Rymkiewicz, i co do tego, nikt kto czyta jego książki nie może mieć wątpliwości, to prorok, wieszcz, który za pomocą historycznych esejów próbuje na nowo zdefiniować i ukształtować życie duchowe Polaków, wskazując na fundamenty (a on sam napisałby raczej na ukrytą rzekę polskości) naszego bytu narodowego. Jego z pasją napisane eseje, które w niezwykły sposób przypominają historię Rzeczypospolitej, i wprowadzają zapomniane niekiedy wydarzenia na powrót do debaty publicznej, są więc nie tyle książkami historycznymi, ile duchowymi rozprawkami, apelami do Polaków, by ci zmienili swoje dusze i odrzucili dotychczasowe zakorzenienie, wybierając nową tożsamość. Gdybyśmy jednak rzeczywiście tego apelu wysłuchali to Polska stałaby się zupełnie innym krajem, niewiele mającym wspólnego z I i II Rzeczypospolitą i z chrześcijańskim dziedzictwem. Zamiast Polski przedmurza chrześcijaństwa mielibyśmy wówczas nihilistyczną Polskę ze snów Nietzschego (do którego zresztą Rymkiewicz chętnie nawiązuje), a zamiast Polski odpowiedzialnej, Polskę szaleńców. „Reytan. Upadek Polski” uświadamia to z całą mocą.

Ciemne korzenie szaleństwa

U podstaw myślenia (a może lepiej byłoby powiedzieć odczuwania, emocji) Rymkiewicza leży głębokie przekonanie, że istotą Polskości jest samowola, wolność szaleństwa. Polakom, i to poeta podkreśla wielokrotnie nie tylko na kartach „Reytana” nie jest potrzebna odpowiedzialność, skuteczne państwo czy nawet głęboka religijność, ale wolność. Wolność rozumiana przy tym nie po chrześcijańsku, ale nihilistycznie, jako szaleństwo niczym nieumotywowanego wyboru, wyboru, który służyć ma jedynie pustej estetyce czy potwierdzaniu „ciemnych korzeni rzeczywistości”.

Tę trudną prawdę o myśleniu Rymkiewicza doskonale widać w paroksyzmie estetycznej rozkoszy, jaką wywołuje w nim pomysł, by podczas Sejmu ordynaryjnego w 1762 roku doszło do jatki i walk między rodami Radziwiłłów i Czartoryskich. „Radziwiłłowie dobywają szabel osadzonych w czarnych furdymentach. Czartoryscy wyciągają swoje obosieczne rapiery, służący jednych i drugich rozpinają szare kapoty i widać, że pod kapotami mają proce i pistolety. Strumyki krwi ściekające z dębowych ław na posadzkę izby sejmowej, błyski wystrzałów, kamienie latające pomiędzy błyskami, zapach prochu, okrzyki konających. Damy piszczą i wrzeszczą, mdleją pod ławami. Adam Małachowski, marszałek starek laski, błaga, żeby nie gwałcono świętych praw Rzeczypospolitej, ale zaraz pada na kolana przebity rapierem. Ten, co go przebił, podstępnie, od tyłu, już innemu krwawy rapier w plecy wbija” - opisuje wyimaginowaną bójkę w Sejmie Rymkiewicz. I przekonuje, że dzięki niej historia Rzeczypospolitej mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej.

Groza szaleństwa

Ale wbrew pozorom wcale nie chodzi o to, że dzięki niej udałoby się uratować Polskę od rozbiorów. Na to Rymkiewicz nie widzi szans. On chciałby tylko, żeby Rzeczypospolita upadała w paroksyzmie szaleństwa, z dziką pianą na ustach, z księciem Karolem Panie Kochanku Rzadziwiłłem jako królem. Poeta nie ma wątpliwości, że ten ostatni był szaleńcem, ale to go właśnie zachwyca. Dzięki takiemu władaniu bowiem „groza szaleństwa zmieszałaby się z grozą upadku”. „Czyż można sobie wyobrazić piękniejsze, stosowniejsze zakończenie naszej ówczesnej historii, stosowniejszy koniec tamtej Rzeczypospolitej? Na końcu osiemnastowiecznej historii Polaków byłby król szaleniec (…) Dzieje Polaków zamknąłby oszalały Litwin. Litwin wariat. Litwin owładnięty szalonym litewskim geniuszem. Polska konałaby – w atakach szaleństwa! W królewskim obłędzie! Nieprzytomnie! W napadach wariackiej wściekłości! Tocząc pianę z ust – kąsałaby tych, upiorzyca, którzy ją dobijali. (…) Jaki wspaniały koniec – i miałyby go w pamięci, wspominałyby ze zgrozą i podziwem, w osłupieniu, wszystkie następne polskie i litewskie pokolenia” - wskazuje Rymkiewicz.

