Ryzyko polityczne i gospodarcze nie jest dla Europy niczym nowym. Narastający nacjonalizm, wszechobecny populizm, sprzeczne interesy strategiczne, niski wzrost gospodarczy i bezrobocie skutecznie podzieliły państwa członkowskie UE. Rosnące zadłużenia, niestabilny sektor bankowy i rosnący eurosceptycyzm generują szereg zagrożeń dla strefy euro.

Negatywne zmiany odbiją się najszerszym echem we Włoszech, Francji i w Niemczech. Nacjonaliści od lat budują w tych krajach zaplecze w postaci elektoratu, a także struktur, które mogą zadecydować o wynikach wyborów powszechnych. Przypomnijmy, że w 2017 roku do urn pójdą Francuzi i Niemcy, a istnieje także możliwość przedwczesnych wyborów we Włoszech w 2018 roku.

Jednak aby osiągnąć sukces, nacjonaliści wcale nie muszą wygrywać wyborów. Ich poparcie i tak jest wystarczająco duże, by mieli oni wpływ na polityczny porządek Unii Europejskiej. Każdy rząd będzie zmuszony wziąć pod uwagę społeczną presję i głos obywateli żądających zwiększonej suwerenności i powrotu do samostanowienia poza strukturami UE. Niepewność związana ze zmianami politycznymi negatywnie wpłynie na system finansowy, szczególnie w sektorze bankowym.

Unia Europejska w 2017 roku będzie musiała dalej sobie radzić z problemami nadchodzącymi z zewnątrz. Istotne będą także skutki politycznego zwrotu za Atlantykiem. Nowy porządek globalny wprowadzany przez Donalda Trumpa jest przeciwieństwem dwóch kadencji względnej stabilizacji w polityce Obamy.

2017 to rok pytań dotyczących przyszłości NATO i test wiarygodności parasola bezpieczeństwa. Różnice poglądów poszczególnych państw na temat Rosji prowadzą do podziałów, które są szczególnie widoczne na przykładzie krajów Europy Wschodniej. Te bowiem, świadome zagrożeń i niepewne wsparcia Zachodu, równolegle do współpracy z NATO koncentrują się na wewnętrznej regionalnej kooperacji, aby zademonstrować jedność wobec zagrożeń płynących z Rosji.

Zmiany zachodzące we Francji, Niemczech i Włoszech – trzech największych gospodarkach strefy euro – będą wzajemnie wpływać na siebie, a także na całą unię walutową. Zbliżające się wybory wystawią na wielką próbę francusko-niemiecki sojusz, stanowiący podstawowy filar strefy euro. Zmiana orientacji na prawo oraz chęć powrotu do własnych walut w tych krajach mogą doprowadzić do powolnego rozpadu europejskiego systemu walutowego.

Pierwsze miesiące 2017 roku upłyną we Francji pod znakiem kampanii wyborczej. Odchodzący rząd nie będzie wprowadzał żadnych istotnych reform, skupi się raczej na utrzymaniu władzy w poszczególnych regionach. Większość kandydatów prezentuje podobne poglądy na kwestię bezpieczeństwa – zgadzają się, że należy zwiększyć wysiłki w celu zwalczania terroryzmu i ograniczenia imigracji – jednak znacznie różnią się w kwestiach gospodarczych. Wyborcy będą musieli zdecydować, czy wybiorą rządy idące drogą deregulacji i liberalizacji gospodarki, czy też wolą powrót do protekcjonizmu.

Francuskie wybory prezydenckie będą testem siły antyglobalistów i nacjonalistów. To właśnie ich głosy będą miały realny wpływ na francuską politykę w stosunku do UE. Sądzę, że nowy francuski rząd będzie nastawiony sceptycznie wobec wolnego handlu i skupi się na bezpieczeństwie oraz obronności. Nowy prezydent będzie naciskał na Brukselę w celu przeprojektowania układu z Schengen oraz wprowadzenia przepisów zaostrzających kontrole graniczne. Może nawet dojść do referendum w sprawie wyjścia Francji z UE.

