To są sankcje, które dopiero w długim okresie, jeśli będą wprowadzane rygorystycznie, mogą coś zmienić. Natomiast w okresie najbliższych tygodni i miesięcy – niewiele. Przede wszystkim, nie są to sankcje, które by powstrzymały rosyjską operację wojskową przeciw Ukrainie.

To są zalecenia ambasadorów. One przechodzą w tej chwili do stolic państw członkowskich UE, które będą je przekładać na swoje prawodawstwo. Nie wiadomo, jak daleko będą sięgać te sankcje. Czy np. sankcje dotyczące przerwania dostaw broni czy współpracy wojskowej będą dotyczyły dopiero przyszłych kontraktów, które można by zawrzeć, czy też zostaną przerwane kontrakty, które są już wstępnie uzgodnione, a jeszcze nie realizowane? Powiedziałbym, że dla Zachodu czy w ogóle dla Europy prowadzenie tak łagodnej polityki wobec Rosji, służy ciągle jako wymówka przed własnymi społeczeństwami. Bo na pewno nie da się tak rozwiązać problemu rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. Takie sankcje powinny być natychmiast wprowadzone, gdy Rosja anektowała Krym. Wtedy również powinno się przerwać wszelką współpracę wojskową i zamrozić kontrakty wojskowe.

Po drugie, te sankcje powinny być uzupełnione programem wsparcia Ukrainy, w tym również wsparcia wojskowego. Nie chodzi mi tu o dostawy jakiejś broni śmiercionośnej, ale wszelka informacja dotycząca ruchu wojsk rosyjskich separatystów, pochodząca np. z monitoringu satelitarnego, pozwoliłyby Ukraińcom wyprzedzać działania separatystyczne. Ukraińców można by też wspierać dostarczając im sprzęt. Przecież oni potrzebują łączności, potrzebują transportu – to mogą być akumulatory, to mogą być różne części zamienne do sprzętu, który mają, a którego nie można użyć, bo np. jest zepsuty. Na pewno można w tym momencie pomóc Ukrainie bardziej, niż tylko tymi dalekimi sankcjami rosyjskimi, które jeśli odniosą skutek, to dopiero za wiele miesięcy.

not. ed