Sonia Szostakiewicz
Tysiąc lat samotności
„Od panowania Turcji aż do czasów dzisiejszych smutekbył dominującym nastrojem w narodzie" - napisał Gy-ula Kornis. Ten smutek wyczuwalny jest w największych węgierskich dziełach literackich ostatnich czterech stuleci. W patriotycznym hymnie Ferenca Kólcseyaznajduje się prośba, by Bóg dał Węgrom, chociażby „jeden rok szczęścia". Najwybitniejszy symbolista węgierski Endre Ady pisał, że nad jego krajem unosi się wciąż„węgierski smęt". Znamienne, że kiedy Jan Paweł IIprzybył po raz pierwszy na Węgry w 1991 roku, w powitaniu przywołał słowa poety Józsefa Eótvósa: „niebodaje każdemu krajowi jakiś skarb" - skarbem Węgrówjest „święty smutek".
Kiedy pod koniec IX wieku nadciągnęli ze stepów azjatyckich, kronikarzeniemieccy nazywali ich „plemieniem piekielnym". Byli postrachem całej Europy, swoimi najazdami spustoszyli Lombardię i Bawarię, przez siedem latgrasowali po Półwyspie Apenińskim, podczas łupieżczych wypraw docieralido Bosforu i do Atlantyku. W kościołach rozsianych po całym kontynenciemodlono się wówczas tymi samymi słowami: „Od straszliwych Węgrów -wybaw nas Panie!" Kaznodzieje nazywali ich „biczem Bożym", którym Najwyższy smaga chrześcijan za grzechy.Gdyby do ich łupieżczych wypraw zastosować typologię Feliksa Koneczne-go, można by stwierdzić, że oto reprezentanci cywilizacji turańskiej zaatakowali cywilizację chrześcijańską. Wkrótce jednak sytuacja miała ulec diametralnej zmianie. Od XI do XVI stulecia to Węgry aż na pięć wieków staną sięgłównym przedmurzem chrześcijańskiej Europy przed podbojami przedstawicieli cywilizacji turańskiej - Pieczyngów, Kumanów, Tatarów i Turków.Najazd tatarski w 1241 roku tak doszczętnie zniszczył Węgry, że jedenz ówczesnych kronikarzy niemieckich napisał wprost: „W tym roku państwowęgierskie po 350 latach istnienia zostało zniszczone przez Tatarów". Wojnyz Turkami, znaczone klęskami pod Nikopolis (1396), Warną (1444) czy Mohaczem (1526), doprowadziły w końcu do upadku królestwa węgierskiego.
„Tragiczną misją Węgier był przelew krwi za resztę Europy" - pisał filozof Gyula Kornis i dodawał: „Gdyby Węgrzy własnym ciałem nie obronili Europy przed zalewem islamu, Saraceni byliby opanowali Europę, osłabionąszerzącą się podówczas reformacją". A wtedy - według znanego wyrażeniaThomasa Babingtona Macaulay'a - „Koran byłby nauczany w Oxfordzie dodnia dzisiejszego". Węgrzy nie tylko bronilichrześcijaństwa, lecz również starali się praktykować je w życiu codziennym. Z dynastii Arpadów,która rządziła krajemprzez trzy wieki, wywodziła się, w porównaniuz innymi dworami w Europie, największa liczbaświętych, m.in. św. Stefan, św. Emeryk, św. Władysław, Św. Kinga, św. Elżbieta czy Św. Małgorzata. Z kolejnej panującej dynastii - Andegawenów - pochodziła natomiast królowa Polski św. Jadwiga. Tona Węgrzech wXIIIwiekupowstał ZakonBraciśw.PawłaPierwszegoPustelnika, znanych szerzej jako paulini. W stuleciu następnym król Karol Robertzałożył z kolei zakon rycerski św. Jerzego.Gotyk przywędrował z Francji na Węgry wcześniej niż do Niemiec, bo jużw roku 1210, za pośrednictwem cystersów. W 1367 roku w Pecs powstałtrzeci - po praskim i krakowskim - uniwersytet w Europie Środkowej. Swój„złoty wiek" przeżywały Węgry w XV stuleciu, zwłaszcza za panowania króla Macieja Korwina, który był wielkim mecenasem sztuk - założył uniwersytet w Pozsony (Bratysława), zapraszał na swój dwór najwybitniejszych artystów włoskich, a o jego smaku świadczy fakt, że do pałacu w Budzie ściągnąłobraz Madonny Leonarda da Vinci.Po upadku Węgier misję buforu, na którym zatrzymywały się najazdy tatarskie i tureckie, wzięła na siebie Rzeczpospolita. Tymczasem z wież kościelnych w Budzie rozlegał się głos muezina, nawołujący mahometan domodłów.
