Dla mnie wspólnota losów polsko- żydowskich w Zagładzie (przy oczywistej dysproporcji - Żydzi machinie niemieckiego mordu zostali poddani w sposób bez porównania większy) współtworzy naszą dzisiejszą rzeczywistość i to co w niej najbardziej godnego zachowania. Tworzy całość, która ma swoje odbicie także w przestrzeni faktów, a jednym z nich są nasze miasta pełne blizn, i grobów. Z racji mego miejsca zamieszkania – jest to dla mnie szczególnie mocno widoczne w moim ukochanym mieście - Warszawie. To ta wspólnota w Zagładzie pozwala mi moje miasto pojąć i dostrzec jego piękno. Gdy spaceruję Wolą, Krakowskim Przedmieściem, po placu bankowym czy terenie starego getta.

Faktem jest, że dziś jakakolwiek próba, praktykowana zresztą nagminnie przez część środowisk lewicowych (i przez tę część prawicy, której odbiło i popadła w miazmaty idiotyzmu), wydzierania ruinom naszych miast ciał Żydów, Polaków i segregowania ich w taki sposób, by jedne ofiary przesłaniały drugie - jest po prostu działaniem na rzecz europejskiej polityki niepamięci, i niszczeniem pamięci o Szoa. W imię dobrego samopoczucia salonów europejskich. Które bardzo nie lubią pamiętać – szczególnie swoich własnych win.

Dziś znów słyszymy o polskiej odpowiedzialności za Holokaust.

Czy środowiska postępowe i liberalne zaczęły trząść się z oburzenia? Czy cały internet zakipi od statusów pt. "to skandal i antysemityzm" a Newsweek i Polityka zrobią sobie okładki  analogiczne do tych, gdy okazywało się, że lustracja Morozowskiego to akt krwiożerczego antysemityzmu, bo dla salonu każdy Żyd to ubek? A może jakieś listy otwarte? Bez żartów. Po pierwsze Morozowski to ziomal, a tamci pomordowani to już przeszłość. A my patrzymy w przyszłość. A poza tym Polacy mają w sobie za dużo martyrologii. Możemy co najwyżej liczyć na kolejnego klona Sierakowskiego, który postępowo oświadczy, że właściwie to Polacy naprawdę ten Holokaust zrobili. Z pozycji młodej, wrażliwej lewicy.

To po prostu kłamstwo oświęcimskie, tylko najczęściej przybranym w bardziej uczoną terminologię. Bagatelizowane, podzielane bądź wręcz współtworzone przez dzisiejszych postępowców. Czy zresztą nie dziwi fakt, że Ci sami, co w jednym słowie, jednym geście odnajdują zaraz potrzebę natychmiastowej reakcji, dziś najczęściej milczą jak zaklęci, gdy to salony europejskie powielają prymitywne kłamstwa o Polakach i polskich obozach? Cóż tak, jak niegdyś Telimena tęsknie patrzyła na bulwary w Skt. Petersburgu i tamtejszy postęp, tak dziś bardziej a la mode są berlińskie salony… O ile w wypadku środowisk lewicowych praktyka ta warunkowana jest w znacznej mierze potrzebą elit peryferii dokooptowania do apanaży dawanych przez elity metropolii USA czy UE, Berlina i Paryża, o ile w wypadku prawicy jest to po prostu głupota ideologiczna i osuwanie się w jakieś miazmaty ideowe sprzed dziesiątków lat...

To kłamstwo zaś, gdy już się zinstytucjonalizuje, gdy rozdzieli się los tych dwóch grup ofiar i sobie przeciwstawi, gdy pamięć o jednych będzie końcem pamięci o drugich, zniszczy nasz świat. To wtedy nastąpi śmierć tego co w nas naprawdę najbardziej cenne. To kłamstwo będzie choćby zniszczeniem Warszawy – tak tej, która nas dziś otacza, jak tej ze wspomnień, z literatury, choćby końcem Warszawy Leopolda Tyrmanda. Nie wolno się na to godzić. Wspólna polityka historyczna Żydów i Polaków jest w tej sprawie niezbędna. I to jak najszybciej. Choćby w imię tego pięknego, zniszczonego i jedynego miasta, w którym znaczna część z nas żyje, i które jest pomnikiem tego czym sami jesteśmy. Stracimy je, stracimy siebie. Jeśli kochamy nasze miasta, ich szarość, ich ból, pamięć i wspomnienia, ich blizny – nie pozwólmy no to.

Dawid Wildstein

Źródło: www.salon24.pl