Portal Fronda.pl: Czesi sprzedają Rosjanom amerykańską, niemiecką i fińską broń. Jak ocenia to Pan w kontekście dotychczasowej polityki Unii Europejskiej wobec Rosji w związku z wojną ukraińską?

Tomasz Szatkowski*: Jest to oczywiste złamanie pewnego ducha sankcji, które przyjęła Unia Europejska. Wydaje mi się jednak, że dochodziło już do poważniejszych naruszeń tych ograniczeń. Przykładowo firma Daimler uzyskała zgodę Komisji Europejskiej na „join venture” (ang. wspólne przedsięwzięcie – red.) z rosyjskim Kamazem. Będzie to oznaczać między innymi produkcję pojazdów podwójnego przeznaczenia. Organy Komisji zajmujące się konkurencją wydało na to zgodę i stwierdziły, że sankcje obejmują wywóz materiałów podwójnego stosowania, ale nie obejmują tworzenia z kapitałem europejskim „join venture” na terenie Rosji. A przecież będzie oznaczało to także przepływ technologii i nie ma co się w tej kwestii oszukiwać.

Jest to sprawa w sposób oczywisty łamiąca decyzje oficjalnie podjęte przez Unię Europejską, jednak jej skala i znaczenie jest mniejsza od tego, co robi, na przykład, Daimler.

Czesi przekonują, że broń, którą sprzedają, trafia w ręce myśliwych. Możemy wierzyć w rosyjskie gwarancje na tym polu?

Nie. Uzbrojenie, które wymieniła „Rzeczpospolita”, to nie jest broń myśliwska, ale najnowocześniejsze rodzaje automatycznych karabinków bojowych. Można wprawdzie zablokować mechanizm automatycznego ognia, ale można go później z powrotem odblokować. Taka broń trafia niekiedy na rynek amerykański: cywilni użytkownicy mogą korzystać z broni pozbawionej automatycznego ognia, ale prawda jest taka, że dobry rusznikarz może to łatwo zmienić, w ten sposób przywracając broni pełne cechy bojowe.

W artykule pada też sugestia, z którą w pełni się zgadzam. Sam tranzyt tej broni nie ma znaczenia strategicznego dla możliwości bojowych armii rosyjskiej. Broń ta może być jednak wykorzystywana do różnych prowokacji przeciwko Amerykanom.

*Tomasz Szatkowski jest prezesem zarządu fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych

rozm. pac