„Nie wyobrażam sobie, żeby Apostołowie, którym Jezus Chrystus powierzył zadanie głoszenia wszystkim Ewangelii, stawali u boku wyznawców fałszywej religii i razem z nimi modlili się. Nawet jeżeli intencją organizatorów i uczestników Dnia Islamu nie jest szerzenie relatywizmu ani indyferentyzmu, to taki jest tego praktyczny efekt” – mówi o obchodach Dnia Islamu red. Paweł Chmielewski z PCh24.pl.

 

Fronda.pl: Niedawno ukazała się książka „Ogień w Kościele. Nadzieja w czasach kryzysu”, która jest zapisem Pana rozmowy z ks. prof. Robertem Skrzypczakiem na temat kondycji Kościoła. Cały rozdział poświęcił Pan relacji Kościoła z islamem. Dlaczego temat islamu jest dziś tak ważny dla Kościoła w Europie?

Paweł Chmielewski, dziennikarz i publicysta PCh24.pl: Islam jest religią wyznawaną przez prawie dwa miliardy ludzi na całym świecie. Już ten nagi fakt pokazuje, że Kościół katolicki musi poddać refleksji problem, jaki stwarza wiara mahometańska. Wiara ta jest ufundowana na sprzeciwie wobec chrześcijaństwa, któremu zarzuca fałsz i bluźnierstwa. Rodzi to konieczność budowania w Kościele aktualnej apologetyki nastawionej na obronę katolicyzmu przed islamskimi zarzutami. To tym więcej palący problem, że w ostatnich dziesięcioleciach wyznawcy Allaha zaczęli osiedlać się w Europie. Niestety, w zgodzie z dosłownie odczytywanymi naukami Koranu nierzadko zapisaną w tej księdze niechęć do chrześcijan przenoszą na plan praktyczny, dopuszczając się szerokiej gamy antychrześcijańskich czynów, od aktów wandalizmu po morderstwa. Wszystko wskazuje na to, że te problemy będą jeszcze przez długi czas narastać.

Od Soboru Watykańskiego II Kościół coraz silniej angażuje się w dialog międzyreligijny. Realizuje się on m.in. przez wspólne spotkania wyznawców Chrystusa i Mahometa. Spotkania te nie ograniczają się jednak wyłącznie do dialogu. W czasie corocznego Dnia Islamu w Kościele katolickim w Polsce celebruje się czytanie Pisma Świętego i Koranu, ma miejsce modlitwa muzułmanów i modlitwa chrześcijan. Jak ocenia Pan Redaktor tego typu przedsięwzięcia?

Uważam to za bardzo poważny błąd, a nawet skandal. Chrześcijanie powinni modlić się za muzułmanów, ale nie razem z nimi. Szczerze mówiąc, dostrzegam jedynie dwie możliwości wyjaśnienia faktu organizacji takich przedsięwzięć. Pierwsza jest taka, że ani jedna, ani druga strona nie traktuje tego poważnie i uprawia raczej politykę. Druga jest taka, że uczestniczący w Dniu Islamu przedstawiciele Kościoła są w duchu relatywistami albo indyferentystami religijnymi. Nie wykluczam, że wpływ mają – w różnych proporcjach – oba te czynniki. Nie wyobrażam sobie, żeby Apostołowie, którym Jezus Chrystus powierzył zadanie głoszenia wszystkim Ewangelii, stawali u boku wyznawców fałszywej religii i razem z nimi modlili się. Nawet jeżeli intencją organizatorów i uczestników Dnia Islamu nie jest szerzenie relatywizmu ani indyferentyzmu, to taki jest tego praktyczny efekt. W mojej ocenie, to dawanie złego świadectwa. Mało kto zwraca na to uwagę, bo proces erozji przekonania o jedyności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła katolickiego postępuje w naszym społeczeństwie konsekwentnie od wielu lat. Jestem przekonany, że przyszłe pokolenia jednoznacznie negatywnie osądzą tego rodzaju inicjatywy. Potrzeba jednak, by ludzie Kościoła otrząsnęli się z zachłyśnięcia ideologią fałszywego dialogizmu, która każe budować dobre relacje międzyludzkie fałszywymi środkami.

