Jak kilka dni temu informowały nas o tym mass media nowy wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz zapowiedział walkę z tzw. patostreamerami. W tym celu zwołał on spotkanie z przedstawicielami YouTube i Facebooka na który zaproszeni zostali również reprezentanci m.in. Policji, Rzecznik Praw Obywatelskich oraz Rzecznik Praw Dziecka. Minister Andruszkiewicz nazwał zjawisko patostreamingu mianem "poważnego i niebezpiecznego" dodając przy tym:

"Odbiorcami tych patologicznych treści są bardzo często dzieci. Chyba nikt nie chce, aby nasze dzieci wychowywały się na takich transmisjach, publicznych libacjach, pokazywaniu przemocy, hejtu itd. A rodzice zwykle nie mają świadomości tego, że ich dzieci spędzają swój wolny czas na oglądaniu tego typu transmisji. Chcemy ograniczyć działalność patostreamerów".

Wypada pochwalić nowego wiceministra cyfryzacji za chęć stanowczego zajęcia się twórcami patostreamów. Ludzie ci bowiem, w sposób publiczny i na dużą skalę szerzą przeróżne obrzydliwości. Zadaniem zaś władz cywilnych jest używanie danego jej od Boga miecza, tak by zło było karane, a złoczyńcy się bali się takowej kary (patrz: Rz 13, 1-4; 1 P 2, 13). Nie jest też tak, by wolność słowa oraz ekspresji były wartościami absolutnymi lub takimi, których ograniczenia winny być jedynie minimalne. Dobro rodzin oraz całego społeczeństwa jest ponad wolnością słowa i ekspresji. Jak nauczał choćby papież Leon XIII w swej encyklice "Immortale Dei":
"zbacza państwo od zasad i przepisów prawa naturalnego, kiedy tak wyuzdaną daje wolność… czynom niegodziwym, że bezkarnie można umysły odwodzić od prawdy i serca od cnoty„.

Warto zresztą zauważyć, że obowiązujące aktualnie w naszym kraju prawo daje solidne podstawy, by poważnie ograniczać działalność patostreamerów. Ot, na przykład, paragraf 141 Kodeksu wykroczeń stanowi co następuje:
„Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany” (podkreślenie moje - MS).

Tymczasem, słowa nieprzyzwoite (wulgarne) są przez twórców patostreamów używane w przysłowiowym charakterze przecinków. Nie trzeba chyba też specjalnie tłumaczyć, iż media społecznościowe pełnią w naszym kraju funkcję swego rodzaju miejsc publicznych. Dostęp do nich jest bowiem nieograniczony, a w najlepszym razie ograniczony w bardzo słaby sposób. Patostreamerzy niejednokrotnie łamali też inne inne z przepisów polskiego prawa, np. pochwalając popełnianie bardzo poważnych przestępstw albo też dopuszczając się czynów kryminalnych na oczach swych widzów.

Oczywiście, nie da się zjawiska patostreamingu wykorzenić od razu i dlatego rządzący muszą wykazać się tu roztropną tolerancją mniejszego zła. Można jednak i należy zacząć od prawnego zwalczania najbardziej głośnych i liczących się patostreamerów, a wówczas zasięg działalności również innych osobników zajmujących się czymś takim ulegnie zmniejszeniu.

Mirosław Salwowski