Szaleństwo staje się więc u niego podstawą dziejów Polski. Paroksyzm choroby psychicznej, krwawych walk (bo już nawet nie zemsty) miałby określać historię Polski i stać się jej znakiem rozpoznawczym. I nie ma w tym nic zaskakującego, bowiem w istocie metafizyka Rymkiewicza opiera się na głębokim przekonaniu, że nie istnieje nic takiego jak sens, Logos polskiej historii, ona sama zaś opiera się na jakichś ciemności bez jednego światła, która ujawnia się – od czasu do czasu – właśnie w działaniu rozmaitych szaleńców. Reytana, Radziwiłła czy innych jeszcze bohaterów pamięci Rymkiewicza. Poezja, eseistyka, a niekiedy muzyka, także mają nas skierować ku temu, co jest „w tej ciemności, który płynie, porusza się pod fundamentami życia”. Polska ma być zaś budowana właśnie na owej ciemności, która – co jakiś czas – przejawia się w doświadczeniach rozmaitych nie-bożych szaleńców.

Logos a nie chaos

Niebezpieczna jest także rymkiewiczowska koncepcja wolności, którą sprowadzić można (jeśli pominąć cały niezwykle estetycznie dojmujący sztafaż eseistyki) do pochwały samowoli. To właśnie tak rozumiana wolność – co bardzo mocno podkreślał błogosławiony Jan Paweł II – doprowadziła Polskę do upadku. „Myśmy kiedyś, nasi praojcowie, zawinili, zawinili wobec wolności. Nazywaliśmy to „złotą wolnością”, a okazała się zmurszałą!” - mówił Ojciec święty podczas pielgrzymki do Polski w 1987 roku, i przypominał, że tylko wolność osadzona na Bogu (a to znaczy na Logosie) może rzeczywiście budować.

Inaczej niż Rymkiewicz błogosławiony Jan Paweł II kładł zatem nacisk na rozsądek (poeta przeciwstawia Polaków rozsądnych, którzy zostają zdrajcami) Polakom szalonym) i mądrość obywatelską, która doprowadziła do powstania konstytucji 3 maja. To właśnie ukryta w niej rozumność, racjonalność, zdolność do nawrócenia, a nie pogrążenia się w odmętach szaleństwa, stały się – wedle błogosławionego Jana Pawła II – fundamentem odrodzenia Polski. „Ona sprawiła, że nie można było odebrać Polsce jej rzeczywistego bytu na kontynencie europejskim, bo ten byt został zapisany w słowach Konstytucji 3 maja. A słowa te, mając moc prawdy, okazały się potężniejsze od potrójnej przemocy, która spadła na Rzeczypospolitą” - zauważał Papież podczas pierwszej pielgrzymki do wolnej Polski. Odrodzenie Polski, jej moc i siła przychodzą zatem dzięki Prawdzie, Mądrości i Odpowiedzialności, a nie dzięki szaleństwu czy samowoli, która doprowadzić nas może do apologii ślepej przemocy.

Nieprawdziwy podział

Z takiej perspektywy lepiej widać, że chwytliwy, także publicystycznie, podział na Polaków szalonych i rozsądnych, jest z gruntu nieprawdziwy. Polska potrzebuje bowiem rozsądku, tak samo jak męstwa, które jednak, gdy przekształca się w szaleństwo staje się brawurą, która niewiele ma wspólnego z rzeczywistą odwagą. Prawdziwy podział wewnątrz Polski przebiega więc wedle zupełnie innych kryteriów. Jest nim pytanie, czy – niezależnie od wszystkich sporów – chcemy mieć Polskę będącą przedmurzem chrześcijaństwa (a tej z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, przy całej wielkości jego poezji nie zbudujemy) czy też wybieramy Polskę postoświeceniową (w wersji irracjonalistycznej, szaleńczej lub zracjonalizowanej i pełnej pogardy dla braku rozsądku Polaków), która do chrześcijaństwa odnosi się jako do istotnego, ale tylko elementu lokalnego kolorytu, a nie jako do fundamentu. Trzeba też sobie powiedzieć wprost, że z Rymkieiwczem (przy całym szacunku dla jego politycznej postawy i wielkości poezji) Polski Jana Pawła II nie zbudujemy, bo to prorok zupełnie innych wartości.

Tomasz P. Terlikowski

J. M. Rymkiewicz, Reytan. Upadek Polski, Warszawa 2013, ss. 278.