Poniżej znajdziecie Państwo zdjęcia ze śledztw, które prowadzono po katastrofach lotniczych PanAm nad Lockerbie, lotu TWA 800, MH17, South African Airways 295, China Airlines 611 i Swissair 111. We wszystkich wypadkach badanie katastrofy polegało na swego rodzaju odbudowie samolotu, a dokładnie budowie ogromnej kratownicy w skali 1:1, odpowiadającej wielkości i kształtowi samolotu i nakładaniu na nią odnalezionych (w wypadku lotu 111 - wyłowionych z dna oceanu) fragmentów wraku.

Co istotne w większości przypadków przyczyny katastrofy były de facto znane zanim podjęto ów ogromny wysiłek, ale uznano, że aby wykluczyć wszelkie alternatywne hipotezy konieczne jest takie, a nie inne badanie wraku, przy czym w żadnym z tych wypadków nie zginął przecież prezydenta państwa.

Rzecz jasna nie jest przypadkiem, że piszę o tym dzisiaj tj. 10 kwietnia w kolejną rocznicę tragedii w Smoleńsku.

W Polsce niestety poruszamy się pomiędzy tymi, którzy uważają, że Rosjanie wykazywali "dobrą wolę" (co jest nieprawdą), nie było nic zdrożnego w oddaniu im śledztwa (co jest kpiną), a własne badanie przyczyn katastrofy można było zupełnie śmiało przeprowadzić nie posiadając wraku (czego komentować nie warto), a tymi, którzy uznali, że najlepszymi specjalistami od badania katastrof lotniczych są ludzie, którzy nigdy ich nie badali (co jest dla odmiany kuriozalne). W mojej ocenie obydwie postawy godne są bantustanu, a nie poważnego europejskiego państwa. A jak katastrofy bada poważne państwo? Ano tak jak na zdjęciach.

8 lat temu byłem w Smoleńsku - o tym, czego byłem tam świadkiem opowiedziałem w polsatnews.pl. Zainteresowanych zapraszam do wysłuchania rozmowy, którą już ponad rok temu przeprowadził ze mną Mikołaj Jankowski:

Witold Jurasz/Facebook