Wypowiedź szefa FBI nt współodpowiedzialności Polski za udział w Holokauście powinna się spotkać ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony naszego rządu. Jest ona skandaliczna także dlatego, że Comey słowem nie wspominał o tym, w jaki sposób polskie ziemie stały się terenem działań wojennych. Obawiam się, że rozpowszechnianie tego rodzaju kłamstw historycznych, zwłaszcza przez szefa amerykańskiego kontrwywiadu jest elementem jakiejś gry politycznej. W Stanach Zjednoczonych rozpoczyna się teraz kampania prezydencka. Przed paroma dniami chęć kandydownia zgłosiła Hilary Clinton. Być może jest to jakaś przemyślana akcja skierowana do nacjonalistycznych środowisk żydowskich w celu zdobycia ich poparcia. To już nie kolejny wybryk jakiegoś polityka, bo wypowiedź szefa FBI w takim miejscu jak Muzeum Holokaustu musiała być przygotowana i przemyślana.

Wezwanie amerykańskiego ambasadora to tylko rutynowe działanie na poziomie ambasad. Tego typu działania dyplomatyczne nie przenoszą się do opinii publicznej ani nie są szeroko nagłaśniane, a w tym przypadku powinna być zdecydowana reakcja strony polskiej i to z bardzo wysokiego szczebla. Uważam, że prezydent lub premier powinni zwrócić się do prezydenta Obamy z prośbą o wyjaśnienie, czy jest to tylko lapsus językowy (jak na pewno będą uważali Amerykanie). Po nieszczęsnej wypowiedzi Baracka Obamy nt „polskich obozów” obawiam się, że jest to kolejny etap celowej polityki oskarżania Polaków. Warto, by nasza odpowiedź była uzgodniona ze środowiskami żydowskimi, by wspólnie zastanowić się jak reagować już nie tylko na takie jednostkowe wypowiedzi, ale by stworzyć program świadomej edukacji nt tego, czym była II wojna światowa, kto ją wywołał i kto popełnił największe zbrodnie.

Polski rząd swoją polityką zagraniczną oraz zaniechaniem działań w zakresie polityki edukacyjnej w kraju także ponosi odpowiedzialność za tego rodzaju próby relatywizowania historii. To są błędy odchodzenia od polityki historycznej na rzecz tzw. nowoczesnego partiotyzmu. To powoduje, że świat zaczyna fałszywie interpretować historię II wojny światowej. Przypomnę promowaną przez polskie MSZ skandaliczną publikację pt. „Inferno of Choices” („Piekło wyborów) która relatywizuje rolę Polaków w Zagładzie. Dowodzi ona, że Polacy w czasie II wojny światowej kolaborowali z Niemcami, bo mieli możliwość albo bronić Żydów albo ich wydać. Czytelnik takiej książki na Zachodzie będzie miał fałszywe przekonanie, że tak jak powiedział Comey, do Holokaustu doszło na terenie Polski bo tu była ku temu sprzyjająca atmosfera. Nie tłumaczy się światu, że byliśmy okupowani, że za pomagnie Żydom groziła kara śmierci. W związku z tym, że nie prowadzimy w zasadzie żadnej polityki historycznej, jesteśmy częściowo odpowiedzialni za rozpowszechniania takich kłamstw w świecie.

Jeśli nie zaczniemy prowadzić skutecznej polityki histotycznej, konsekwencje będą się odbijać w życiu kolejnych pokoleń. Politycy będą próbowali przywracać kłamstwo oświęcimskie negowaniem, że w ogóle istniały obozy śmierci albo właśnie oskarżaniem nas, że byliśmy współwykonawcami. Trzeba się z tym bardzo spieszyć bo za kilka, kilkanaście lat odejdą już w zaświaty ostatni świadkowie tych zbrodni i będziemy zdani wyłącznie na interpretacje historyczne. Jeśli nie wyjdziemy dziś mocno z polityką historyczną, za kilkanaście lat będziemy oskarżani w ogóle o wybuch II wojny światowej, o to, że pomogliśmy Hitlerowi, że sprzeciwiliśmy się Związkowi Radzieckiemu który chciał walczyć z Hitlerem, że dokonaliśmy wypędzenia Niemców, itd. Nasi sąsiedzi np. Rosjanie czy Niemcy od dawna prowadzą politykę historyczną. Niemcy doprowadzili do tego, że dzisiaj na świecie nikt już nie mówi o Niemczech tylko o nazistach jako o tych, którzy wywołali II wojnę światową i zamordowali Żydów. I jestem przekonany, że dla dwudziestoletniego Hiszpana czy Francuza, naziści są tak jak Marsjanie, oni nie skojarzą ich z Niemcami.

Not. ed