Pytanie:

Szczególnym rysem drugiego przyjścia Chrystusa, będą zgodnie z Jego własnymi słowami znamiona mocy i chwały. W związku z tym chciałbym przypomnieć tutaj przytaczany już fragment z pism świętego Pawła:

W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. [...] Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i wniwecz obróci [samym] objawieniem swego przyjścia. Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, [działanie] z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, aby dostąpić zbawienia.” (2 Tes 2, 1—2.7—10).

Święty Paweł mówi więc o nasileniu się tajemnicy nieprawości. Czy wobec tego powinniśmy wierzyć, że gdy Jezus mówi o swym przyjściu „w mocy”, to znaczy, że Jego powrót będzie triumfem nad Złym, czyli manifestacją wszechmocy Bożej, która definitywnie zniszczy moc diabła?

Odpowiedź:

Najpierw chcę powiedzieć, że ten bogaty w treść fragment Listu świętego Pawła został napisany w świetle zebranych w Ewangeliach słów i nauczania samego Jezusa, dlatego możemy powiedzieć, że święty Paweł zredagował Drugi List do Tesaloniczan, mając przed sobą tekst Ewangelii, a w szczególności mowę eschatologiczną Jezusa, w której opisane są gwałtowne nasilenie się zła i koniec czasów, fałszywe proroctwa, zanik wiary i oziębienie miłości. Mamy więc tutaj kontekst typowy dla Księgi Apokalipsy świętego Jana, czyli kontekst wielkiego prześladowania chrześcijan.

Święty Paweł dodaje następnie pewien element, którego należyta interpretacja przysparzała teologom wiele trudności; mówi on o katechon, czyli o tym, kto powstrzymuje końcowe uwolnienie z więzów Złego. Mówiliśmy już o tym elemencie i wtedy utożsamiliśmy go z Kościołem Chrystusa, który po dziś dzień pełni rolę potężnej tamy, chroniącej przed najcięższym atakiem diabła. Kiedy jednak nastąpi jego ostateczne uwolnienie? Kiedy, inaczej mówiąc, zostanie usunięta owa tama chroniąca przed rozszerzeniem się zła? Wystarczy wsłuchać się w słowa Jezusa, żeby to zrozumieć. W swych mowach apokaliptycznych Pan rzeczywiście mówi o oziębieniu wiary jako znaku czasów ostatecznych. Możemy więc domyślać się, że zło będzie mogło swobodnie się szerzyć, gdy zabraknie wiary, gdy Kościół ulegnie wewnętrznie osłabieniu i — mimo iż pozostanie mała trzódka wiernych kierowanych przez Ojca Świętego — demon się uwolni i pozornie będzie bliski zwycięstwa. W tym momencie przybędzie jednak Chrystus w potędze i chwale po to właśnie, żeby unicestwić fałszywą i przewrotną moc Szatana.

Madonna wiele razy powtarzała w Medjugorie, że przychodzi do nas, ażeby w nas rozbudzać wiarę, przygotować zastępy swych wiernych i w ten sposób umocnić naszą nadzieję, że moce piekielne nie zwyciężą i Chrystus przyjdzie osobiście, żeby zbawić świat.

Tutaj ponownie pojawia się element mający podstawowe znaczenie dla poprawnego zrozumienia mowy o powrocie Chrystusa: wolność człowieka. Chrystus implicite wskazał na nią, zapowiadając, że Ewangelia będzie głoszona na całym świecie, co jednak nie oznacza automatycznego powszechnego nawrócenia; wyraźnie powiedział, że kto nie uwierzy, ten skaże się na potępienie. Podobnie też wolność i odpowiedzialność każdego człowieka będą się przyczyniały do zrealizowania zbawczego zamysłu Bożego. Każdy może przecież dobrowolnie odpowiedzieć na zaproszenie Pana albo je odrzucić; może Go przyjąć jako Króla Pokoju, ażeby ten nasz czas stał się wiekiem pomyślności i pokoju. Krótko mówiąc: Jezus oczekuje naszego dobrowolnego, zdecydowanego „tak” wobec Jego planu pokonania Złego.

Moglibyśmy nawet powiedzieć, że spełnienie się tego wszystkiego zależy właśnie od naszego przylgnięcia do Pana. Dlatego Jezus nigdy nie objawia „dnia”; nie jest to data oznaczona a priori w kalendarzu, jest to raczej moment uzależniony także od naszej dobrowolnej odpowiedzi na wezwanie Jezusa do uczestnictwa w definitywnym zwycięstwie nad demonem.

