Francuski filozof Henri Bergson powiedział, że mistycy katoliccy, a wśród nich Katarzyna ze Sieny, osiągnęli szczyt duchowego rozwoju jednostki. Dlaczego? Ponieważ - jego zdaniem - potrafli w sposób niezwykły połączyć dwie, wydawałoby się nieprzystawalne, rzeczywistości: głębokie życie kontemplacyjne i niesłychaną energię działania praktycznego

Jezus nad Dominikanami

Święta Katarzyna ze Sieny jest drugim, obok św. Tomasza z Akwinu, Doktorem Kościoła, którego wydał zakon Dominikanów. Różni ich to, że on był świetnie wykształconym teologiem, a ona, jedynym jak dotąd, Doktorem Kościoła – analfabetą.

Urodziła się w Sienie 25 marca 1347 r. w rodzinie farbiarza. Była przedostatnim z dwadzieściorga pięciorga dzieci. W wieku sześciu lat – jak opisuje to w jej życiorysie bł. Rajmund z Kapui OP – Katarzyna miała pierwsze w życiu widzenie Chrystusa. Idąc ulicami Sieny ujrzała nad klasztorem Dominikanów Jezusa w stroju papieskim, w płaszczu i z tiarą. Wpadła w zachwyt, w ekstazę, i na jakiś czas straciła kontakt z rzeczywistością. Widzenie to było niejako przygotowaniem, zapowiedziąjej późniejszej działalności. Po pierwsze Chrystus pojawił się nad klasztorem Dominikanów, z którym mistyczka była związana niemal przez całe życie, po drugie – pojawił się w stroju papieskim, który symbolizował działalność Katarzyny na drodze odbudowy i reformy Kościoła, znajdującego się w tym czasie w kryzysie.

Katarzyna od wczesnego dzieciństwa była zafascynowana życiem zakonnym, a szczególnie pustelniczym. Duże znaczenie dla jej formacji duchowej miała lektura „Złotej legendy” Jakuba de Voragine, którą czytywał jej spokrewniony z rodziną dominikanin, Tommaso de la Fonte. Był to zbiór żywotów świętych, w którym znalazła się m.in. historia św. Dominika. Katarzyna nie tylko słuchała opowieści o pustelnikach i świętych, ale również radykalnie wprowadzała w życie ideały, którymi oni żyli. Była niezrównana w postach i modlitwach. W domu, pełnym przecież ludzi, potrafiła wygospodarować dla siebie mały pokoik, by tam w ciszy oddawać się modlitwie. Często udawała się także do pustych pieczar poza miastem, aby osobiście przeżyć doświadczenie życia pustelniczego, które ją tak fascynowało. Gdy z żywota św. Dominika dowiedziała się, że oddawał się ostrej ascezie i regularnie się biczował, postanowiła go naśladować. W jej młodym, jeszcze dziecięcym umyśle zrodziło się pragnienie, żeby zostać dominikaninem – nie dominikanką, ale właśnie dominikaninem.

Katarzyna od wczesnego dzieciństwa była zafascynowana życiem zakonnym, a szczególnie pustelniczym. Duże znaczenie dla jej formacji duchowej miała lektura „Złotej legendy” Jakuba de Voragine, którą czytywał jej spokrewniony z rodziną dominikanin, Tommaso de la Fonte. Był to zbiór żywotów świętych, w którym znalazła się m.in. historia św. Dominika. Katarzyna nie tylko słuchała opowieści o pustelnikach i świętych, ale również radykalnie wprowadzała w życie ideały, którymi oni żyli. Była niezrównana w postach i modlitwach. W domu, pełnym przecież ludzi, potrafiła wygospodarować dla siebie mały pokoik, by tam w ciszy oddawać się modlitwie. Często udawała się także do pustych pieczar poza miastem, aby osobiście przeżyć doświadczenie życia pustelniczego, które ją tak fascynowało. Gdy z żywota św. Dominika dowiedziała się, że oddawał się ostrej ascezie i regularnie się biczował, postanowiła go naśladować. W jej młodym, jeszcze dziecięcym umyśle zrodziło się pragnienie, żeby zostać dominikaninem – nie dominikanką, ale właśnie dominikaninem.

