Dziś w Senacie będzie głosowana ustawa o wolnym od pracy dniu 12. listopada. To pomysł, na który nagle wpadło PiS i który wbrew wszelkiemu rozsądkowi zaczęto błyskawicznie forsować. Sejm już się na projekt zgodził, teraz - muszą to zrobić senatorzy.

Muszą, bo najwyraźniej nie chcą, ale władze partii nie pozostawiają im wyjścia. I po co nam w ogóle ten Senat, skoro senatorzy to tylko ,,guziki''?

Ustawę o dniu wolnym 12. listopada skrajnie krytycznie oceniło Biuro Legislacyjne Sejmu. Nic dziwnego: mnóstwo Polaków od miesięcy planowało rozmaite przedsięwzięcia na 12. listopada: spotkania, wyjazdy... mnożyć można w nieskończoność. A jednak komuś w PiS wpadło  do głowy, by nagłym dekretem ,,uszczęśliwić'' wszystkich obywateli i dać im dzień wolny od pracy. Kto upoważnił PiS do takiej ingerencji w życie obywateli, tego nie wiadomo; władza najwyraźniej czuje, że może więcej, niż może tak naprawdę.

,,Obrona [ustawy] nie jest moim zadaniem'' - mówi wymijająco senator Czesław Ryszka pytany przez dziennikarzy RMF FM o ustawę. ,,Będą zapewne grupy, które będą miały utrudnione życie'' - przyznaje z kolei Jan Maria Jackowski.

Co tu dużo mówić: ustawa to po prostu bubel. I nie chodzi tylko o to, że otwarte zostaną sklepy, szpitale i apteki, ale niemała rzesza pracowników tych instytucji znajdzie się w kłopocie - co zrobić z dziećmi, bo przedszkola i szkoły są przecież zamknięte.

Rzecz dotyczy samych zasad. Rządowi nikt nie dawał prawa do nagłej, brutalnej i w zasadzie po prostu bezczelnej ingerencji w życie ludzi. 

Ale cóż! Władza jednak w to życie ingeruje i gwiżdże na racjonalną krytykę; ma być wolne - będzie wolne! A senatorzy PiS?

Za to mają płacone - w majestacie senatorskiej powagi naciskać guziki tak, jak każą.

Paradne.

bb