Relacja PiS - narodowcy jest przedmiotem rosnącej troski tych, którym bliskie były idee prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Niestety relacje te, jakkolwiek romansem bym ich jeszcze nie nazwał, stały się zdecydowanie już zbyt bliskie. Pisałem już o tym, iż skutkiem powyższego jest sytuacja, gdy coraz mniej jest w polityce wschodniej "dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego" a coraz więcej twardej neo-endeckiej narracji, przy czym nie o przedwojenną endecję, a tą jawnie prosowiecką, która narodziła się na Łubiance w gabinecie Iwana Sierowa tu chodzi. W ramach tego szukamy na wschodzie nie porozumienia i pojednania, a tego co dzieli i co może skłócić. Nawet na, w tym kontekście wydawałoby się bezpiecznym kierunku białoruskim, udało się czcić akurat tych "żołnierzy wyklętych", którzy przy okazji walk z Sowietami dopuścili się również zbrodni na cywilnej ludności białoruskiej.

Niestety nadmierna tolerancja dla skrajności, a czasem wręcz ekscesy pewnej marginalnej grupy w PiS były tolerowane przez ludzi rozumnych w partii rządzącej. Wszystko powinno mieć jednak jakieś granice. Gdy więc czytam (vide link poniżej), że publicysta związanego z aresztowanym pod zarzutem szpiegostwa Mateuszem Piskorskim, jawnie prorosyjskiego i antynatowskiego Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych nie tylko habilituje się w podległej ministrowi obrony Antoniemu Macierewiczowi Akademii Sztuki Wojennej, ale jeszcze ma wykłady dla - przecież podległej temuż ministrowi - elitarnej jednostki komandosów z Lublińca to niestety muszę uznać, że te granice zostały przekroczone. Ktoś, kto ponosi odpowiedzialność za to, że takiej osobie pozwolono indoktrynować polskich komandosów powinna zostać zdymisjonowana. Skądinąd nie mniej niepokojące jest przenikanie środowisk prorosyjskich do nowo tworzonej Obrony Terytorialnej.

I byłoby to wszystko, co opisałem powyżej wyłącznie dramatyczne, gdyby nie było zarazem komiczne, bo oto gentleman ów jest równocześnie działaczem partii, której lider uważa, że za Katyń odpowiadają nie Rosjanie i nie Sowieci nawet, ale Żydzi oczywiście, a sam minister Macierewicz nie wiadomo czemu nie wsiadł do samolotu, w którym zginął prezydent Lech Kaczyński (czyli w domyśle jest Żydem, co - dodajmy - w tym kontekście stanowić ma rodzaj obelgi).

Jak się okazuje puszczanie oka do pewnych ludzi nie ma jednak sensu, a szukanie elektoratu wyłącznie wśród ekstremy nie powoduje, iż ta się cywilizuje, ale jedynie to, że w istocie mainstreamowa partia stacza się w kierunku ekstremy. Szkoda byłoby, żeby efektem powyższego stał się konieczność dopisania do listy ofiar tragedii w Smoleńsku całego politycznego dziedzictwa Ś.P. Prezydenta. Kto na to pozwala, choćby nie wiem ile razy i jak mocno się na pamięć Prezydenta nie powoływał, sprzeniewierza się wszystkiemu co Lech Kaczyński reprezentował.

Witold Jurasz

źródło: facebook