Po tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza wzmogła się w naszym kraju dyskusja nad wprowadzeniem bądź zaostrzeniem prawa, które zakazywałoby rozprzestrzeniania tzw. mowy nienawiści. Jak było to do przewidzenia publicyści i politycy sytuujący się bardziej po lewej stronie naszego życia publicznego często opowiadają się za wprowadzeniem większych restrykcji w tej sferze. Z kolei osoby o mniej lub bardziej prawicowych przekonaniach – moim zdaniem dość rozsądnie – wskazują na różne zagrożenia związane z wprowadzaniem bądź zaostrzaniem prawa zakazującego "mowy nienawiści".

Jak już o tym niejednokrotnie pisałem sam nie jestem zwolennikiem absolutnej lub prawie absolutnej wolności słowa czy ekspresji. Wiadomo bowiem, iż również słowa mogą innych ludzi krzywdzić, ranić oraz niszczyć i między innymi z tego powodu błędne jest stawianie granic wolności słowa tylko do momentu, gdy czyjeś działania naruszają w sposób bardziej bezpośredni cudzą wolność, życie lub własność. Powiedzenie np. o kimś, że jest "debilem, który nie jest wart funta kłaków" może i nie narusza wolności tak obrażonej osoby, ale czy tylko dlatego powinno to być legalne i bezkarne? Na tej zasadzie rozumiem tych, którzy domagają się penalizacji tzw. mowy nienawiści. Z drugiej jednak strony tak pochodzenie terminu "mowa nienawiści", jak i aktualny kontekst kulturowo-polityczny czyni tym podobne postulaty mniej lub bardziej niebezpiecznymi, gdyż łatwo jest za pomocą podobnych prawnych zakazów karać co bardziej stanowcze i wyraziste wypowiedzi krytykujące np. homoseksualizm czy niektóre z fałszywych religii. Nie jest to zagrożenie wyssane z palca, gdyż w niektórych krajach Unii Europejskiej dochodziło już do sądowych skazań osób, które dajmy na to w miejscu publicznym stały z plakatem informującym przechodniów, iż czyny homoseksualne są grzechem. Aż strach więc pomyśleć jak zgodnie z takim rozumieniem przestępstw o "mowie nienawiści" byliby traktowani biblijni prorocy w rodzaju św. Jana Chrzciciela, który nazywał współczesnych sobie faryzeuszy i saduceuszy "plemieniem żmijowym" (por. Mt 7, 3); św. Paweł Apostoł mówiący o ludziach chwalących pewne rodzaje grzechów, iż "winni są oni śmierci" (Rz 1, 29-32) czy też sam Pan nasz Jezus Chrystus, który niektórych ludzi nazywał "wężami" podobnymi do "grobów pobielanych, które wewnątrz pełne kości trupich i wszelkiego plugastwa" (Mt 23, 27 – 33). Czy wreszcie wielu Świętych Pańskich, którzy szerząc wiarę chrześcijańską nazywało pogańskie bożki wprost mianem "diabłów" nieraz przy tym aktywnie niszcząc obiekty bałwochwalczego kultu nie zostałoby zgodnie z dzisiejszym rozumieniem "mowy nienawiści" czy nawet tylko "obrazy uczuć religijnych" pociągniętych do prawnej odpowiedzialności? Same zresztą Pismo święte wielokrotnie mówi, iż Bóg pewnymi rzeczami się brzydzi i ich nienawidzi (patrz: Prz 8, 13; Ap 2, 6; Ps 101, 3; Iz 61, 8). Ba, w tej świętej Księdze jest nawet napisane, iż Bóg nienawidzi oraz brzydzi się pewnymi typami ludzi (vide: Ps 5, 6-7; Mdr 14, 9; Prz 3, 32-33). Czy więc doczekamy się czasów, gdy w imię prawnego zakazu "mowy nienawiści" karalne będzie aprobatywne powoływanie się na przynajmniej niektóre z fragmentów Pisma świętego? Niestety, wcale nie zdziwiłby mnie taki rozwój wypadków, zwłaszcza, że pewne precedensy w tej mierze już w Europie niestety mieliśmy.

Wprowadzanie więc na grunt prawny pojęcia "mowy nienawiści" jest mniej lub bardziej ryzykowne. Zwrot ten został bowiem wymyślony w kręgach lewicowych częściowo po to, by walczyć z tymi, którzy w bardziej stanowczy sposób bronią tradycyjnej moralności chrześcijańskiej. To nie znaczy oczywiście, że pewnych przejawów słownej nienawiści nie powinno się karać. Dobrym pomysłem w tym obszarze byłoby chyba jednak ściślejsze egzekwowanie oraz uszczegółowienie dotychczas istniejących przepisów prawnych tyczących się ochrony czyjegoś (również całych grup społecznych) dobrego imienia przed niesprawiedliwym zniesławieniem, oszczerstwami i tym podobnymi nagannymi moralnie zachowaniami. Ale i takich przypadkach należałoby zachować pewne precyzyjne rozróżnienia, by np. nie dawać okazji do karania bardziej stanowczej krytyki błędnych religii. Dajmy na to, prawdopobnie zakazane powinno być mówienie, iż "Wyznawcy judaizmu na szeroką skalę dokonują mordów rytualnych", ale już nie powinno być karalne stwierdzenie w rodzaju: "Współczesny judaizm jest fałszywą religią, zaś w żydowskim Talmudzie znajdują się straszne bluźnierstwa przeciw Chrystusowi".

Mirosław Salwowski