawisza: Jarosław Kaczyński już po raz drugi publicznie odnosi się do powstającego Ruchu Narodowego, przypinając mu łatkę antysemityzmu. Pierwszy raz tak zdefiniował różnice pomiędzy jego partią a narodowcami podczas spotkania we Wrocławiu, a teraz powtórzył tę tezę w ważnym wywiadzie dla tygodnika „W sieci”. Jest to o tyle znamienne, że tematyka żydowska nie jest przecież dzisiaj nadzwyczajnie głośno podnoszona przez współtwórców RN. Przypisuje się nam niekiedy nadmierny radykalizm, niekiedy żąda pogłębienia programowego, innym razem pyta o samodzielność polityczną, ale zupełnie najmniej mówi się o kwestiach żydowskich. To Jarosław Kaczyński jest osobą, która wywołała temat, ale skoro już to się stało, to trzeba złapać byka za rogi.

 

Zatem?

 

PiS od początku swojego istnienia jest partią bardzo bojaźliwie i defensywnie podchodzącą do kwestii relacji polsko-żydowskich. W sytuacjach skrajnych, gdy chodzi o takie ewenementy, jak film „Pokłosie”, Kaczyński potrafi zająć jednoznacznie propolskie stanowisko, ale nigdy nie dyskutował publicznie kwestii polityki światowych środowisk żydowskich wobec Polski. Tymczasem Polacy, tak samo, jak mają prawo oceniać działania Berlina, Moskwy, Pekinu czy Watykanu, tak mają prawo oceniać działalność Światowego Kongresu Żydowskiego czy innych, podobnych organizacji, razem stanowiących sieć porozumiewawczą diaspory żydowskiej na świecie. To są delikatne kwestie, ale sto lat temu ich bacznym obserwatorem był Roman Dmowski, który reasumując swój wysiłek na rzecz niepodległości państwa polskiego, wielokrotnie zaznaczał, że światowa społeczność żydowska była sceptyczna, a często nawet wroga wobec jego działań. Nie sposób twierdzić, że taki czynnik w polityce międzynarodowej nie istnieje. Tymczasem prezes PiS celuje w bardzo ekspansywnych wypowiedziach wobec niektórych partnerów europejskich, takich jak Rosja czy Niemcy, ale zawsze milczał nie w kwestii historycznych relacji polsko-żydowskich na ziemiach polskich, ale w sprawie dzisiejszej polityki międzynarodowego lobby wspierającego interesy tej społeczności. Cechą charakterystyczną PiS była próba reorientacji polskiej prawicy w stosunku do społeczności żydowskiej, ale polegała ona na niepotrzebnym i nietrafnym mieszaniu trzech odrębnych poziomów tego zjawiska. Czym innym jest historia Żydów na ziemiach polskich, czym innym współczesna polityka Izraela, a czymś zupełnie innym zorganizowana akcja światowej społeczności żydowskiej. Te trzy poziomy należy bardzo precyzyjnie rozróżniać i wobec każdego z nich mieć odrębnie profilowane stanowisko. Nie da się ująć ich w jedno, jak błędnie proponowali historyczni liderzy PiS.

 

To nie pierwszy raz, kiedy polityk PiS, delikatnie mówiąc, wypowiada się bez sympatii o RN, wcześniej był m.in. Adam Hofman czy Przemysław Wipler. W weekendowej „Rz” na przykład Dawid Wildstein wprost pisze o RN jako o zagrożeniu, które tylko utrudni przejęcie władzy przez PiS.

 

Z punktu widzenia RN – i powtarzamy to konsekwentnie – głównym problemem są wpływy zagraniczne w polskiej polityce i nadmierna układność wobec tych wpływów. To nie Jarosław Kaczyński oraz PiS są kłopotem, ale rządy Bronisława Komorowskiego i Donalda Tuska, poddające nas międzynarodówce unijnej z Berlinem na czele oraz agresywnej Rosji, która od czasu katastrofy smoleńskiej pokazuje swoją pogardę wobec Polaków. Mamy w tych kwestiach stanowisko nieodległe od PiS, aczkolwiek często bardziej konsekwentne. Wypowiadamy się za trwałością złotego jako polskiej waluty narodowej, a nie tylko za przesunięciem daty wprowadzenia euro. Gotowi będziemy żądać od UE traktatu repatriacyjnego, a więc przywracającego suwerenne kompetencje państwom narodowym i odbierającego je Brukseli. Do tej pory każdy traktat zwiększał federalizm w UE, my chcielibyśmy w sposób zgodny z prawem międzynarodowym go zmniejszyć. Gdyby UE nie była na to gotowa, będziemy zmuszeni postawić na ostrzu noża kwestię polskiej obecności w Unii na wzór Camerona.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska