Debata w europarlamencie w Brukseli była podsumowaniem węgierskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Viktor Orban spotkał się wówczas z krytyką wielu deputowanych lewicy za obrany przez siebie kurs polityczny. Odpowiadając m.in. na zarzuty Daniela Cohn-Bendita, odpowiedział, że na szczęście Bruksela to nie Moskwa: „Zawsze będę bronił Węgier przed takimi poleceniami – choćby nawet przychodziły z Brukseli – w których ktoś miałby nam rozkazywać, co możemy robić, a czego nam nie wolno”. Orban powiedział też: „obaj mamy naturę buntowniczą, o ile jednak Cohn-Bendit buntuje się przeciw demokracji obywatelskiej, o tyle ja przeciw dyktaturom”.

 

Orban bronił również przed atakami lewicy i liberałów nowo przyjętą węgierską konstytucję. Podkreślił, że stawia ona w centrum życie, rodzinę, naród i godność człowieka. Dodał, że żadna uchwała Parlamentu Europejskiego nie zmieni jej ani na „jotę”.

 

Węgierski premier podziękował też osobno za głosy wsparcia ze strony eurosceptyków, m.in. Nigela Farage'a. Stwierdził, że ich prowokacyjne uwagi są korzystne, gdyż zmuszają Unię Europejską do ciągłej odnowy.

 

Taka postawa premiera zyskuje mu poparcie we własnej ojczyźnie. Instytut Szazadveg przeprowadził właśnie pierwsze badanie preferencji wyborczych po zakończeniu węgierskiej prezydencji. Okazało się, że na Fidesz Viktora Orbana chce głosować 54 proc. ankietowanych, a na kolejną partię – socjalistów – tylko 19 proc.

 

Laszlo Kiss-Nagy