Bóg niewątpliwie zna ten dzień, ponieważ On istnieje poza czasem, jednak owa „ostatnia godzina”, to termin kiełkujący w sercach. W związku z tym warto przypomnieć tutaj ideę przychodzenia Chrystusa „w międzyczasie”, o którym Benedykt XVI pisał w drugiej części swej książki Jezus z Nazaretu. Niektórzy uczeni przez ten adventus medius rozumieją rzeczywisty powrót Jezusa, który na pewien czas założyłby na ziemi swe królestwo; usunąłby wtedy działanie Złego, a niektórzy dodają nawet, że również panowanie papieża, bo skoro byłby osobiście obecny sam Chrystus, nie miałaby sensu działalność Jego ziemskiego zastępcy... Ja jednak opowiadam się za Benedyktem XVI (tego tylko by brakowało, żeby było inaczej!), który to „przyjście w międzyczasie” interpretuje w inny sposób, twierdząc, że w czasie odkupienia, czyli między jednym a drugim przyjściem Jezusa, Pan przychodzi na rozmaite sposoby, które pokrywają się z Jego nadzwyczajnym wkraczaniem w historię celu wspierania Kościoła. Wtedy to Duch Święty wybiera niezwykłe postaci, na przykład takich gigantów świętości jak święty Benedykt czy święty Franciszek z Asyżu. W takich momentach posyła także z nieba Maryję jako nadzwyczajną orędowniczkę, jak to ma miejsce w wyjątkowy sposób w tych ostatnich trzydziestu latach w Medjugorie.

Wracając do mocy i chwały znamionujących drugie przyjście Jezusa, za stosowne uważam przytoczenie tego, co sam Pan zapowiada w Ewangelii:

„A Jezusa zaprowadzili do najwyższego kapłana, u którego zebrali się wszyscy arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. [...] Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?» Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?» Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci”. (Mk 14, 53—64).

W tych słowach Jezus tylko odnosi do siebie samego przytaczane już wcześniej proroctwo Daniela:

„Patrzałem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.” (Dn 7, 13—14).

Z fragmentów tych widać jasno, że powtórne przyjście Jezusa nosi znamiona niezwykłości i definitywności — panowanie i przyjście na obłokach — które odróżniają je od wzmiankowanych wcześniej przyjść „w międzyczasie”.

Zwróćmy przede wszystkim uwagę na to, że zapytany, czy jest Chrystusem, Jezus odpowiada, przytaczając te wersety z Księgi Daniela, które w uszach każdego Żyda brzmiały jak potwierdzenie faktu, że Jezus uważał siebie za Boga. Sformułowania proroka: „wieczne panowanie” i „królestwo, które nie ulegnie zagładzie” wyraźnie wskazują na atrybuty boskości. W ten sposób Chrystus daje do zrozumienia, że nie jest zwyczajnym posłańcem Boga, jakimi mogli być wszyscy poprzedzający Go prorocy, lecz jest Synem Bożym i samym Bogiem.

Widać tutaj radykalną zmianę postawy w zestawieniu z tą, jaką ziemski Jezus prezentował podczas całej swej egzystencji w ciele między ludźmi — z postawą głębokiej pokory. Jezus, Syn cieśli, przez trzydzieści lat prowadzi życie ukryte, następnie wędruje po miastach i wioskach z niewielką grupką najwierniejszych i kończy swe życie na krzyżu pomiędzy dwoma przestępcami. Ze  słów proroka Daniela, które Jezus odniósł do siebie, emanuje natomiast perspektywa triumfu, chwały i mocy Chrystusa. Przypisuje On sobie pełnię Boskiej władzy: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28, 18).

Jezus przedstawia siebie jako Tego, który przychodzi „na obłokach nieba”; zwrot ten wskazuje, że zstępuje On z nieba, z miejsca należnego przede wszystkim Bogu, a więc przychodzi od Boga, ponieważ sam jest Bogiem. Gdy dalej czytamy słowa Jezusa twierdzącego o sobie, że zasiada „po prawicy Wszechmocnego”, zauważamy, że posługuje się tu terminem dobrze wtedy znanym, ponieważ naród żydowski przez słowo „Wszechmocny” rozumiał Pana, Tego, którego nie wolno było nazywać po imieniu.

Dodajmy jeszcze jedno. Zapytany, czy jest Mesjaszem, Jezus odpowiada „Jestem”. Jest to przekład bardziej poprawny niż „Jestem nim”. Różnica ta nie jest bez znaczenia, ponieważ „Jestem” to słowo, którym posłużył się Bóg, przedstawiając się Mojżeszowi przy płonącym krzewie:

„Mojżesz zaś rzekł Bogu: «Oto pójdę do Izraelitów i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mię do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?» Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: «JESTEM, KTÓRY JESTEM». I dodał: «Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was».” (Wj 3, 13—14).