Jak doszło do tego, że emisariusz cywilizacji turańskiej stal się zagorzałymobrońcą cywilizacji chrześcijańskiej? To pytanie odsyła nas do sporów o tożsamość narodową Węgrów. Dyskusje takie najczęściej odwoływały się dodwóch wydarzeń historycznych, które zmieniły nie tylko bieg węgierskichdziejów, lecz miały także radykalny wpływ na formowanie się charakteru narodowego Węgrów. Pierwsze wydarzenie, czyli „przejście przez Karpaty"Madziarów pod wodzą Arpada w roku 896 - jest w węgierskiej świadomościsynonimem porzucenia Azji i wyboru Europy; drugie, czyli przyjęcie koronyprzez św. Stefana z rąk papieża Sylwestra w 1001 roku - symbolizuje porzucenie pogaństwa i wybór chrześcijaństwa.Czy porzucając swą azjatyckość i pogańskie tradycje Węgrzy nie utracąswej tożsamości? To pytanie, zadane przez Koppanya, Vatę, Janosa i innychmadziarskich pogańskich wodzów, którzy jeszcze w XI wieku zbrojnie walczyli z chrześcijaństwem w obronie plemiennych obyczajów, byłoby zupełniezrozumiale. To samo pytanie zadane w XX wieku znaczy jednak coś zupełnieinnego. Współczesny poeta węgierski Gyula Illyes tak przedstawiał wątpliwości, jakie targały Arpadem, gdy ze szczytów Karpat spoglądał w dół narozpościerającą się przed nim Wielką Nizinę:
A tam po gór nieznanej stronie?
Czym ryty staną się stepowe
wśród innych szczepów. Czy ojcowie
nie będą dla swych synów obcy?
Założą nowy dom wędrowcy
Ożenią się i pierworodny
we wszystkim różny będzie od nich,
w tutejszym ludzie się roztopi.
Od pocałunków Europy
rzymskich, słowiańskich i germańskich
zblednie złocista skóra, zgaśnie
kształtny ostrołuk rysich oczu.
0 branki piękne, sny urocze,
łona głębokie jak cmentarze,
gdzie kształt utracą huńskie twarze,
mongolskich warg spłowieje blask.
1 drogie rysy zatrze czas,
te zmarłych ojców stare piętna,
które przejmują niemowlęta
jak żywe znaki współnej schedy!
Więc przyszliśmy ze stepu, żeby
ciała się z duszą zbyć? Bogowie
jedynie o podobnych sobie dbają
- i co zostanie po nas?
Mimo tych rozterek Arpad daje znak do wymarszu i węgierskie hordyschodzą z górskich zboczy ku dolinom. Władca - w poetyckiej wizji Illyesa -„odkrywa zamysł potężniejszy niż krew, niż śmierć, niż duszy siła". Dla samego Illyesa, dotkniętego „ukąszeniem heglowskim", takim najpotężniejszym zamysłem była dziejowa konieczność, której wyrazem miało być nieuchronne zwycięstwo komunizmu.