Pojawiają się głosy, że celem dialogu międzyreligijnego jest połączenie chrześcijaństwa, judaizmu i islamu w jedną światową religię, co miałoby położyć kres wojnom religijnym. Tego rodzaju spekulacje można by włożyć do szuflady z napisem „teorie spiskowe”. Zdaje się jednak, że pod pretekstem budowania pokoju i braterstwa Kościół dziś eksponuje wyłącznie to, co łączy wyznawców religii monoteistycznych, całkowicie zapominając o różnicach. Czy więc nie są słuszne obawy tych, którzy twierdzą, że taki dialog, nawet jeśli nie jest to zamiarem jego inicjatorów, ostatecznie prowadzi do religijnego synkretyzmu? Coraz częściej sami chrześcijanie twierdzą, że wszystkie religie mają tę samą wartość i mogę być drogą do zbawienia.

Wizja stworzenia synkretycznej religii chrześcijańsko-żydowsko-islamskiej mogłaby ziścić się wówczas, gdyby światem zarządzał jeden, globalny rząd posiadający totalitarną władzę. Obecnie nie jest to zatem jeszcze realne ryzyko. Zupełnie poważne jest za to ryzyko utonięcia w postawach relatywistycznych lub nawet indyferentystycznych. W tym kierunku zmierzamy dziś z dużą prędkością. Proszę zwrócić uwagę, jak słaba była reakcja świata katolickiego na treść podpisanej przez papieża Franciszka i wielkiego imama z Al-Azhar, Ahmada al-Tajjiba, Deklaracji z Abu Zabi w 2019 roku. Nie wyobrażam sobie, żeby w bardziej zdrowych pod względem doktrynalnym epokach chrześcijanie przeszli do porządku dziennego nad takim dokumentem. Ojciec Święty stwierdził tam przecież, że istnienie islamu jest przejawem pozytywnej woli Boga, tak, jak istnienie dwóch płci czy różnych ludzkich ras.

Niestety, nie wydaje się, by siły ozdrowieńcze w Kościele były w tej chwili mocne. Mam pewną nadzieję, że obserwowalny kryzys zachodniego świata demokracji parlamentarnej sprawi, że Kościół otrząśnie się i przestanie wierzyć w świeckie dogmaty tolerancjonizmu.

Dialog ma służyć budowaniu w świecie sprawiedliwości i pokoju. Z pewnością jest to dla chrześcijan ważne zadanie. Najważniejszą misją wierzących w Chrystusa jest jednak „czynienie uczniów ze wszystkich narodów”. Jak pogodzić dialog z wyznawcami innych religii z misją głoszenia im Ewangelii? Te dwie rzeczywistości dają się w ogóle pogodzić?

Sądzę, że trudno szukać katolika, który byłby pryncypialnym przeciwnikiem wszelkiego dialogu z islamem. Taki dialog jest prowadzony od wieków. Chrześcijańska Europa zyskała bardzo wiele od świata islamu, zarówno gdy idzie o kulturę materialną jak i intelektualną. Przykładowo islamska myśl filozoficzna stała się ważnym bodźcem rozwoju filozofii chrześcijańskiej. Uważam, że także dzisiaj należy prowadzić tego rodzaju dialog. Filozofowie mogą i powinni prowadzić dyskusję. Dialog a nawet współpraca z islamem jest też wskazana tam, gdzie Kościół katolicki może posłużyć się muzułmanami do budowy Bożego porządku. To na przykład walka na płaszczyźnie międzynarodowej z ludobójczą ideologią aborcjonizmu oraz z ideologią gender. Można wymieniać więcej podobnych przykładów. Dialog i współpraca są pożyteczne. Nie mogą jednak nigdy dotyczyć obszaru samej religii. Dlatego uważam wspólną modlitwę za błąd. Uważam, że Polska mogłaby pielęgnować, przykładowo, dzień kultury islamskiej ze względu na nasze historyczne doświadczenia. Jeżeli jednak islam jest fałszem – a przecież tak jest – to można byłoby określić Dzień Islamu w Kościele mianem Dnia Fałszu w Kościele. Przecież to aberracja, moim zdaniem jeszcze większa niż świętowany niedawno w polskim Kościele Dzień Judaizmu.

