Po interwencji Centrum Monitoringu i Wolności Prasy SDP dotyczącego sześciogodzinnego zatrzymania niżej podpisanego na lotnisku w Luton Ambasada RP w Wielkiej Brytanii i MSZ nadesłały pisma zawierające teksty z gatunku: "jak dużo powiedzieć, by nic nie powiedzieć".

http://cmwp.sdp.pl/odpowiedz-konsula-rp-w-londynie-w-sprawie-zatrzymania-red-wojciecha-sumlinskiego-w-londynie/

Jak odnieść się do takiego bełkotu? Najlepiej przez analogię. Spróbujmy sobie wyobrazić, że na granicy Polski, bez żadnego przedstawionego powodu, żadnego zarzutu i żadnego tłumaczenia, zostaje zatrzymany dziennikarz brytyjski (np. żydowskiego pochodzenia),że przetrzymywany jest tam przez sześć godzin, formalnie przesłuchiwany i pytany o poglądy, przekonania, wiarę, przynależność do organizacji, itp., że niczym od gangstera zostają pobrane od niego odciski palców i wykonana "sesja fotograficzna", a w tym czasie skanowany jest jego prywatny notes i wizytownik - i dopiero po takim "przeczołganiu" łaskawie zostaje wpuszczony na terytorium RP bez zdawkowych choćby przeprosin?

 

Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie pandemonium, jakie rozpętałoby się nazajutrz? Czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby po takim zajściu w odpowiedzi na pytania strony brytyjskiej polskie służby graniczne odpowiedziały - tak jak w zaistniałej sytuacji zrobiły służby brytyjskie - vide: "mieliśmy prawo zatrzymać do dwunastu godzin, to zatrzymaliśmy i już"?

 

To że sprawą na poważnie zajęło się tylko CMWP SDP (decydenci MSZ przezornie schowali głowy w piasek), to w moim przekonaniu kolejne potwierdzenie, że jesteśmy "państwem na niby", bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że "państwa naprawdę" (np. wspomniana Wielka Brytania, czy Izrael) w obliczu tak oczywistego skandalu zachowałyby się zupełnie inaczej - ale to już temat na zupełnie inną opowieść.


Wojciech Sumliński

sumlinski.pl