Dnia 8 lutego bieżącego roku w Sądzie Rejonowym Lublin-Zachód odbyła się kolejna rozprawa w procesie radnego PiS Tomasza Pituchy, który we wrześniu 2018 roku stwierdził, iż lubelski Marsz Równości będzie promował "homoseksualizm i pedofilię". To stwierdzenie oburzyło Bartosza Staszewskiego organizatora Marszu Równości w Lublinie, który z prywatnego oskarżenia wytoczył radnemu PiS proces o zniesławienie. Pan Staszewski twierdzi bowiem, iż homoseksualizmu jako cechy dziedziczonej genetycznie nie da się promować, zaś zarzut o tym, że marsze LGBT propagują pedofilię stanowi niesprawiedliwe oczernianie ich organizatorów i uczestników. Kto ma zatem słuszność w tej sprawie? Otóż, rację ma tu częściowo z jednej strony Tomasz Pitucha, z drugiej zaś strony nie można odmówić całkowicie słuszności zarzutom stawianym przez Bartosza Staszewskiego.

Radny PiS z pewnością ma bowiem rację, w tej części swego stwierdzenia, która tyczy się promowania przez tzw. marsze równości homoseksualizmu. Jednym z ważnych celów takich demonstracji jest bowiem przekonywanie innych ludzi, iż zachowania homoseksualne nie są same w sobie złe i występne, a co więcej mogą być pożądanym wyrazem prawdziwej miłości. Czy tego typu działalność może przyczyniać się do rozprzestrzeniania czynów homoseksualnych? Sądzę, że tak. Nawet bowiem, gdyby przyjąć – bardzo wątpliwe według mnie – założenie, iż skłonności homoseksualne są w 100 procentach dziedziczone, to i tak pro-sodomicka propaganda może sprawiać, iż więcej osób będzie popełniać takowe występki. Część z osób żywiących nienaturalne tendencje w sferze seksualnej bowiem zmaga się z nimi i ich nie akceptuje. Istnienie jednak np. klubów gejowskich, homoseksualnej prasy czy też właśnie marszów LGBT może w relatywnie łatwy sposób osłabiać w nich wolę walki z owymi skłonnościami. W ten więc sposób legalność pro-sodomickiej propagandy najpewniej przyczynia się do tego, iż czyny homoseksualne dokonywane są przez większą liczbę osób oraz częściej niż by to miało miejsce w społeczeństwie, gdzie taka propaganda byłaby zakazana. Ponadto, trzeba też wziąć pod uwagę, że niektórzy z ludzi mają tendencję do eksperymentowania w sferze erotycznej i na takowych atmosfera akceptacji dla sodomii też może oddziaływać w kierunku praktykowania przez nich różnych zboczonych aktów.

Pan Tomasz Pitucha nie ma jednak zasadniczo rzecz biorąc racji jeśli chodzi o promowanie przez współczesne marsze LGBT pedofilii. Owszem, w społeczności homoseksualnej jest większy odsetek pedofilów niż wśród heteroseksualistów. Jest także prawdą, że w przeszłości obrońcy pedofilii byli w mniejszym bądź większym zakresie akceptowani w łonie ruchów LGBT. Nie zmienia to jednak faktu, iż współcześnie wszyscy albo prawie wszyscy działacze pro-homoseksualni odcinają się od obrony i apologii pedofilii. Na marszach LGBT też niezmiernie trudno byłoby znaleźć jakieś pro-pedofilskie akcenty (nie licząc pojedynczych i rzadko zdarzających się ekscesów). Można się zastanawiać, na ile owe odcinanie się pro-sodomickich działaczy od pedofilii jest szczere, a na ile stanowi sprytną taktykę (osobiście sądzę jednak, że w ogromnej większości przypadków jest ono szczere), ale fakty są jakie są i nawet w imię słusznego obrzydzenia dla grzechu wołającego o pomstę do Nieba jakimi są czyny homoseksualne nie należy tych faktów zniekształcać albo naginać.

Można jednak powiedzieć, iż kreowanie atmosfery przychylności dla homoseksualizmu – w niezamierzony przez tych, którzy taki klimat tworzą – w pewien sposób przeciera drogę dla akceptacji w dalszej przyszłości przynajmniej niektórych z form erotycznego obcowania z osobami nieletnimi (tych, które będą tłumaczone dobrowolnością podejmowania podobnych aktów przez wszystkie ze stron). Oczywiście, to nie stanie się ani dziś, ani jutro, ale powiedzmy w ciągu jakichś 50 lat.

Mirosław Salwowski