"Uczyliśmy, że każda dusza - nawet obciążona grzechami, usidlona przez występki, spętana przez pokusy, schwytana przez świat zewnętrzny, uwięziona przez ciało... nawet, mówię, tak skarana i pogrążona w rozpaczy; uczyliśmy, że jednak jest w stanie powrócić do siebie, dzięki czemu będzie mogła nie tylko odetchnąć na nowo nadzieją zmiłowania, nadzieją miłosierdzia - będzie też mogła ośmielić się zabiegać o zaślubienie Słowa, będzie mogła bez obaw wejść w przymierze zespolenia z Bogiem, będzie mogła bez lęku ciągnąć u boku Króla Aniołów słodkie jarzmo miłości. Bo czy w Tym, którego wspaniały obraz widzi się w sobie, o świetnym podobieństwie, do którego się wie, jest coś, co nie budziłoby spokojnej śmiałości?

Takie upodobnienie małżeńskim węzłem wiąże duszę ze Słowem, bo jest już ona do Niego podobna przez naturę, a teraz okazuje się tak samo podobna przez wolę, skoro kocha tak, jak sama jest ukochana. Jeżeli zatem ukochała doskonale, to stała się małżonką! Co może dać większą radość niż takie upodobnienie? Czegóż można pragnąć bardziej niż takiej miłości, która sprawia, że nie znajdując zaspokojenia w ludzkim nauczaniu, na ślepo, z ufnością przybiegasz, duszo, do Słowa, mocno do Słowa się tulisz, czule się z Słowem zapoznajesz i o wszystko Je pytasz - ile zdolna pojąć, tyle śmiała pożądać? Przecież to naprawdę duchowy i święty związek małżeński! Mało, mówię, związek - to zespolenie. Rzeczywiste zespolenie, w którym chcenie tego samego i tego samego niechcenie czyni z dwojga jednego ducha. I nie trzeba się lękać, że nierówność osób zakłóci w jakiś sposób zbieżność tych woli - przecież miłość nie wie, co to wzajemny lęk. Od miłowania wszak miłość- nie od okazywania sobie honorów - bierze nazwę... Miłość sama siebie przepełnia, miłość, gdziekolwiek nie przyjdzie, przekłada na siebie i bierze w niewolę wszystkie pozostałe uczucia. Dlatego ten kto kocha, kocha i czego innego nie zna.

Ta miłość sama przez się wystarcza; sama przez się i przez wzgląd na siebie budzi upodobanie. Sama zasługą, sama jest sobie nagrodą. Miłość poza sobą samą nie szuka przyczyny, nie szuka owocu!... Jej owoc to jej używanie! Kocham, bo kocham; kocham, by kochać! Wielką rzeczą jest miłość, pod warunkiem jednak, że biegnie na powrót do swojej zasady, że wróciwszy do swego początku, że wpłynąwszy z powrotem do swego źródła, wciąż wzbiera stamtąd, skąd nieustannie ma płynąć! Miłość jest jedyną rzeczą ze wszystkich poruszeń, zmysłów i uczuć duszy, w którym stworzenie może - choć nierównomiernie - odpowiedzieć Stwórcy czy w podobny sposób Mu się odwzajemnić.

Szczęśliwa dusza, która zasłużyła, by zawczasu doznać takiej słodyczy błogosławionego stanu! Szczęśliwa, której dane zostało doświadczyć tak szczęsnego zespolenia. To zespolenie to nic innego tylko miłość święta i czysta, słodka i łagodna; miłość tak pełna pogody, jak pełna naturalności, miłość obopólna, intymna i mocna, która nie w jednym ciele, ale w jednym całkowicie duchu łączy dwoje i dwoje czyni nie dwojgiem już, ale jednym, wedle słów Pawła (16): «Kto łączy się z Bogiem, jednym duchem jest».

Bernard z Clairvaux cytowany przez Ojca Świętego Piusa XII w encyklice Doctor Mellifluus