Portal Fronda.pl: Od kilku dni media szeroko komentują wypowiedź Radosława Sikorskiego dla „Politicco”. Były szef MSZ stwierdził bowiem, że już sześć lat temu Władimir Putin miał proponować Donaldowi Tuskowi rozbiór Ukrainy. Pan stwierdził na antenie TVN24, że to konfabulacja. Dziś Bogdan Klich mówi w rozmowie z Onet.pl (TUTAJ), że groźby wobec Ukrainy słyszał nie tylko Sikorski i on sam, ale także Lech Kaczyński. Co Pan na to?

Witold Waszczykowski, PiS: Ale od kogo miał to słyszeć? Od Putina? Przecież Lech Kaczyński nie spotkał się z Władimirem Putinem.

Klich mówi o szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 roku.

Ale na szczycie Władimir Putin mówił do wszystkich przywódców NATO. Nie było spotkań bilateralnych. To była wypowiedź delegitymizująca Ukrainę, ale przecież Putin nie powiedział, że chce podzielić ten kraj, w dodatku jeszcze, że miałby to zrobić wspólnie z Polską.

Jednak słowa Putiny, jak mówi Klich, zostały odebrane jako „groźba rozpadu Ukrainy”.

Oczywiście, jasnym stało się wtedy, że Putin nie traktuje Ukrainy poważnie. Tak zresztą wypowiadał się wielokrotnie. Nigdzie jednak nie padła propozycja Putina wobec polskiego polityka, aby podzielić się Ukrainą. To byłby absurd! Tym bardziej, taka koncepcja nie mogła paść w lutym 2008 roku, kiedy Putin po raz pierwszy w życiu zobaczył Tuska. Premier Polski przyjechał z pierwszą, bardzo kurtuazyjną wizytą, inaugurując swoją kadencję. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że Putin w pierwszej rozmowie, podczas kurtuazyjnej wizyty proponuje podzielenie się Ukrainą. W takiej rozmowie mogły oczywiście padać aluzje na temat nietrwałości państwa ukraińskiego, ale jestem absolutnie pewien, że nie padła propozycja rozbioru Ukrainy.

Dlaczego zatem Radosław Sikorski mówi o tym dopiero teraz, po szczęściu lat, i w dodatku, nadając sprawie sensacyjny ton?

Przez ostatnie lata Putin zrobił wiele złego, także na Ukrainie. Interpretujemy takie słowa przez pryzmat wydarzeń, o których już wiemy. Napadł na Gruzję, straszył inne kraje, w tym Polskę, robił manewry wojskowe z udziałem broni nuklearnej... Przesuwa się więc te daty do tyłu, próbując wskazać moment, kiedy zaczęła się ta agresywna kampania Putina. Trzeba jednak realnie łączyć fakty. W lutym 2008 roku to jeszcze nie nastąpiło, ale dopiero latem, kiedy pojawił się tzw. plan Miedwiediewa, czyli plan stworzenia nowej architektury bezpieczeństwa, a potem w sierpniu, kiedy Rosjanie zaatakowali Gruzję. Od tego czasu można liczyć początek agresywnej polityki. Dlaczego Sikorski mówi o tym dopiero teraz? To jest pytanie, które nurtuje nas wszystkich. Są różne opinie. Pojawiają się głosy, że próbuje on zemścić się na Tusku. Są opinie, że w próbuje zamieszać w polityce wschodniej obecnego rządu, obecnej premier, obecnego ministra... Są wreszcie głosy, że to jego ego, on prostu nie jest w stanie wytrzymać przez dłuższy czas bez zaistnienia w mediach, musi więc coś powiedzieć o Ukrainie, Powstaniu Warszawskim albo jeszcze o czymś innym. Przez lata fundował nam twitterową dyplomację, ma jakiś gen istnienia w mediach, czasem samobójczy. Która z tych wersji jest prawdziwa? Trudno powiedzieć. Powinniśmy oczekiwać jasnej deklaracji od Donalda Tuska. To w jego rękach jest wyjaśnienie całego zamieszania. To on powinien jasno powiedzieć, czy takie rozmowy rzeczywiście były? Oczywiście, Tusk tego nie potwierdzi, bo gdyby tak zrobił, musiałby powiedzieć, dlaczego przez lata nic z tym nie zrobił. Zakładam, że Tusk lada dzień powie, że takich rozmów i takich propozycji nie było.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego chce wydalenia z Polski kilku rosyjskich dyplomatów, podejrzanych o szpiegostwo. Wniosek trafił już do MSZ i do Ewy Kopacz, ta jednak waha się, jaką decyzję podjąć. Jaką powinna?

Po pierwsze, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie powinna takich rzeczy upubliczniać. Taki wniosek powinien być przekierowany do MSZ i do pani premier, bo to premier i minister spraw zagranicznych prowadzą politykę zagraniczną państwa, a nie ABW. Jestem głęboko zdziwiony tym, że ABW upublicznia takie sprawy i decyduje o tym, kto ma być, a kto ma nie być w Polsce. O tym decyduje MSZ w konsultacji z premierem. To nie ABW prowadzi polską politykę zagraniczną. I nie ABW może decydować, kogo wyrzucić, a kogo nie. ABW może jedynie sugerować, proponować, ale decyzje powinny zapaść w tandemie Kopacz-Schetyna. Jestem zdziwiony, że pozwalają oni na takie działanie ABW.

Rozm. MaR