Rozumiemy teraz, że przedstawiając się w ten sposób, Jezus wskazał bezpośrednio, że jest Bogiem.

W całym swym życiu publicznym Jezus stopniowo objawiał swoją boskość — przez dokonywanie cudów, egzorcyzmy nad opętanymi przez demony, mądrość swej nauki, świętość swego życia. Nadchodzi jednak moment, kiedy Pan bezpośrednio ogłasza, że jest Bogiem, a czyni to, posługując się tymi właśnie zwrotami, które w uszach ówczesnego Żyda odnosiły się jednoznacznie do Jahwe.

Szczególny wydźwięk ma tutaj zwrot „na obłokach”, który przytacza również Apokalipsa świętego Jana:

„Oto nadchodzi z obłokami, i ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili. I będą Go opłakiwać wszystkie pokolenia ziemi. Tak: Amen. Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan Bóg, Który jest, Który był i Który przychodzi, Wszechmogący.” (Ap 1, 7—8).

Powiedzieliśmy już: otwieranie się nieba wskazuje, że stamtąd — z królestwa Boga — zstępuje Pan. Dlatego też jeśli Jezus mówi, że wróci w chwale i mocy, jeśli dodaje, że to Jego drugie przyjście będzie „na obłokach nieba”, potwierdza tym samym, że jest Bogiem.

Tutaj jednak, moim zdaniem, trzeba zachować ostrożność: nie należy uważać, że to przyjście Pana z nieba oznacza, że wtedy nie będzie już można się nawracać. Przeciwnie, właśnie gdy powróci Chrystus, znajdą się tacy, którzy na widok Jego mocy i chwały wykorzystają tę ostatnią możliwość, uderzą się w piersi, okażą skruchę z powodu swych grzechów i dostąpią wiecznego zbawienia. Podobnie też, kiedy na wzgórzu Medjugorie ukaże się znak przyobiecany przez Królową Pokoju, wiemy, że — mimo jego wyraźnie Boskiego charakteru — wielu „nie uwierzy” (orędzie z 19 lipca 1981). Tym niemniej nie możemy uznać, że ci ludzie już nie mogą się nawrócić, bo — trzeba to wyraźnie stwierdzić — póki życia, póty nadziei. Do ostatniej chwili człowiek ma możność wrócić do Boga, okazać skruchę, a więc dostąpić zbawienia. I jest to nadzwyczajny dar Bożego miłosierdzia.

W przytoczonych przed chwilą wersetach Księgi Apokalipsy zawarta jest, jak mi się wydaje, aluzja do jednego ze znaków, które poprzedzą powtórne przyjście Chrystusa, a mianowicie do powrotu Izraela do wiary. Dostrzegam ją tam, gdzie czytamy: „i wszyscy, którzy Go przebili. I będą Go opłakiwać wszystkie pokolenia ziemi” (Ap 1, 7). Wydaje mi się, że te słowa są nawiązaniem nie tylko do powszechnej możliwości nawrócenia, o której wcześniej mówiłeś, ale w szczególności do — zapowiedzianego przez samego Jezusa — wydarzenia „powrotu” narodu wybranego do wiary chrześcijańskiej.

Interesujący jest dla mnie także obraz przyjścia na obłokach z nieba, które się otwiera, żeby Bóg zstąpił na ziemię, ponieważ wydaje mi się, że to właśnie dokonało się w tajemnicy Wcielenia, kiedy Wiekuisty wszedł w czas i Bóg stał się człowiekiem... W powtórnym przyjściu mamy jednak do czynienia z czymś radykalnie odmiennym: niebo otworzy się nie tylko po to, żeby Bóg mógł zstąpić na ziemię, ale także by mogła do niego zostać potem przyjęta ludzkość (ci, którzy uwierzą) wezwana do uczestniczenia w wiecznej szczęśliwości, zgodnie z początkowym planem Bożym. Otwarcie nieba różniłoby się przez to od pierwszego przyjścia, mającego na celu odkupienie i wybawienie od grzechu:

„A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.” (Hbr 9, 26—28).