Nie dla wszystkich jednak owo „przejście przez Karpaty" oznaczać musiało wybór komunizmu. Niektórzy ze współczesnych twórców węgierskichdostrzegali nieuchronność procesów cywilizacyjnych, podmywających szlacheckie i chrześcijańskie fundamenty kultury narodowej. Odczuwali z tegopowodu rozdarcie między pragnieniem modernizacji kraju a wiernością rodzimej tradycji. Zsigmond Móricz tak zwierzał się swoim czytelnikom: „Moją udręką jest, dokąd się posuwamy, gdy jesteśmy głosiecielami nowych idei.Dokąd porywamy ze sobą lud?... Mamże głosić rozwiązłość i zgniliznę?...Życia zatrzymać nie mogę. Zycie pędzi w otchłań rozpadu."
Drugim wydarzeniem, które - jak już wspomnieliśmy - szczególnie skupiało uwagę węgierskich historiografów, była koronacja św. Stefana.Co ciekawe, jednym z największych wydarzeń kulturalnych lat 70-tychXX wieku na Węgrzech była wzorowana naJesus Christ Superstaropera rockowaSzent Istvdn Kirdly - Król Św. Stefan.Zdaniem wielu socjologów przyczyniła się ona do rozbudzenia węgierskiej świadomości narodowej, przytłumionej komunistycznymi represjami po roku 1956.Niemal natychmiast nasuwa się pytanie: dlaczego władza socjalistycznapozwoliła, by wystawiono spektakl, którego głównym bohaterem był święty Kościoła katolickiego? W tym samym przecież czasie reżim węgierski represjonował katolików, ograniczając możliwość działalności Kościoła.Narracyjną osią opery jest konflikt między Stefanem a jego wujemKoppanym. Ten pierwszy ukazany zostaje jako człowiek kompromisu, kunktator, wręcz oportunista, ale obdarzony trzeźwym i realistycznym spojrzeniem. Drugi z kolei to romantyczny marzyciel, idealista gotów oddać życie zasprawę. Koppany reprezentuje prawdziwą, najbardziej rdzenną węgierskość,dlatego sprzeciwia się przyjęciu chrztu przez Madziarów, ponieważ w następstwie tego kroku naród utraci swoje stare wierzenia, zwyczaje, tradycje,a z czasem i tożsamość. Stefan natomiast zdaje sobie sprawę, że układ siłw chrześcijańskiej Europie sprawia, iż niechrześcijański kraj nie ma szans naprzetrwanie. Rozumie, że w polityce decydują nie argumenty, ale siła. Wie,że uparte trwanie narodu przy swej nieskalanej węgierskości, co proponujeKoppany, sprowadzi na ten naród zagładę.
Ówczesne mocarstwa nie będąbowiem tolerować w Europie pogańskiego państwa. Dochodzi do wojny domowej, w której Stefan pokonuje Koppanya, rozkazuje zabić go, a następniewymusza na swych rodakach przyjęcie chrztu. Jego chłodna, realistyczna polityka przynosi korzyści - możliwe staje się być równocześnie Węgremi chrześcijaninem.Komuniści pozwolili na wystawienie owej opery, ponieważ równie dobrze mogłaby ona nosić tytułJanos Kdddr.Konflikt między Stefanemi Koppanym zdawał się być w takim ujęciu pewną uniwersalną figurą, w którą bez problemów wpisywało się także starcie Kadara i Imre Nagya. Zauważmy, że zarówno Koppany, jak i Nagy, wzbudzają większą sympatię widzów,ale reprezentują odchodzący świat, a swoim uporem ściągają na rodaków kataklizm. Za to św. Stefan i Janos Kadar, chociaż nie są może tak szczerzyi spontaniczni, dzięki chłodnej kalkulacji i poddaniu się historycznej konieczności, tak naprawdę dają narodowi możliwość przeżycia. Lekcja Kadarabyła następująca - jest możliwe być równocześnie Węgrem i komunistą.Powyższa interpretacja chrztu i koronacji św. Stefana stanowi oczywiścieskrajny przypadek legitymizowania własnych rządów. Tym niemniej rysuje sięw niej pewna tendencja, dominująca także w innych koncepcjach historiogra-ficznych. Jej główną cechą jest wyeksponowanie motywacji politycznych władcy, przy zupełnym pominięciu wymiaru duchowego jego decyzji. W takiej wizji chrześcijaństwo występuje jedynie jako narzędzie państwotwórcze.
