Trudno pisać o Tadeuszu Różewiczu. Trudno, bo – choć przez wiele lat deklarował się jako ateista – to jednocześnie całe niemal swoje życie wadził się z Bogiem (często pisanym małą literą), często zarzucał Mu martwotę, często uznawał wierzących za szaleńców, którzy „poszli na dno”. A jednocześnie nie brak niezwykłych wyznań wiary. Wiary ateisty, wiary człowieka, którego doświadczenie II wojny światowej pozbawiło wiary w Bozię dzieciństwa, a lektury strukturalistów, filozofów języka pozbawiły narzędzi intelektualnych do odnalezienia Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba.

A jednak on szukał, krzyczał a czasem tylko wyszeptywał tęsknotę za Bogiem, w którego nie wierzył, nie był w stanie uwierzyć.

„Drewniany Chrystus

z średniowiecznego misterium

idzie na czworakach

 

cały w czerwonych drzazgach

 

w cierniowej obroży

z opuszczoną głową

zbitego psa

 

jak to drewno łaknie”

pisał w „Drewnie”.

I choć tekst ten aż tchnie ateistyczną niewiarą, to jest w nim przecież przedświadomość, pragnienie, łaknienie owego drewna. Pragnienie Boga, który został zabity wojną, ale który obecny jest w myślach Różewicza choćby za sprawą matki. Ona przypomina mu Boga, ona sprawia, że on – jak sam przyznaje – bezbożny chce zacząć się modlić.

„ja bezbożny

chciałem dla niej wypłakać łąkę

kiedy konając

odpychała zdyszana

puste i straszne zaświaty

 

wróciła na mgnienie oka

do siebie na wieś

chciałem dla niej wyżebrać

w ostatniej godzinie

drzewo

chmurę ptaka

(…)

siedziałem między

stołem i trumną

bezbożny chciałem cudu

w przemysłowym zdyszanym

mieście w drugiej połowie

XX wieku”

[koniec_strony]

I znowu, jak poprzednio mamy tu deklarację niewiary, ale niewiary, która nie jest z siebie dumna, nie jests misyjna, a raczej świadoma absurdu życia bez Boga... I gdzieś we wnętrzu tej niewiary, tak wydawać by się mogło integralnej, prześwieca najgłębsze ludzkie pragnienie, by spotkać się z matką, by mieć nadzieję, by odnaleźć ją gdzieś.

Ateizm Różewicza jest także, co też nieczęste, absolutnie świadomy zagrożeń jakie stają przed niewiarą...

„życie bez wiary jest wyrokiem

przedmioty stają się bogami

ciało staje się bogiem

 

jest to bóg bezwzględny i ślepy

swego wyznawcę połyka trawi

i wydala”

- wskazuje w wierszu „Kara”, który – choć to przecież zupełnie inne środki artystyczne – współbrzmi głęboko z Chestertonem czy refleksją św. Pawła po tych, których „bogiem jest brzuch”. Tam, gdzie brak tego Jedynego, który naprawdę jest Bogiem (nawet jeśli nie jesteśmy w Niego w stanie uwierzyć) bogiem może się stać wszystko. Tyle, że w odróżnieniu od tego Jedynego, ono nie jest w stanie dać piękna, szczęścia, życia. A może jedynie strawić i wydalić. I przypomnijmy pisze to człowiek, który nie wierzy; nie wierzy – by posłużyć się cytatami z jego wiersza - „od brzegu do brzegu” jego życia, „od przebudzenia do zaśnięcia”, nie wierzy „tak otwarcie i głęboko jak wierzyła jego matka”. Nie wierzy, deklaruje, że „nie ma tajemnicy”, i że nie ma na co czekać, a jednocześnie ma świadomość, że ten brak tajemnicy, brak Boga, brak wiary skazuje go na absurd.

Z tej świadomość wyrywa się zaś krzyk skierowany do Boga, który opuścił Różewicza.

„największym wydarzeniem

w życiu człowieka

są narodziny i śmierć

Boga

 

ojcze Ojcze nasz

czemu

jak zły ojciec

nocą

 

bez znaku bez śladu

bez słowa

 

czemuś mnie opuścił

czemu ja opuściłem

Ciebie

(…)

zajęty roztargniony

nie zauważyłem twojej ucieczki

twojej nieobecności

w moim życiu”

[koniec_strony]

Nieobecność Boga stopniowo przeradzała się jednak u Różewicza w świadomość, mgliste, może do pewnego stopnia levinasowe, ale coraz bardziej realne poczucie Jego obecności. Obecności, która wymyka się językowi i pojmowaniu, ale jest... Może najmocniejszym dowodem tego myślenia jest niezwykły wiersz poświęcony Janowi XXIII, Dobremu Papieżowi, a dokładniej jego pomnikowi we Wrocławiu...

 

„błogosławisz mi

Tadeuszowi Judzie z Radomska

o którym mówią że

jest „ateistą”

 

ale mój Dobry Papieżu

jaki tam za mnie ateista

 

ciągle mnie pytają

co pan myśli o Bogu

a ja im odpowiadam

nieważne jest co ja myślę o Bogu

ale co Bóg myśli o mnie”

 

Dzisiaj Różewicz już wie, co Bóg myśli o nim. Wie, że Jezus oddał życie za niego, i że Jego Miłosierdzie jest bezgraniczne. A nam pozostaje się modlić za duszę poety, która po latach poszukiwać dziś została odnaleziona przez Boga!

 

Tomasz P. Terlikowski