za ładna na zakonnicę

W wieku dwunastu lat wdała się w poważny konflikt z matką, Monną Lapa. Jak na średniowieczne realia była już dojrzałą dziewczyną, rodzice postanowili więc wydać ją za mąż. Katarzyna była urodziwą, silną dziewczyną, miała piękne długie włosy. Potrafiła – jak czytamy u Rajmunda z Kapui – wnieść na drugie piętro domu ciężar, który normalnie wnosił niezły osiłek. Mimo iż żyła przede wszystkim modlitwą i sprawami duchowymi, nie uciekała od myśli o założeniu rodziny. Jednak wstrząs, jakim była śmierć siostry, Bonawentury, spowodował, że w jej postawie życiowej dokonał się radykalny zwrot.

Pewnego dnia Katarzyna ścina swoje piękne włosy. Za karę zrozpaczona matka odbiera jej możliwość mieszkania w osobnym pokoiku, a na domiar złego czyni ją służącą w jej własnym domu. Młoda mistyczka składa ślub dziewictwa i zdecydowanie odmawia wyjścia za mąż. Wyraża także pragnienie przyjęcia habitu trzeciego zakonu dominikańskiego. Udaje się nawet do klasztoru, ale nobliwe siostry stwierdzają, że jest za młoda i za ładna, by mogły ją przyjąć. Po pewnym czasie rodzina wybacza Katarzynie. Odtąd przestaje być służącą i z powrotem otrzymuje mały pokoik tylko dla siebie. Zapada jednak na ciężką chorobę, prawdopodobnie na ospę. Po powrocie do zdrowia ponawia próbę wstąpienia do trzeciego zakonu. Siostry, widząc Katarzynę już nie piękną, ale oszpeconą przez chorobę, przyjmują ją z otwartymi ramionami. Otrzymuje habit i zostaje tercjarką. Nie mieszka jednak w klasztorze, ale pozostaje w domu.

prawdziwe Spotkanie

Pierwszy okres zakonnego życia upływa jej pod znakiem samotności. Nie wychodzi ze swej domowej celi nawet na posiłki, zachowuje ścisłe milczenie i post. Jednocześnie jest to dla niej okres bardzo intensywnego dojrzewania duchowego i spotkania z Bogiem.

Wyznaje bł. Rajmundowi: „Niech ojciec będzie pewien, że wszystko, co wiem o drogach duszy, wiem od Pana mego i Mistrza, najsłodszego Oblubieńca mej duszy”. Chrystus mówił do Katarzyny nie tylko przez natchnienia wewnętrzne, ale także ukazywał się jej: „Mówił do mnie tak, jak ja teraz do ojca mówię”. Katarzyna była osobą mocno stąpającą po ziemi, nie ma więc wątpliwości, że nie były to urojenia na tle psychicznym. Jej więź ze Zbawicielem była niezwykle głęboka i intensywna, stąd spisane przez jej spowiednika, Rajmunda z Kapui, słowa: „Uczył mnie przez natchnienia wewnętrzne i ukazując się wprost” należy brać jak najbardziej dosłownie.

Podobnie jak wszyscy prawdziwi mistycy, Katarzyna odnosiła się z nieufnością do wszelkich nadprzyrodzonych zjawisk, takich jak widzenia czy objawienia. Zawsze badała, czy dana wizja jest prawdziwa, czy może jest tylko szatańskim złudzeniem. Podała nawet sposób na sprawdzenie autentycznego charakteru niezwykłych zdarzeń. Składały się nań dwa elementy. Pierwszy to zapomnienie o sobie; fałszywe przeżycia mistyczne, widzenia, umacniają bowiem nasz egocentryzm. Drugi element to tzw. most; Katarzyna uważała, że nasze życie przypomina rwącą rzekę, przez którą należy przejść, by dojść do Boga, znajdującego się na jej przeciwnym brzegu. Rzeka może nas jednak porwać i nie osiągniemy naszego celu. By tak się nie stało, Bóg postawił pomiędzy nami a Sobą most, którym jest ukrzyżowany Chrystus. Jeśli pojawia się w nas całkowite zapomnienie o sobie i miłosne przylgnięcie do Ukrzyżowanego – doświadczenie jest autentyczne.

