O Wielkim Wyjeździe na Węgry informuje szeroko węgierska prasa i telewizja. Również amerykańskie media odnotowały wyjazd konserwatywnych środowisk na Węgry. ”Jeżeli w naszej i waszej historii jest coś szczególnie cennego, to właśnie umiłowanie wolności” - powiedział Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej" podczas rozpoczętych rano uroczystości na schodach muzeum, w miejscu, w którym Sándor Petöfi sformułował swoje „12 żądań”. Na chodach odbyły się przemówienia, m.in. burmistrza Budapesztu Istvána Tarlósa, który był inicjatorem powstania w Budapeszcie pomnika upamiętniającego zbrodnię katyńską. Po przemówieniu premiera Viktora Orbána zakończyły się państwowe uroczystości. Gdy wszyscy spodziewali się, że tłumy zacznie opuszczać plac Kossutha, nagle kilkadziesiąt tysięcy Węgrów zaczęło bić brawo i utworzyło szpaler, przez który przeszli Polacy. „Odebrało nam mowę ze wzruszenia. Węgrzy stali po obu stronach placu, a my szliśmy między nimi. Oklaskami dziękowali nam za przybycie. To było ogromne przeżycie” – mówi dziennikarka „Gazety Polskiej Codziennie” Katarzyna Pawlak.


Jednak nie wszyscy są zachwyceni polskim wyjazdem na Węgry. Już wczoraj swoją dezaprobatę dla akcji wyrażała „Gazeta Wyborcza”, która opublikowała list Sławka Zabagło, Polaka, który od 28 lat mieszka na Węgrzech.  „W imieniu Węgrów proszę Was, nie mieszajcie się do nie swoich spraw! Nie ingerujcie w sprawy wewnętrzne obcego, choć przyjaznego kraju! Nie burzcie wspaniałej przyjaźni, która łączy nasze narody! Prawdziwy przyjaciel nie przyjeżdża do drugiego, aby przestawiać mu w domu meble! Ja, od kiedy mieszkam tutaj, nie biorę udziału w polskich głosowaniach, choć mam takie prawo. Nie chcę decydować o losie innych. Wy też nie wtrącajcie się! Węgrzy was teraz nie potrzebują!” - pisał w „Gazecie Wyborczej”. Potrzebuje was natomiast rząd węgierski. Jesteście potrzebni do demonstracji siły, gdyż rząd Orbána traci na poparciu, a po nasilających się protestach jest zmuszony organizować pochody popierające siebie samego. Teraz posunął się do rzeczy niebywałej: importuje z zagranicy statystów do machania proporczykami na jego cześć” - dodał.  Dziś „GW” kontynuuje swoją akcję atakowania wyjazdu konserwatywnych środowisk na Węgry.  „Relacje o pociągu solidarności polsko-węgierskiej, jadącego na zlecenie "Gazety Polskiej" wesprzeć prawicowy rząd Wiktora Orbana, zamieszczane na portalach niezalezna.pl czy wPolityce.pl, przypominają dawne relacje o pociągach przyjaźni między PRL i Związkiem Radzieckim” - pisze Marcin Wojciechowski w „Gazecie Wyborczej”, który wspaniałomyślnie dodaje, że nie zabrania polskiej prawicy jechać na Węgry. Jednak jego zdaniem „prawicowi organizatorzy wyjazdu przyjaźni robią wszystko, by wmówić Węgrom, że tak jak 700 pasażerów pociągu do Budapesztu myśli dziś cała Polska”. „Przepraszam za skojarzenie, ale takie same chwyty stosowała niegdyś staruszka "Trybuna Ludu". I spotkało ją za to co spotkało. Zacytuję klasyka: Nie idźcie tą drogą...” - pisze publicysta „GW”.


No tak, ojcowie „Gazety Wyborczej” nigdy nie wmawiali światu, że wszyscy Polacy są przeciwko „reżimowi Kaczorów”. Nigdy nie wmawiano światu, że Polacy boją się w głębi serca postępującej paranoi rządów nacjonalistycznej koalicji. „Gazeta Wyborcza” jest pismem, które jak żadne inne w Polsce może się pochwalić obiektywizmem i rzetelnością. Dowodzi tego niemal w każdym tekście o „reżimie” Orbana.

 

Ł.A/niezalezna.pl/Gazeta Wyborcza