Tymczasem Stefan od dzieciństwa był wychowywany w duchu religijnym.Największy wpływ miała na niego matka, gorliwa chrześcijanka Sarolta, córka wodza siedmiogrodzkiego, oraz dwójka wychowawców - św. Wolfgangi św. Wojciech. Przez całe swoje życie węgierski władca znajdował się podwpływem myśli kluniackiej, utrzymywał m.in. stały kontakt z opatem ClunyOdilonem, a przez mnicha Boniperta, późniejszego biskupa Pecs, sprowadzał na swój dwórnowości książkowe z Zachodu. Pod koniec życia napisał dla swego syna Emeryka (także kanonizowanego przez Kościół) słynneUpomnienia,które stanowią jeden z najznamienitszychprzykładów średniowiecznej literatury sapien-cjalnej w Europie. Te pouczenia dla przyszłegowładcy, które mimo upływu tysiąca lat nadalzachowały swą aktualność (zachwycał się nimiPaul Claudel), ukazują nam króla innego niżdominująca historiografia. To człowiek, w centrum życia którego znajduje się osoba Jezusa Chrystusa.
Władca uznaje swąnicość wobec Zbawiciela, wyraża tęsknotę za Nim i stara się być posłusznymswojemu Mistrzowi, do czego zachęca także syna.Wielu historykom umyka ów wymiar świętości Stefana - świętości potwierdzonej oficjalnie przez Kościół. Otóż w odróżnieniu od takich postaci,jak Temistokles czy Katon, do których możemy czuć szacunek, ale od których wieje grobowym chłodem, chrześcijańscy święci są żywi nadal po śmierci i dzięki modlitwom, przez tajemnicę „świętych obcowania", uczestnicząrealnie w życiu kolejnych pokoleń. Tak o obecności św. Stefana pośród swojego narodu opowiadał Gabor Szinte, wspominając mszę świętą, odprawionąprzez Jana Pawła II 20 sierpnia 1991 roku na Placu Bohaterów w Budapeszcie: „Na ten plac, na który w 1948 roku siłą spędzono ludzi, teraz przyszłodobrowolnie pół miliona osób, przyciągniętych osobowością następcy Sylwestra II, który 990 lat temu przysłał koronę św. Stefanowi. Znakiem obecności króla był relikwiarz z jego ręką stojący na ołtarzu, jakby na znak, że dzieło jego rąk wznosi się nad ruinami ostatnich 40 lat. Tak oto na placu zebralisię: papież, węgierski naród i jego pierwszy król. Coś takiego zdarza się razna tysiąc lat, wszyscy Węgrzy głęboko odczuli wagę i bogactwo tej chwili.
Ojciec Święty, ilekroć w czasie mszy świętej przechodził obok relikwiarza,pochylał z szacunkiem głowę, jakby tym gestem chciał złożyć hołd duszy całego narodu."Podczas mszy Jan Paweł II powiedział, że „św. Stefan zbudował dom dlawszystkich pokoleń Węgrów", a fundamentem owego domu jest chrystia-nizm. Podkreślił, że Stefan pozostawił swój testament nie tylko Emerykowi,lecz wszystkim Węgrom. Dał wyraźnie do zrozumienia, że od osobistych wyborów samych Węgrów zależeć będzie to, czy ich kraj nadal pozostaniechrześcijański.W ten sposób dochodzimy do kolejnego punktu, który we współczesnejhistoriografii bywa niedoceniany. Otóż koncentrując się na pojedynczych wyborach wybitnych jednostek, historykom jakby umykają z pola widzenia decyzje większych zbiorowości, które okazują się sumą pojedynczych wyborówzwykłych ludzi. Kiedy czytamy o chrystianizacji jakiegoś kraju, mamy wrażenie, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki chrzest władcy pociągał za sobąautomatycznie ochrzczenie całego narodu.