 

oblubienica Chrystusa

Opieka duchowa, jaką Katarzyna ze Sieny otrzymywała ze strony Zakonu Kaznodziejskiego, przez długi okres jej życia była bardzo marna. Zdarzało się, że gdy po przyjęciu Komunii zapadała w ekstazę i przez długi czas nie mogła się poruszyć, dominikanie, którzy chcieli wreszcie wyjść ze świątyni, brali ją zaręce i nogi i wynosili przed kościół. Sytuacja zmieniła się dopiero po 1374 r., kiedy to na Kapitule Generalnej Dominikanów we Florencji wyznaczono dla niej stałego spowiednika, Rajmunda z Kapui.

Najtrudniejsze doświadczenia miały miejsce w czasie nowicjatu, kiedy przyszła święta była niejako bezpośrednio prowadzona przez Chrystusa. Kulminacją tego okresu formacji był koniec karnawału w 1367 r. Gdy cała Siena rozbrzmiewała śpiewem, radością i zabawą, ona osamotniona modliła się w swojej celi. W pewnym momencie ukazał się jej Jezus, by obrać ją sobie za Swoją oblubienicę. Na znak tego na palcu Katarzyny pojawił się pierścień; jest rzeczą osobliwą, że tylko ona go widziała. Żądaniem Oblubieńca był powrót tercjarki do życia czynnego: ma przestać się zamykać całymi godzinami w celi, by schodzić tylko na Mszę. Pierwszym krokiem ma być pojawianie się Katarzyny na posiłkach i spożywanie ich z całą rodziną.

Tak też się dzieje. Co ciekawe, Katarzyna staje się Martą, która zachowuje w sobie kontemplacyjne spojrzenie Marii. Niezwykle trafnym komentarzem do takiej postawy jest jedno z kazań Mistrza Eckharta (żyjącego przed Katarzyną). Stwierdził on, że wbrew temu, co się mówi, to Marta była bardziej dojrzała niż Maria, a najlepiej byłoby połączyć obie postaci w jedną. Taką niewątpliwie była Katarzyna ze Sieny. Podjęła intensywną działalność społeczną, pomagała chorym i ubogim. Praca ta nie była bynajmniej radosna i nie przynosiła satysfakcji. Zdarzało się, że prócz komplementów obsypano ją obelgami, jedna z chorych oskarżyła ją nawet o czyny lubieżne, co spowodowało wnikliwe śledztwo ze strony zakonu. Jednak z czasem znaczenie i sława tercjarki ze Sieny zaczęły rosnąć. W 1378 r. powierzono jej — z dobrym skutkiem – wynegocjowanie w imieniu papieża Grzegorza XI pokoju z Florencją, zwaśnioną z Państwem Kościelnym. Ale jej największym sukcesem dyplomatycznym było nakłonienie papieża do powrotu z Awinionu do Rzymu. Niestety, po jego powrocie kardynałowie francuscy wybrali antypapieża i rozpoczęła się w Kościele schizma zachodnia.

duchowe stygmaty

Katarzyna doświadczyła jeszcze dwóch wyjątkowych łask mistycznych. Pierwszą z nich była wymiana serc. Gdy wyznała swemu spowiednikowi – poprzednikowi bł. Rajmunda – że nie ma już swojego serca, ale bije w niej serce Jezusa Chrystusa, została całkowicie zignorowana. Tymczasem, było to dla niej rzeczywiście bardzo głębokie przeżycie mistyczne. Drugie zdarzenie miało miejsce w 1380 r. Katarzyna w głębokiej ekstazie doznała przeszycia w miejscu ran Chrystusa. I tutaj znowu, podobnie jak w przypadku pierścienia, stygmaty widziała tylko ona. Zresztą o to, by tak się stało, sama zabiegała. Stygmaty miały mieć dla niej charakter czysto duchowy i nie wzbudzać sensacji – jej powołanie realizowało się przecież w dużej mierze poprzez działanie.