 „Chrześcijanie w Europie znajdują się obecnie pomiędzy radykalnym i natarczywym atakiem na dwóch frontach: jednym, który chce zniszczyć ich korzenie i stworzyć czysto indywidualistyczne społeczeństwo bez Boga, oraz drugim, który został zradykalizowany i chce siłą narzucić islamski fundamentalizm, siejąc terror i przemoc” – mówi w rozmowie z Panem Redaktorem ks. prof. Robert Skrzypczak. W jaki sposób chrześcijanie w Europie mają bronić się przed tym atakiem i czy ta obrona ma jeszcze jakieś szanse na powodzenie?

Nie wydaje mi się, byśmy mogli dłużej mówić o próbie tworzenia czysto indywidualistycznego społeczeństwa bez Boga. Praca nad tym rozpoczęła się na wielką skalę pod koniec wieku XVIII we Francji i w ciągu wieku XIX została skutecznie wykonana. Najważniejsze książki wieszczące kres cywilizacji zachodniej i w szerokim sensie epoki średniowiecznej, rozumianej jako epoka panowania Chrystusa nad myśleniem narodów, ogłaszane były już ponad sto lat temu. „Zmierzch Zachodu” Oswalda Spenglera czy „Antychryst” Władimira Sołowjowa są trwałym pomnikiem świadomości głębokiej przemiany cywilizacyjnej. W pewnym sensie w Kościele katolickim świadomość ta wyraziła się w Soborze II Watykańskim, choć w moim przekonaniu w praktyce wyciągnięto z niej, niestety, błędne i karykaturalne wnioski. W każdym razie, współcześnie wierzący katolicy czy nawet szerzej, wierzący chrześcijanie są w społeczeństwach zachodnich zdecydowaną mniejszością i zmienić może to jedynie jakaś Boża interwencja, porównywalna z nawróceniem Konstantyna Wielkiego około 313 roku.

Problem islamski jest innej natury, bo nie wiemy, jak dokładnie będzie zmieniać się struktura etniczna i w związku z tym także religijna Europy. Dla rdzennych Europejczyków wiara islamska nie jest atrakcyjną propozycją, dlatego fenomen dobrowolnych konwersji na mahometanizm pozostaje wciąż marginalny. Nie sposób jednak przewidzieć, jak wielu muzułmanów osiedli się jeszcze na naszym kontynencie. Biorąc pod uwagę coraz poważniejszy niedobór rąk do pracy jest możliwe, że kraje Europy zachodniej będą w dalszym ciągu przyjmować stosunkowo duże ilości imigrantów. Z drugiej strony, wbrew formułowanym niekiedy opiniom, ludność islamska, o ile tylko na dobre osiada i stabilizuje się na naszym kontynencie, z biegiem czasu przyjmuje dominujący w Europie hedonistyczny model życia. Dzietność muzułmańskich imigrantów w drugim i trzecim pokoleniu drastycznie spada. Proszę zwrócić uwagę, że w takich krajach jak Arabia Saudyjska, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Iran rodzi się tak samo mało dzieci, jak dziś w Europie.

Stąd nie spodziewam się, by Europie groziła regularna islamizacja. Sądzę, że z roku na rok odsetek ludności islamskiej będzie jednak rosnąć – i to jeszcze przez wiele lat. W efekcie nasilać się będzie zjawisko antychrześcijańskiej przemocy.

Gdy idzie o obronę, to wskazałbym na trzy obszary. Pierwszą i podstawową metodą jest prowadzenie autentycznie chrześcijańskiego życia, czyli maksymalne skupienie się na Chrystusie i Ewangelii oraz żywa praktyka modlitewna i sakramentalna. Druga sprawa to tworzenie silnych i dużych rodzin katolickich oraz dbałość o dobrą edukację intelektualną dzieci, tak, by nie dały się zwieść relatywizmowi, indyferentyzmowi czy ateizmowi. Trzecia rzecz to zdecydowana i twarda walka o obecność katolików w instytucjach publicznych. Jeżeli odpuścimy sprawy państwowe, doprowadzimy do stworzenia sytuacji umożliwiającej regularne prześladowania. Chrześcijanie muszą pamiętać, że Królestwo Boże jest odrębne od królestwa Cezara; muszą jednak troszczyć się o to, by królestwo Cezara było w możliwie najwyższym stopniu chrześcijańskie.

 

Rozmawiał Karol Kubicki


Maryja chce nas uratować. Co mówi w objawieniach? - przeczytaj fragment książki „Ogień w Kościele. Nadzieja w czasach kryzysu”.