Dochodziła 22 15 w minioną sobotę, gdy zadzwonił do mnie ksiądz Stanisław Małkowski. - Przed chwilą zostałem napadnięty i pobity w moim domu przez więźnia, którym się opiekowałem. Co w tej sytuacji powinienem zrobić? - zapytał krótko. Poradziłem księdzu Stanisławowi, by natychmiast powiadomił policję, tym bardziej, że napastnik, który go pobił i ograbił z pieniędzy, zapowiedział powrót. - Brat, z którym przed chwilą rozmawiałem, poradził mi to samo.

Dzwonię zatem na policję - odparł ksiądz Stanisław i poprosił, by nie nagłaśniać sprawy, bo - jak tłumaczył - obawia się o zdrowie mamy, która mogłaby przeżyć stres związany z informacją o napadzie i w efekcie podupaść na zdrowiu. Danego księdzu słowa, rzecz jasna, dotrzymałem i nikomu o wydarzeniu nie opowiedziałem. Ponieważ jednak informacja przedostała się do mediów (co było do przewidzenia, choćby z tego względu, że ślady pobicia widoczne są na twarzy księdza), czuję się w obowiązku nawiązać do tego wydarzenia, które potencjalnie może okazać się niebezpieczne – i nie myślę tu tylko o pospolitych przestępcach.

Nie trzeba bowiem wielkiej „pomysłowości”, by wyobrazić sobie scenariusz, w którym tzw. „nieznani sprawcy” podejmują jakieś działanie zrzucając odpowiedzialność na tychże pospolitych przestępców i odnosząc je do napaści, której ksiądz Stanisław Małkowski właśnie padł ofiarą. O wydarzeniu z ostatniej soboty myślę zatem z jednej strony w kategoriach ostrzeżenia, z drugiej - smutnej refleksji. Ten niezwykły ksiądz, który cudem uniknął śmierci z rąk Służby Bezpieczeństwa, ale nie uniknął rozlicznych - najdelikatniej rzecz ujmując – przykrości w wolnej, podobno, Polsce, do dziś, gdyby nie mieszkanie matki na Saskiej Kempie, nie miałby gdzie się podziać. Przez ostatnich trzydzieści lat, które właśnie upływają od śmierci Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki, jego najbliższy przyjaciel cały czas jest marginalizowany, a nawet prześladowany, z najróżniejszych zresztą stron.

Groźba suspensy za obronę krzyża na Krakowskim Przedmieściu, odebranie posługi w hospicjum Res Sacra Miser czy wyzwiska za uczestnictwo w Kongresie „Dla społecznego panowania Chrystusa Króla”, to tylko przykłady przykrości, jakie spadają na księdza Stanisława Małkowskiego. Na dobrą sprawę, nie wiadomo za co. Pytań jest więcej: dlaczego na przykład przełożeni jasno i jednoznacznie nie powiedzą publicznie, że na księdzu Stanisławie nie ciąży żaden zakaz wygłaszania homilii poza Diecezją Warszawską, który to rzekomy zakaz jest niejednokrotnie przywoływany, jako pretekst do odmawiania wiernym zgody na zapraszanie księdza Małkowskiego?

Jest czymś niepojętym, że puszczona przed laty w ruch fałszywa informacja wciąż jest podtrzymywana i nikt z tym nic nie robi. A to także tylko jeden z wielu przykładów spychania na margines najbliższego przyjaciela Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki, którego okrągłą, trzydziestą rocznicę śmierci, będziemy obchodzić za niespełna dwa miesiące. 

Jeżeli więc nie teraz jest dobry czas na wyprostowanie „zawirowań” nagromadzonych wokół księdza Stanisława Małkowskiego i na udzielenie wsparcia temu duchowemu spadkobiercy Księdza Jerzego - to kiedy?

Wojciech Sumliński