Wróżka Edyta M. odpowiada za oszustwo. Śledczy mówią, że kobieta wyłudziła od jednej z klientek 550 tys. zł! Proces zbliża się do końca. Ostatni świadkowie są przesłuchiwani przez sąd.

Znachorka Edyta M. straszyła klientkę chorobą dzieci i jako "znawczyni" obiecała jej uchronić je przed rakiem. Oczywiście nie za darmo. Za jedyne 550 tys. zł.

Przyjaciółka Edyty M. zeznała przed sądem, że Edyta tylko przechowywała pieniądze Aliny M. Bo M. szykowała się do rozwodu. W tajemnicy przed mężem gromadziła pieniądze (wydała oszczędności, pożyczała pieniądze od rodziny, brała kredyty), by po rozstaniu mieć zabezpieczenie finansowe dla siebie i kochanka.

- Pani Alina mówiła, że mąż ją bije i znęca się nad nią psychicznie. Edyta chciała pomóc, Ale kiedy się okazało, że ma okłamać męża Aliny M., że gotówkę bierze dla siebie, powiedziała: dość. Pieniądze oddała - zeznawała 31-latka. Dodała, że widziała, jak przyjaciółka przekazała Alinie M. reklamówkę z pieniędzmi. Mogło tam być 30-40 tys. zł - opisała świadek.

To mąż Aliny M. dowiedział się, że zniknęły oszczędności i postanowił złożyć zawiadomienie na policji, że żona została oszukana. Zarzuty dotyczą okresu od lipca 2011 do sierpnia 2012 r.

Wróżka tłumaczyłą, że ludzie dawali jej symboliczne kwoty za wróżenie z kart, a utrzymywała się głównie z wygranej z totolotka. Teraz grozi jej 10 lat więzienia.

Wróżby to nie tylko grzech i zło, lecz - jak widzimy - totalne oszustwo.

gb/poranny.pl