Okrutnym paradoksem jest fakt, że do tragicznych wydarzeń w Nicei doszło w dzień narodowego święta Francji, kiedy to mieszkańcy tego kraju oddawali hołd zdobyczom Rewolucji Francuskiej. 

14 lipca 1789 roku Francuzi zdobywali Bastylię, dając symboliczny początek wydarzeniom, które doprowadziły Francję do głębokich politycznych, społecznych i kulturowych przemian, za przyczyną których kraj ten przez kolejne stulecia obrał tę a nie inną drogę rozwoju. Samo wydarzenie miało, no właśnie, bardziej symboliczny charakter, niż rzeczywistą wartość polityczną, czy militarną. W Bastylii ówcześnie nie przebywało wielu więźniów (a wśród przebywających nie było nikogo znaczącego), a budynku broniono z niezbyt wielkim zaangażowaniem. Mit narosły wokół tego wydarzenia okazał się jednak silny i do dzis świętowany jest jako "triumf wolności", który przyniósł Francji wartości, z których tak chlubi się do dziś. 

Wolność, równość i braterstwo - te trzy hasła stanowią naczelną dewizę Francuzów, tak jak dla nas sztandarowym sformułowaniem pozostaje "Bóg, honor i ojczyzna" (no, może nie dla wszystkich). Artystyczną ikonografię tych haseł i podkreślenie ich wagi dla życia Francji stworzył w latach dziewięćdziesiątych... Krzysztof Kieślowski w swojej trylogii "Trzy Kolory", gdzie w kolejnych obsypanych nagrodami filmach dominantą fabularną pozostają właśnie odpowiednio - wolność, równość i braterstwo. 

Pozornie wartości te są bardzo pozytywne i trudno mieć do kogokolwiek pretensje o ich wyznawanie. Jednak warto pamiętać, że postawienie ich na narodowym piedestale wynikało z ducha Rewolucji Francuskiej, ducha nastawionego na jak najdalsze odejście od ówczesnych fundamentów państwowości - monarchii oraz w równie wielkim stopniu Kościoła i wiary. 

Nie przez przypadek rewolucjości proponowali nawet stworzenie nowego kalendarza, który zastąpiłby ten wprowadzony przez Kościół i związany z rytmem roku liturgicznego. Ów stosunek do Kościoła i religii katolickiej nie był tylko antyklerykalizmem, był jawnym sprzeniewierzeniem się wartościom, jakie ta religia wyznaje i zastąpieniem ich nowymi wartościami. Tak oto "Wiara, nadzieja i miłość" ustąpiły miejsca wolności, równości i braterstwu. 

Postawienie takiej właśnie opozycji wcale nie jest bezcelowe. Spójrzmy. Wiara, a wolność. Czy dziś po wielu dekadach nie widzimy skutków przemiany jednego w drugie nie tylko we Francji, ale też w całej Europie zachodniej? Po cóż żyć wiarą i zdewaluowanymi zasadami i zabobonami, skoro można być wolnym, nie mieć ograniczeń, nie mieć odpowiedzialności. Zastąpienie wiary kultem wolności prowadzi nie tylko do moralnej destrukcji, ale również rozwinięcia braku odporności na zagrożenia dla danej kultury jakimi bez wątpienia są kultury obce nastawione wrogo. Co tu kryć - islam. Przeświadczenie o prawdach własnej wiary i ich niepodważalności stanowi wielką siłę danej społeczności. Siłę, którą mają muzułmanie i której nigdy nie będzie mieć społeczeństwo zsekularyzowane. 

Opozycja równość-nadzieja może wydawać się tu najdziwniejsza, ale jeżeli się nad tym zastanowimy, czy dążenie do równości wszystkich ludzi za wszelką cenę nie stanowi u podstaw wyrazu braku wiary w zbawienie i życie wieczne, w Królestwo Niebieskie, w którym jedynie można ową równość zobaczyć? Wszyscy jesteśmy równi wobec Boga - głosi od lat Kościół. Nie! Wszyscy mamy być równi tu i teraz - mówią ludzie. Idea równości podobnie jak idea sprawiedliwości ma poniekąd wymiar pozytywny, niesie za sobą jednak wiele niebezpieczeństw - usilne dążenie do równości za wszelką cenę może prowadzić do totalitaryzmu i wykoślawienia początkowych ideałów, co najlepiej ukazał Orwell w "Folwarku zwierzęcym", a historia wielokrotnie potwierdziła jego smutną analizę. I znów - próby życia w równości ludzi z odmiennych religii, gdy jedna jest drugiej zwyczajnie wroga, nie mogą się udać. 

Wreszcie braterstwo i miłość. Niby to samo, a jednak inaczej, bo zauważmy, że braterstwo zakłada istnienie jedynie relacji człowiek-człowiek, podczas gdy miłość rozumiana w chrześcijańskim kontekście, a przecież o takim mówimy, jest przede wszystkim relacją Boga do człowieka, a relacje międzyludzkie powinny być przedłużeniem tej właśnie pierwotnej miłości, jaką obdarował nas Bóg Ojciec u zarania dziejów i potem, gdy zesłał swego Syna, by odkupił nasze winy. Tej mistycznej rzeczywistości ostatecznej ofiary i poświęcenia brakuje w rewolucyjnym braterstwie. Sama tolerancja (pochodna tej idei) nie wystarczy, bo miłość to nie tylko przyzwalanie na wszystko, ale też odpowiedzialność. 

Francja przez wiele wieków zupełnie zapomniała o dawnych tradycjach i o tym, że kiedyś była ukochaną córką Kościoła. Dziś jako sierota tuła się po uliczkach współczesnego świata coraz bardziej kopana przez coraz liczniejszych rzezimieszków. Czy kiedyś powróci do domu Ojca? Czy jeszcze nie będzie dla niej za późno?

daug/Fronda.pl