Od początku ustalenia w sprawie śmierci Pyjasa były mistyfikowane. Najnowsza ekspertyza biegłych jest bardzo dziwna, powiedziałbym wręcz dziwaczna – nie ma czasu, by po kolei wymieniać jej ułomności, pisałem o tym obszernie w tygodniku „Uważam Rze”. Nieprzypadkowo, rodzina Pyjasa wytoczyła ekspertom proces, ponieważ okazało się, że zgubili oni przedmioty znalezione w czasie ekspertyzy. To były rzeczy dość fundamentalne, kilka okrągłych przedmiotów, prawdopodobnie metalowych. Nie wzięto także pod uwagę niektórych obrażeń. Uchybienia można by wymieniać długo. Eksperci nawet się z tymi zarzutami zgadzają, ale mówią: „i co?”. Właśnie, i nic z tego nie wynika.

 

Przekaz na temat ekspertyzy był sfałszowany – biegli nie wiedzą, czy śmierć nastąpiła w wyniku upadku, nie wiedzą, czy był w tym udział osób trzecich. Gdyby przyjąć tę ekspertyzę poważnie – ja jej tak nie traktuję – to wynikałoby, że Stanisław Pyjas został zrzucony z trzeciego piętra, bo nigdzie nie znaleziono nawet odcisków palców. Ekspertyza jest dziwna, gdyż opiera się na twierdzeniu, że upadek nastąpił bez żadnego udziału osób trzecich. Eksperci nie mają nawet wglądu w to, jak wyglądała wtedy tamta klatka schodowa – przecież ona została radykalnie przebudowana, a eksperci posiadają jedynie jakieś szkice. To jest pierwsza wersja, jaką od początku starała się przeforsować ubecja, po czym – adwokat wynajęty przez rodzinę Pyjasa stwierdził, że ze wszech miar nie było to możliwe. Obalił karkołomną tezę upadku na płaskiej posadzce. Eksperci w ogóle się do tego nie odnoszą, jednocześnie przyjmując – chyba jedynie na wiarę – kilka innych relacji. Zastanawiające jest, że nie znaleziono żadnych odcisków palców, są dwa miejsca, gdzie one ewentualnie mogły by się znaleźć. Można z tego wyciągnąć następujący wniosek – jeśli eksperci zakładają, że Pyjas był w stanie bardzo poważnego zamroczenia alkoholowego, to wyobraźmy sobie, że człowiek w takim stanie wspina się na trzecie piętro nie dotykając ani ścian, ani poręczy w klatce schodowej, gdzie jest kompletnie ciemno. W dodatku, założenie, że ciało spadło wymagałoby zrobienia konkretnych badań, których nie było. Eksperci nie mieli dostępu do miejsca, w którym znaleziono ciało – bo nie wiadomo, czy to było miejsce śmierci czy raczej podrzucenia zwłok. To jest normalne? Takich niuansów można wymieniać wiele.

 

Relacja ówczesnego milicjanta, który zeznał, że zwłoki leżały twarzą do ziemi, obala wszelkie pierwotne hipotezy, jak na przykład tę o zadławieniu się krwią. Nie można się zadławić, leżąc na brzuchu! Ciało zostało obrócone, żeby uprawomocnić te wszystkie hipotezy. W sprawie Pyjasa wszystko jest jednoznaczne – to sprawka esbecji, która od początku sprowadzała śledztwo na fałszywe tory – na przykład analizując charakter pisma z donosów, co robili ci sami ludzie, którzy je pisali. Widziałem zwłoki Pyjasa razem z moją narzeczoną i przyjacielem, bezpośrednio po śmierci. I byliśmy absolutnie zgodni – to była twarz człowieka zatłuczonego. Tam były obrażenia, które nie mogły powstać w wyniku upadku, rany otwarte, dziury w kościach.

 

Obecna hipoteza jest dziwaczna, nie wiadomo z czego wynika. Jak wskazują wszystkie świadectwa – sekcja została zrobiona co najmniej niechlujnie. Jeżeli giną przedmioty, nie bierze się pod uwagę pewnych obrażeń, to już samo to dezawuuje tych ludzi jako ekspertów. Zapis ekspertyzy jest także zdumiewający, bo wygląda, jak gdyby był pisany na zamówienie. Ale, nawet gdyby potraktować ją poważnie – choć powtarzam, że ja nie widzę ku temu powodu – to wynika z niej, że Pyjas został zrzucony. Próba rewizji, jakoby te zeznania coś zmieniały... to niczego nie zmienia! Ekspertyza nie tylko odnosi się nie tylko do tego twierdzenia z 1977 roku, że wnioskując z ułożenia ciała nie mógł nastąpić upadek, to dodatkowo pomija to ekspertyzę z 1991 roku, która dowodziła, że śmierć była najprawdopodobniej efektem pobicia a ciało zostało podrzucone. Kłamstw i matactw, które miały przysłonić zabójstwo Pyjasa było wiele. W tej chwili wielu publicystów takich, jak Janina Paradowska, Cezary Michalski nadal piszą kłamliwe teksty, mijają się z prawdą w celu, właśnie, rehabilitacji PRL.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska