Dotychczasowa rywalizacja w kampanii wyborczej pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a Platformą Obywatelską przypomina walkę Mike’a Tysona z cherlawym, pyskatym gimnazjalistą po lekcjach za szkołą. Bez rękawic. Kolejne akcje marketingowe, wystąpienia partyjne liderów, przedwyborcze konwencje mogłyby wskazywać, że mamy do czynienia z typowym szkolnym bullyingiem i poniżaniem słabszego. Bliższy ogląd sprawy potwierdza, że to jednak cherlak próbuje walczyć nie fair, kopać, gryźć i ciągnąć za koszulkę. A gdy nie może zbliżyć się do przeciwnika na odpowiednio krótki dystans zaczyna bezradnie wrzeszczeć, ubliżać i pluć. Taką obrał taktykę.

Z góry musimy usprawiedliwić naszego Tysona- to nie on zaczął. Co gorsza, pyskaty cherlak co chwila sam nadziewa się z rozpędu na wystawioną przez boksera pięść i pada na trawę jak długi, po czym próbuje wstawać i drzeć się na całe gardło, że zawodowy bokser walczy nie fair.

W połowie sierpnia Platforma wystartowała z kampanią bilbordową o dźwięcznym tytule „PiS wziął miliony” i okleiła plakatami pół Polski. Sroga mina prezesa Kaczyńskiego spoglądająca złowrogo na przechodniów, miała przekonać Polaków, że „PiS jest zły”. Wyglądało to trochę jak kiepski żart, parodia fragmentu skeczu Kabaretu Moralnego Niepokoju sprzed kilku lat. Platforma nie zorientowała się, że straszenie PiS’em przestało już działać. Inna sprawa, że „straszyć to trzeba umić” (parafrazując klasyka). Sztab wyborczy Grzegorza Schetyny musiał pobierać intensywne kursy politycznego marketingu u posła Tyszkiewicza i jego ludzi, ponieważ obecna kampania PO coraz bardziej przypomina kampanię byłego prezydenta Komorowskiego z 2015 r. Mechanizm i dynamika działań są bardzo proste: jedna wpadka przykrywana jest kolejną wpadką, po której następuje następna wpadka, przykrywana skutecznie jeszcze większą kompromitacją. Cykl się powtarza i powielany jest sukcesywnie z tygodnia na tydzień.

Obecny program PO możemy streścić w kilku słowach: „zlikwidujmy wszystko co do tej pory zrobił PiS”. Z wypowiedzi lidera tej partii może wynikać, że jest on gotowa pójść dalej i zrealizować program znacznie prostszy: „zlikwidujmy wszystko”. Likwidator Grzegorz Schetyna wydaje się kontynuować misję Donalda Tuska, który skutecznie wdrażał projekty likwidacyjne za czasów swoich kadencji. Likwidacja stoczni- by rozwijać się mogły stocznie niemieckie, likwidacja Polski Wschodniej- by do przyjaciół Niemców i Anglików płynął nieprzerwany strumień taniej siły roboczej, planowana likwidacja LOT przy udziale OLT Express- by polski przewoźnik mógł być przejęty przez przewoźnika niemieckiego. Po co nam linie narodowe, skoro są linie lotnicze z Berlina?

Grzegorz Schetyna nie chce być gorszy od swojego wielkiego poprzednika. Już w 2016 obiecał zlikwidowanie IPN- by nikt więcej nie ośmielił się grzebać w teczkach TW Bolka, TW Karola, TW Carexa, TW Znaka, TW Buyer’a czy TW Tenera. Obiecał też zlikwidowanie CBA- by wszelkiej maści mafie i gangi bezkarnie mogły hulać na polskim rynku, a prywatyzacje resztek narodowego majątku za grosze szły bez zbędnych komplikacji i przeszkód. Teraz zapowiada, że zlikwiduje ONR i inne nacjonalizmy- żeby patriotyczna młodzież nie przeszkadzała panoszeniu się w Polsce resortowym rodzinom. Zlikwiduje szkolne wyprawki 300 Plus, bo po co dzieciom w szkole zeszyty i książki. I oczywiście jak najszybciej ograniczy 500 Plus, bo polska siła robocza nadal musi wspomagać gospodarki krajów Zachodu.

Głębszego sensu w tym kontekście nabiera propozycja lidera PO dotycząca uruchomienia ogólnopolskiej usługi „fachowiec na telefon w każdym mieście”. Kiedy większość mężczyzn wyjedzie na „przymusowe roboty” do Niemiec i Anglii, nie będzie wtedy komu wbić gwoździa w deskę, wkręcić śrubki w ścianę czy nawet naprawić taśmą samoprzylepną szyby w drzwiach.

Propozycje opracowane przez gabinet cieni i jego szefa niewiele się różnią od tych konsekwentnie wdrażanych przez dwie kadencje przez rząd Platformy i PSL’u. Prawdopodobnie tu znajduje się odpowiedź na pytanie postawione w ostatnich dniach przez premiera Morawiecki: „po co oni powołali gabinet cieni. Przecież oni przez 8 lat mieli tak naprawdę gabinet cieni”. „Rząd oczekujący” Grzegorza Schetyny musiał powstać zapewne tylko po to, żeby przygotować się do kontynuacji programu rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz, programu likwidacji wszystkiego co się da.

PiS wygrywa z Platformą wojnę na programy, bo w przeciwieństwie do partii Schetyny ma konkretne propozycje dla Polaków i od trzech lat je realizuje. PiS wygrywa wojnę na konwencje, ponieważ w ostatnich latach nauczył się normalnie rozmawiać z wyborcami. PiS wygrywa również starcie na bilbordy, co nie jest szczególnie trudne- w przypadku odpowiedzi na zarzuty Platformy wystarczy na plakatach napisać prawdę, np. „PiS odebrał złodziejom miliony i dał je dzieciom”. To proste.

Być może po zbliżających się wyborach samorządowych PiS będzie mógł wywiesić na bilbordach nowe hasło: „Platforma Polskę rozkradła, dlatego się rozpadła”. O tym przekonamy się już za kilka tygodni. Rosnące sondaże nie powinny jednak usypiać wyborców prawicy, tylko spowodować ich większe zaangażowanie w proces wyborczy i w kontrolę przebiegu samych wyborów. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?

Inna sprawa, że PiS też likwiduje. Na potęgę likwiduje mafie vatowskie, likwiduje biedę i społeczne wykluczenie setek tysięcy Polaków, bezrobocie, które dziś jest najniższe od lat, skutecznie zlikwidował ubeckie, resortowe emerytury. Te aspekty życia społecznego, gospodarczego i politycznego liderzy PO najchętniej by przywrócili, żeby mógł się zrealizować postulat Donalda Tuska wygłoszony podczas konwencji w 2012 roku „aby życie w Platformie dla ludzi było lżejsze”. Interesujący program wyborczy, prawda? Ciekawe, czy ludzie znów na to pójdą. I którzy.

Paweł Cybula