W niedawnym wywiadzie dla portalu Gazeta.pl prezes Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych pan Krzysztof Brzóska w alarmistycznym tonie stwierdził, iż poziom spożycia alkoholu sięgnął w naszym kraju ostatnimi czasy 11 litrów czystego alkoholu na głowę. To więcej niż jeszcze kilka lat temu, gdy statystyczny Polak spożywał 8 litrów alkoholu rokrocznie. Co jednak bardziej alarmujące Polacy mają pić nawet jeszcze więcej trunków niż za czasów PRL-u, kiedy to wszak problem alkoholizmu i pijaństwa był w naszym kraju bolączką wręcz dosłownie i codziennie namacalną.

Przy tej okazji można pokusić się o kilka następujących refleksji.

Po pierwsze: Co prawda wzrost liczby spożywanego alkoholu na głowę nie musi automatycznie oznaczać wzrostu pijaństwa i alkoholizmu, jednak w kontekście naszych polskich doświadczeń z tym problemem powyższe dane muszą budzić pewien niepokój. Nie jesteśmy bowiem narodem, w którym wykształciła się silna tradycja i kultura picia alkoholu, która byłaby podobna do śródziemnomorskich zwyczajów w tym zakresie. Polacy nie piją bowiem tak jak Włosi, Francuzi czy Grecy lżejszych alkoholi na co dzień w małych ilościach, ale ciągle znaczący udział w ogóle spożywanych przez naszych rodaków trunków mają najmocniejsze z nich, czyli wódka oraz spirytus (mniej więcej od 30 do 35 procent). Co prawda, w porównaniu z PRL-em nie rzucają się już może u nas w oczy zataczający się po ulicach w biały dzień pijacy, ale mimo to pijackie zwyczaje w rodzaju jednorazowego spożywania dużej ilości alkoholu wciąż są wśród Polaków żywe. Fakt faktem, iż niektóre z bardziej szczegółowych statystyk wskazują na to, iż pijemy bardziej ostrożnie i odpowiedzialnie, o czym świadczy choćby zmniejszająca się rokrocznie liczba przyłapanych przez policję kierowców w stanie nietrzeźwym. Jednak ogólnie rzecz biorąc, grzech pijaństwa wciąż w naszym kraju ma się dobrze.

Po drugie: Nie każdy grzech powinien być zakazywany i karany przez władze cywilne, ale akurat pijaństwo jest jedną z tych nieprawości, która z powodu ogromu szkód, jakie niesie osobom trzecim, powinna być właśnie w ten sposób traktowana. Tylko osoby nieznające życia lub kompletnie zaślepione mogą powtarzać slogany w rodzaju: "Pijak nikogo prócz siebie nie krzywdzi" albo "Piję za swoje i nikomu nic do tego". Pijaństwo w oczywisty sposób wiąże się bowiem z krzywdzeniem osób najbliższych, członków swej rodziny, etc. Grzech ten sprzyja też wzrostowi aktów wandalizmu, brutalnej przestępczości oraz nieodpowiedzialnych zachowań w sferze seksualnej. Jest więc w interesie całego społeczeństwa to, by władze cywilne najmocniej jak się – w ramach roztropności – da, sygnalizowały swym obywatelom, iż nadmierne spożycie alkoholu nie jest zachowaniem przez nie mile widzianym.

Po trzecie: Nie należy mylić zakazywania bądź ograniczania przez władze cywilne pijaństwa z prohibicją, jaka miała miejsce w USA w l. 1918-1933, czy też tą która jest obecna we współczesnych państwach muzułmańskich. Prohibicja takowa u swych podstaw miała bowiem błędne przekonanie, iż picie alkoholu w celach rekreacyjnych jest moralnie złe, nawet gdy jest dokonywane w małych ilościach oraz w ostrożny sposób. Niewłaściwe jest więc mylenie zwalczania pijaństwa ze zwalczaniem wszelkiego rekreacyjnego spożywania napojów alkoholowych.

