Ogłoszenie przez moskiewskich namiestników w Doniecku i Ługańsku „wyborów” na jesieni tego roku wskazuje, że wymiana lidera tzw. Donieckiej Republiki Ludowej ma ułatwić zmianę formatu rokowań w sprawie statusu okupowanej części południowo-wschodniej Ukrainy. „Wybory” dają władzom w Kijowie pretekst do wyjścia z porozumień mińskich.

Nie są one generalnie korzystne dla Ukrainy, ale to może być pułapka. Niewykluczone, że Moskwa liczy na tak drastyczny ruch Kijowa, by wykorzystać to w jakimś nowym planie politycznym, zakładającym m.in. zmianę formatu rokowań. Gdyby Ukraina wycofała się z porozumień mińskich byłby to jej wielki błąd. To dzięki nim bowiem można na razie utrzymywać status quo ws. Donbasu przy milczącej akceptacji Zachodu. A to jest korzystne dla Ukrainy, nie Rosji.

31 sierpnia w Doniecku w zamachu bombowym zginął przywódca „DRL” Aleksandr Zacharczenko. Niedługo później, po kilkudniowych rządach Trapeznikowa i ostatecznym przejściu Doniecka pod władzę Denisa Puszylina, władze okupacyjne tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej (DRL i ŁRL) ogłosiły, że 11 listopada odbędą się wybory nowych przywódców i Rad Ludowych („parlamentów”).

Ogłoszone przez separatystów wybory są nielegalne i naruszają mińskie porozumienia – oświadczył specjalny przedstawiciel USA ds. Ukrainy Kurt Volker. Zaprotestowało też ukraińskie MSZ, mówiąc o prowokacji Rosji. „Takie prowokacyjne działania Rosji świadomie naruszają porozumienia mińskie i mogą zniweczyć intensywne wysiłki międzynarodowe na rzecz uregulowania sytuacji” – podkreślili ukraińscy dyplomaci. Porozumienia zawarte w 2015 roku przewidują przedterminowe wybory władz lokalnych w okupowanych częściach obwodów donieckiego i ługańskiego.

Kijów uważa jednak, że wybory mogą odbyć się tylko wtedy, gdy Ukraina będzie kontrolowała całość swojej granicy z Rosją, a jej terytorium opuszczą obce oddziały. Wcześniej też powinny się zakończyć działania bojowe, a głosowaniu – zgodnemu z ukraińskim prawem – powinni się przyglądać obserwatorzy międzynarodowi. Oczywiście nie ma szans na spełnienie tych warunków. „Wybory” nie zbliżą więc obu stron do rozwiązania konfliktu.

W październiku 2018 kończy się okres działania ukraińskiej ustawy o szczególnym statusie „wydzielonych rejonów obwodów donieckiego i ługańskiego”, przewidującej przeprowadzenie wyborów na tych terenach zgodnie z ukraińskim prawem. Jeśli separatyści przeprowadzą wybory według własnych reguł, ukraińska Rada Najwyższa będzie miała uzasadnienie, by nie przedłużać działania ustawy o szczególnym statusie i wyjść z mińskiego procesu – na mocnych podstawach.

Jeszcze w czerwcu Zacharczenko twierdził, że wybory się odbędą. Ale na początku sierpnia w mediach donieckich pojawił się apel przedstawicieli organizacji Republika Doniecka (swego rodzaju partia władzy w „DRL”) do Zacharczenki, żeby nie odchodził ze stanowiska i odłożył wybory na nieokreślony czas. Podobno taki pomysł przyszedł z Moskwy, która nie widziała w zaostrzaniu sytuacji „wyborami” separatystów żadnej korzyści. Ogłoszenie wyborów już po likwidacji Zacharczenki i nominacji nowego namiestnika Moskwy w Doniecku świadczy jednak o zmianie kursu Kremla.

źródło: Warsaw Instytute