I na tym polega główny problem kraju znad Loary. Francja – dumny członek założyciel, którego sojusz z Niemcami był i jest podstawą istnienia UE – zmieniając swoją politykę może realnie zagrozić dalszemu funkcjonowaniu.

Bezpieczeństwo i imigracja będą tematem przewodnim również w niemieckiej kampanii wyborczej. Prawicowa opozycja, a nawet niektórzy koalicjanci kanclerz Merkel, będą dążyli do zaostrzenia przepisów w zakresie imigracji i zwiększenia środków przyznawanych na siły bezpieczeństwa. Sądzę, iż nadchodzące wybory udowodnią, że niemieccy wyborcy są gotowi wesprzeć mniejsze partie, zarówno z lewej, jak i z prawej strony sceny politycznej, co doprowadzi do powołania bardziej podzielonego parlamentu i trudności w rozmowach koalicyjnych.

W przypadku Włoch niepewność polityczna, kruchy system bankowy, niski wzrost gospodarczy i wysoki poziom długu publicznego mogą doprowadzić do wcześniejszych wyborów, które – podobnie jak w Niemczech i Francji – mogą zakończyć się zaostrzeniem polityki i jej zorientowaniem na prawo.

Do analogicznych zdarzeń może także zajść w Hiszpanii. Rząd mniejszościowy będzie zmuszony do negocjacji z opozycją w kwestii ustawodawstwa, co prowadzi do powstania złożonego procesu decyzyjnego i nacisków na wycofanie się z niektórych reform, które wprowadził lewicowy rząd u szczytu kryzysu gospodarczego. Katalonia nadal będzie dążyć do niezależności, jednak rząd centralny nigdy nie zaakceptuje jej odrębności. Przy osłabionej gospodarce może to doprowadzić do wzrostu niezadowolenia społecznego, a nawet do wcześniejszych wyborów. W takim wypadku zwiększy się także znaczenie polityków hiszpańskiej prawicy.

Kraje Europy Środkowej i Wschodniej będą czynić wszystko, aby chronić się od tego, co postrzegają jako potencjalną rosyjską agresję. Na czele krajów grających na niezależność znajdzie się Polska, która stara się wzmacniać współpracę polityczną, gospodarczą i wojskową z sąsiadami. Polscy politycy, niezależnie od orientacji, wspierają Ukrainę politycznie i finansowo, wiedząc, że jest ona naturalnym buforem gwarantującym nam względne bezpieczeństwo. Możemy spodziewać się dalszych nacisków Polski na instytucje unijne w kwestii utrzymania prosankcyjnego stanowiska wobec Moskwy. Reformy systemu obrony i zwiększenie nakładów finansowych na siły zbrojne potwierdzają realne obawy przed niepewnością stosunków z administracją Trumpa.

Rosja w dalszym ciągu będzie wykorzystywać podziały wewnętrzne w UE poprzez wspieranie (często także finansowe) eurosceptycznych ruchów i partii politycznych. Prorosyjskość dostrzegana w polityce Włoch, Francji i Austrii daje Kremlowi realną szansę na przełamanie oporu w UE, co może doprowadzić do złagodzenia sankcji pod koniec 2017 roku.

Ostatnim z problemów, któremu Unia Europejska będzie musiała stawić czoła, jest pogłębiająca się niekontrolowana migracja. Brak realnego wpływu Europy na władze Libii ogranicza zdolność UE do kontroli migracji ludności i uniemożliwia ograniczenie prób przepłynięcia Morza Śródziemnego przez imigrantów. Nadzieją pozostaje Turcja, która jak dotąd wywiązuje się ze swoich zobowiązań migracyjnych. Nie zmienia to faktu, że prezydent Erdogan, który dostrzega rosnące podziały w Unii, będzie zwiększał swoje żądania, które być może okażą się niemożliwe do zrealizowania.

Wobec widocznej słabości struktur UE europejskie państwa powrócą do klasycznych metod prowadzenia polityki i dyplomacji, nastawionych na grę solo, polegających na zwiększeniu poczucia bezpieczeństwa oraz osiąganiu jak największych korzyści dla siebie, nawet kosztem różnić i konfliktów wewnątrz UE.

Łukasz Bugajkski/salon24.pl