Św. Katarzyna zmarła w Rzymie 22 kwietnia 1380 r. Papież Pius II kanonizował ją 26 czerwca 1461 r. w rzymskiej bazylice św. Piotra i Pawła, a Jan Paweł II ogłosił 4 października 1980 r. Doktorem Kościoła. Jest patronką Sieny, współpatronką Rzymu, Włoch (od 1939) i Europy (od 2 października 1990).

poznanie Boga poznaniem siebie

Główną osią, wokół której koncentrowała się myśl mistyczna świętej, były słowa, które usłyszała od Chrystusa, i które wielokrotnie powtarzała:

„Wiedz córko, że Ja jestem tym, który jest. Ty jesteś tą, która nie jest”. Oczywiście, jest to nawiązanie do sytuacji wypowiedzenia Imienia Bożego w Księdze Wyjścia (3, 14), ale chodzi tu przede wszystkim o ukazanie przepaści pomiędzy byciem odwiecznego, potężnego, wszechmogącego Boga, a kruchością istnienia człowieka jako stworzenia. Według Katarzyny najważniejszą sprawą w życiu człowieka jest poznanie siebie, swojego miejsca w świecie, ale proces ten musi być zakorzeniony w Bogu. Słowa: „Ja jestem tym, który jest. Ty jesteś tą, która nie jest” są do tego kluczem. Słowa, które usłyszała Katarzyna, oznaczają dla niej, że jest stworzona, to znaczy, że sama z siebie nie posiada swego bytu. By poznać prawdę o sobie, musimy uznać naszą zależność od Boga, od Tego, który nas podtrzymuje. Jeśli jesteśmy stworzeni przez Boga, to także w naszym istnieniu jesteśmy przez Niego nieustannie podtrzymywani. Można powiedzieć: każdy z nas w każdym momencie jest stwarzany. Bóg jest Tym, Który Jest – oznacza to, że wszystko, co poza Nim istnieje, Jemu zawdzięcza swoje istnienie.

Równocześnie człowiek jako stworzenie jest ułomny, zarówno w sensie fizycznym, jak i moralnym. Nie jest taki, jakim chciał go widzieć Sokrates – znajomość dobra nie oznacza jego realizacji.

Człowiek nie czyni bowiem dobra, którego pragnie, ale zło, którego niechce. Jedynym, który potrafi zaradzić potrzebom jego duszy, jest Bóg. Dlatego poznawanie samego siebie bez Boga może prowadzić jedynie do rozpaczy.

Natomiast poznawanie Boga prowadzi nie tylko do poznania siebie i własnej kruchości, ale też do odkrycia Bożego miłosierdzia. „W sobie samej poznałaś Mnie, a z poznania tego płynie dla ciebie wszystko, czego ci potrzeba. Znajomość siebie, którą zdobywa dusza, powinna się łączyć z poznaniem Mnie Samego, aby nie wpadła w niepokój i zamieszanie” – słyszy od Jezusa Katarzyna.

władze duszy

Owocem poznania samego siebie jest pokora, owocem poznania Boga – ufność w Jego nieograniczone miłosierdzie. Mamy tu do czynienia z bardzo mocnym związkiem miłosierdzia i pokory. Aby zrozumieć, czym jest poznawanie samego siebie, Katarzyna rozbudowuje tradycyjną naukę o władzach duszy, chrześcijańską próbę zrozumienia tego, co znaczy być stworzonym na obraz i podobieństwo Boże. Odpowiedzi szuka w trzech władzach duszy: w pamięci, rozumie i woli. Stanowią one dla Katarzyny odbicie Trójcy Świętej.

Pamięć przedstawia Boga Ojca, dlatego że jest miejscem przechowywania wszelkich poruszeń wewnętrznych, zarówno w historii Zbawienia, jak i w historii osobistej każdego człowieka. Dostarcza ona rozumowi materiału do spokojnego rozważania myśli, które ją wypełniają. Wola natomiast uzdalnia do czynienia tego, co ukazuje wzrok umysłu. Pamięć powinna zachowywać wspomnienie faktów, ale równie mocno świadomość nieskończonej Bożej dobroci. Rozum powinien kierować swój wzrok ku niewysłowionej Miłości, którą jest Jezus. Katarzyna bardzo pięknie definiuje wiarę: jako „źrenicę oka rozumu”. Czyni ją niejako samym sercem, jądrem widzenia. I w tym sensie akt wiary jest dla niej aktem rozumu – powstaje pod wpływem pamięci i woli, ale jest jednak aktem rozumu.