Te wersety Listu do Hebrajczyków wyjaśniają, że grzech został odkupiony we Wcieleniu, śmierci na krzyżu i Zmartwychwstaniu Jezusa. Chrystus powróci na ziemię przy końcu czasów, ażeby osądzić, jak ludzie przyjęli to odkupienie. Świętej Faustynie Kowalskiej powiedział, że w owym momencie historycznym (w latach trzydziestych) przychodzi jako Król Miłosierdzia, zanim przyjdzie jako Król Sprawiedliwości. Jest to istotny szczegół mający odpowiednik w tym, co już powiedzieliśmy: Jezus nie powróci jako Sędzia surowy i nieznający ludzkiego losu, lecz jako Sędzia miłosierny, który zanim odpłaci wszystkim odpowiednio do ich wiary i uczynków, najpierw skieruje do każdej duszy serdeczne wezwanie, żeby się nawróciła, uwierzyła i zbawiła.

Na czym będzie polegała sprawiedliwość Bożego sądu? Na tym, że Bóg weźmie pod uwagę decyzje serca każdego człowieka i odłączy tych, którzy przyjęli Jego miłość, od tych, którzy do samego końca ją odrzucali. Na tym właśnie będzie polegać sens powtórnego przyjścia Chrystusa: Bóg swym autorytetem dokona definitywnego, nieodwołalnego podziału ludzi na tych, którzy przyjęli Jego miłosierdzie, i tych, którzy je nieodwołalnie odrzucili.

Wracając do cech charakterystycznych paruzji, możemy jeszcze dodać, że powrót Chrystusa w mocy zbiegnie się z poddaniem całego stworzenia — przedtem poddanego przemijaniu i działaniu Złego — panowaniu Boga:

„Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. Wszystko bowiem rzucił pod stopy Jego. Kiedy się mówi, że wszystko jest poddane, znaczy to, że z wyjątkiem Tego, który mu wszystko poddał. A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich.” (1 Kor 15, 20—28).

To poddanie całego świata Chrystusowi będzie definitywnym dopełnieniem dzieła Stworzenia i Odkupienia.

Z owym przywróceniem panowania Boga nad stworzonym światem wiąże się jednoczesne definitywne usunięcie zła. W gruncie rzeczy taka właśnie jest perspektywa powrotu Chrystusa: triumf nad demonem odniesiony w eschatologicznej walce.

W ostatnich dwóch wiekach ukazywanie się Maryi wydobyło na światło dzienne ataki Złego we współczesnym świecie. Od objawień z ulicy du Bac, gdzie Dziewica miażdży głowę węża opasującego swymi zwojami naszą planetę, po ukazywanie się w Medjugorie, gdzie Królowa Pokoju powiedziała, że Szatan został już „uwolniony z więzów”, Madonna nieustannie ostrzega nas przed knutymi przez diabła planami zniszczenia świata i pogrążeniu go śmierci wiecznej. Sama też Madonna zapowiada triumf swego niepokalanego Serca, ponieważ ukazuje się z wieńcem gwiazd na głowie — Ona, Królowa niebios. Uwaga jednak! Kiedy w najbliższej przyszłości dobiegnie końca czas tajemnic i upłynie przyobiecany przez Dziewicę Maryję czas pokoju, diabeł nie zostanie od razu usunięty, lecz będzie przejawiał aktywność do końca czasów. Dopiero wtedy zostanie definitywnie pokonany. Dlatego właśnie Jezus mówi o swym powrocie w mocy: chce pokazać — powtarzam — że wszechmoc Boża raz na zawsze zniszczy moc Szatana.

Aktywność demona w przyobiecanym przez Maryję w Medjugorie czasie pokoju potwierdza jeszcze słynne orędzie Królowej Pokoju z 14 kwietnia 1982 roku, z którego dowiadujemy się, że po upływie okresu dziesięciu tajemnic władza Szatana zostanie „osłabiona”. Widzieliśmy już, że bardziej poprawny jest przekład uwzględniający lepszą teologiczną interpretację tego orędzia, zgodnie z którą w Medjugorie Madonna poprowadzi wierzących do wielkiego zwycięstwa nad Złym, jednak nie będzie ono jeszcze definitywne, ponieważ pozwolono Szatanowi działać aż do powrotu Chrystusa.

Przypomnijmy sobie jeszcze motyw tego zezwolenia Bożego na działanie zła: chodzi o to, żeby każdy człowiek mógł toczyć osobistą walkę duchową i tym samym uczestniczyć osobiście i odpowiedzialnie w zwycięstwie Chrystusa. Zjednoczeni z Nim w Męce i Krzyżu, będziemy z Nim zjednoczeni również w chwalebnym zmartwychwstaniu.

O. Livio Fanzaga, Dieto Manetti, Przepowiednia o Zaświatach. wyd. Esprit 2012

opoka.org.pl