Po czwarte: W Polsce istnieją już dobre prawa, które w swych założeniach mają zwalczać pijaństwo albo też ograniczać dostęp do alkoholu w sytuacjach, gdy spożycie takowego mogłoby powodować zbyt wiele problemów. Przykładowo słusznie zakazane jest u nas sprzedawanie napojów alkoholowych osobom nietrzeźwym i poniżej 18 roku życia (choć sądzę, iż ta ostatnia restrykcja winna być podniesiona do granicy 21 lat). Nasze prawodawstwo przewiduje nawet możliwość przymusowego leczenia alkoholików – i w tym też nie ma niczego złego. Ograniczenie możliwości legalnego spożywania alkoholu w miejscach publicznych tylko do restauracji, pubów i kawiarni także nie wydaje się zbyt przesadną restrykcją. Potrzebne są jednak też inne tego typu prawa. Czyż nie dobrze by było np. wprowadzić prawny zakaz nakłaniania kogoś do pijaństwa, pochwalania takowej nieprawości albo też ułatwiania czy organizowania pijackich imprez?

Po piąte: Co prawda amerykańska prohibicja wychodziła z błędnych światopoglądowo założeń i w swych ograniczeniach dostępu do alkoholu szła zbyt daleko, jednak nie wszystko, co mówią o jej domniemanych złych skutkach różnej maści liberałowie oraz libertarianie jest prawdą. W czasie obowiązywania prohibicji spadła wszak ilość przyjęć w szpitalach spowodowanych nadużyciem alkoholu, a także liczba zgonów związanych z praktykowaniem pijaństwa (Patrz: Iwona Niewiadomska/ Marta Sikorska - Głodowicz, "Alkohol. Uzależnienia. Fakty i mity", Lublin 2004, s. 37). Ponadto poziom spożycia alkoholu wyraźnie zmalał w czasie obowiązywania prohibicji i do stanu sprzed jej wprowadzenia wrócił dopiero w 1960 roku, a więc prawie 30 lat po jej zniesieniu. Nie wykluczone jest też, iż w perspektywie długofalowej prohibicja przyczyniła się do większej kultury picia wśród Amerykanów. W USA wszak bardzo ściśle jest przestrzegany zakaz sprzedaży alkoholu osobom poniżej 21 roku życia, jest tam też więcej abstynentów niż w innych krajach, zaś pijaków jest mniej niż w Polsce, Wielkiej Brytanii czy Irlandii (nie wspominając już o Rosji czy Finlandii).

Oczywiście był też jeden negatywny skutek prohibicji, jakim był rozrost przestępczości kryminalnej, która znaczną część swej energii i potencjału ulokowała w nielegalny handel alkoholem. Jednakże i co do tego nie do końca wiadomo, czy prohibicja była główną tego przyczyną. Pamiętajmy wszak, iż prohibicja zbiegła się z powrotem setek tysięcy młodych mężczyzn z frontu okrutnej wojny, a także nasiloną imigracją do USA milionów osób z krajów znacznie biedniejszych. Nie należy chyba pomijać tych dwóch czynników (czyli demoralizacja spowodowana wojną i napływ biednych) we wzroście przestępczości, zamiast zwalać wszystko na prohibicję. Nie jest bowiem wcale wykluczone, że w tamtym czasie i okolicznościach, gdyby handel i spożycie alkoholu nie zostały zakazane, to świat przestępczy znalazłby sobie inną sferę nielegalnej działalności, w którą zainwestowałby swą gorliwość i energię. Zamiast alkoholu, mogłyby to być narkotyki, prostytucja, nielegalne walki bokserskie czy nawet pokazy walk psów (czy zatem aby uniknąć wzrostu przestępczości należy to wszystko legalizować?). Być może, to po prostu był taki czas i miejsce, że przestępczość rozwinęłaby się i bez prohibicji.

Mirosław Salwowski