Jej doświadczenie Boga w Trójcy Świętej jest skorelowane z poznawaniem samej siebie i tych władz, które otwierają na Boże działanie. Poznanie nadprzyrodzone jest poznaniem płynącym z miłości. Mądrość jest bowiem owocem miłości, dlatego najwięcej o Bogu wiedzą ci, którzy Go miłują.

trzy stopnie mostu

Charakterystycznym elementem doktryny mistycznej Katarzyny jest wspomniany motyw mostu. Most jest traktowany przez Katarzynę także jako rodzaj mapy, wskazującej drogi rozwoju duchowego. Posiada on trzy stopnie, w których rozpoznajemy trzy stany duszy wznoszącej się ku Bogu.

Pierwszy stopień to stopy Ukrzyżowanego. Jest to stan, w którym człowiek widzi przede wszystkim swoją grzeszność i jest poruszany niewolniczą obawą o karę za grzechy. Dlatego na grzechu skupia swoje władze: pamięć przypomina o grzechu, rozum rozważa słuszność kary, wola skupia się na uniknięciu kary. Według Katarzyny o wiele ważniejsze od skupiania się na grzechu jest skupienie się na nagrodzie i miłości. Dopiero bowiem w miłości możliwe jest odejście od grzechu i zanurzania się w „pobożnym egocentryzmie”, kiedy to człowiek zajmuje się głównie samym sobą, zamiast koncentrować się na Bożej miłości. Stanięcie u stóp krzyża powoli wyzwala z obawy o to, czy uniknę kary i zaczyna prowadzić wyżej: „Stopy przybite do krzyża służą za stopień, abyś mogła wspiąć się do boku, do tajemnicy serca”

Tak oto przechodzimy do drugiego stopnia. Św. Katarzyna w swoim widzeniu ujrzała przebity bok Chrystusa, do którego wchodzili zarówno wierzący, jak i niewierzący, i doświadczali Bożego miłosierdzia. Serce Jezusa jest bowiem otwarte dla wszystkich. Poznanie i dotknięcie Bożej miłości wyzwala z patrzenia na siebie i swój grzech. Tym niemniej, tu też kryje się niebezpieczeństwo dla duszy: „Gdy sługa kocha mnie niedoskonale, zadowolenie w miłowaniu Mnie przenosi na miłość Moją, a to jest złudzenie” – usłyszy Katarzyna. Człowiek przez szukanie własnego zadowolenia oszukuje się: jestem w porządku, jestem lepszy od innych itp. Aby uleczyć nas z koncentrowania się na sobie, Bóg zsyła często niezwykle mocne doświadczenia, uczucie duchowej posuchy, odbiera radość modlitwy i świadomość Swojej Obecności. Człowiek czuje się wtedy porzucony. Nie jest to jednak porzucenie, ale droga do wyzwolenia i służenia Bogu bez osobistej korzyści: „Aby wyzwolić duszę z tej niedoskonałości, oddala się On i pozbawiając ją pociechy, nie odbiera jej łaski, ale radość, której doznawała”.

Gdy dusza potrafi to przejść, wchodzi w doskonałą miłość trzeciego stanu, w którym następuje ścisłe zjednoczenie z Bogiem i doświadczenie Bożego miłosierdzia. To już nie jest doświadczenie przebitego serca, ale pocałunku Jezusa – rozpatrywanie goryczy Bożej miłości. Miłosierdzie bowiem najpełniej objawiło się na krzyżu. Bóg, który nieustannie podtrzymuje nas w istnieniu, dąży do przyjaźni z nami, do zjednoczenia z nami w miłości przez swoje stopy, bok i ostatecznie usta. Miłosierdzie Boże objawia się przez uniżenie, przez zejście Boga do głębi ludzkiej duszy, do naszego grzechu.

Wczytując się w rozważania św. Katarzyny trudno nie odnieść wrażenia, że to ona, a nie św. Faustyna, była pierwszą sekretarką Bożego miłosierdzia. Tyle że sekretarką nietypową, nie tylko zapisującą słowa Mistrza, ale także dyktującą innym.

<img style="float: left; height: 80px; margin-left: 15px; margin-right: 15px; width: 80px;" src="http://gfx.stacja7.pl/repo/file/articleAttachment/2299_1918569_113126762058836_6257272_n.jpg" alt="" />

Artykuł pochodzi z Miesięcznika List

Jan Andrzej
Kłoczowski OP