Witold Jurasz zabrał głos w sprawie związków ministra Jacka Czaputowicza z hiszpańskim wywiadem, o których pisał portal onet.pl. Jak podkreśla Jurasz – cisza, którą obserwujemy po ujawnieniu tych informacji jest niepokojąca.

W swoim felietonie na portalu Onet.pl zauważa, że fakt zarejestrowania szefa MSZ jako współpracownika hiszpańskiego wywiadu wojskowego nie wywołał nic – żadnych komentarzy, skandalu czy debaty. Przypomnijmy – chodzi o okres, w którym obecny szef resortu był młodym człowiekiem, świadomość kontrwywiadowcza nie była wysoka, z kolei kontakty z zachodnimi ambasadami uważano za naturalne w okresie PRL – podkreśla Jurasz.

Zaznacza również, że nic nie wskazuje na to, aby Czaputowicz brał pieniądze od wywiadu Hiszpanii. Podkreśla, że nie ma zamiaru oskarżać ministra, jednak dziwi go fakt, że cała sprawa nie zrobiła na nikim wrażenia. W dalszej części swojego tekstu wymienia 9 reguł dotyczących specyfiki pracy dyplomatów i szpiegów, które są „ta banalne, że aż dziw bierze, że musimy je sobie tłumaczyć”.

Jak dalej podkreśla:

Jest tylko jedna zasada. Żadna ambasada i żaden wywiad nie daje pieniędzy w imię najpiękniejszej nawet idei. Żadna idea nie powoduje, że nagrania są niszczone, a pokwitowania zwracane beneficjentom. Są one tworzone na czas po zwycięstwie, a nie dla idei. Nawet tak pięknej jak księgowość”.

Stwierdza też, że o ile głównie na prawicy często mówiło się o niewiarygodności polityków SLD, którzy zapewne „mają teczki w Moskwie”, to nie mówiło się o fakcie, że teczki ma każdy, „[…] kto wziął choć dolara w obcej ambasadzie. Albo dolara ze źródła niewiadomego pochodzenia. A już na pewno ten, kto może nie zamiast, ale przy okazji, zbudował sobie segment albo kupił mieszkanie”.

Za dramat naszego kraju uważa fakt, że „gdzie nie spojrzeć tam uwikłania i haki” stwierdzając, że być może jest to powodem przekleństwa położenia Polski lub też słabości naszych charakterów. Podkreśla, że prośba ministra Czaputowicza o ujawnienie wszystkich zebranych (w Zbiorze Zastrzeżonym) materiałów na jego temat to dobra decyzja.

Dodaje też, że dotychczasowe życie ministra wskazuje, że jego kontakt z obcą ambasadą „nie pociągnął za sobą złych konsekwencji i służył wyłącznie walce o demokrację”. Zaznacza jednak:

Rzecz w tym, że to wiemy dopiero wtedy, gdy sprawie się przyjrzymy”.

Według Jurasza fakt, że po ujawnieniu wspomnianej informacji nie pojawiła się wnikliwa dyskusja i zainteresowanie opinii publicznej dowodzi tego, jak bardzo „nienormalne jest nasze życie publiczne”.

Na koniec stwierdza, że w Polsce pomniki albo się stawia, albo opluwa i rzadko udaje się nam znaleźć złoty środek, który jak dodaje Jurasz – istnieje. Podsumowując swój felieton sugeruje, że być może warunkiem dopuszczania do tajemnic państwowych winno być badanie na wariografie:

Byleby spytać o wszystko to, po czym można mieć teczki. W dowolnej stolicy”.

dam/onet.pl,Fronda.pl