Najczęściej w tym kontekście historycy przywołują przykłady narzucania religii siłą i opisują, jak to Mieszkow Polsce, Włodzimierz na Rusi czy Stefan na Węgrzech prześladowali pogan,skazując niektórych na śmierć czy rozkazując niszczyć przedchrześcijańskiemiejsca kultu. Nie ma ani słowa o tym, że ludzie słuchając misjonarzy moglidobrowolnie przyjąć chrzest zauroczeni orędziem zbawczym. W kategoriachpolitycznych, w których za decyzjami kryją się racje siły czy interesu, na takie decyzje nie ma miejsca.Tymczasem jeszcze zanim Węgrzy przyszli do Europy Środkowej, chrześcijaństwo przyszło do nich. Już św. Hieronim na przełomie IV/V wieku donosił, że „Hunowie uczą się psalmów", zaś wiadomość ta dotyczyć mogłarównie dobrze Hungarów, gdyż kronikarze późnej starożytności używaliw swych pismach zamiennie pojęć: Hunowie i Hungarowie. Kosmas Indiko-pleustes pisał w połowie VI stulecia, że na ich terenach istniało wiele kościołów i posiadali oni wielu biskupów. Inne świadectwa historyczne mówią, żeużywali nawet Biblii w tłumaczeniu na swój własny język. Wykopaliska archeologiczne w Panonii potwierdzają, że Węgrzy, zanim przekroczyli Karpaty, byli już częściowo schrystianizowani. I to nie władcy jako pierwsi przyjmowali chrzest - dopiero w roku 948 ochrzcili się w Konstantynopolu dwajksiążęta węgierscy: Bulcsu i Tormasa.
Wkrótce po klęsce pod Mohaczem w 1526 roku, gdzie zginął król Ludwik IIKrólestwo Węgier przestało istnieć i nastąpił podział kraju na trzy częścipierwsza (z Budą, Esztergomem i Temesvarem) znalazła się pod okupacją turecką, druga (z Gyór, Pozsony i Koszycami) pod panowaniem habsburskimtrzecia - Siedmiogród - stała się lennem ottomańskim.Od porażki pod Mohaczem nie minęło jeszcze dziesięć lat, a już nastąpiła całkowita zmiana sytuacji wyznaniowej wśród społeczności węgierskiejAż trzy czwarte Węgrów porzuciło katolicyzm i przyjęło protestantyzm. Studenci węgierscy zaczęli masowo opuszczać uniwersytety w Padwie, Boloni:i Ferrarze i przenosić się na uczelnie niemieckie, np. do Witenbergi, gdzie juiwkrótce stworzyli ponad tysiącosobową kolonię.Wydaje się, że Węgrzy poczuli się zdradzeni przez katolicką Europę, która zamiast pomóc swoim współwyznawcom w obronie przed muzułmańskim najazdem, oddawała się bratobójczym walkom chrześcijańskich władców: najpierw cesarza Karola V z francuskim królem Franciszkiem Ia następnie Ligi Cognackiej z koalicją habsburską.Masowe przechodzenie na protestantyzm można też wytłumaczyć tymże historiozofia luterańska ze swą koncepcjąflagellum Deiwyjątkowo trafihw odczucia Węgrów, gdyż przekonująco umiała wyjaśnić im klęskę państw; w kategoriach nadprzyrodzonych. W literaturze protestanckiej tego okresuna próżno by szukać wezwań do chrześcijańskiej krucjaty przeciw Turkom.Na pierwszy plan wysuwa się nie walka z wrogiem zewnętrznym, lecz walkawewnętrzna. Jeden z najwybitniejszych kaznodziejów protestanckich AlexisJanos Kecskemeti tak tłumaczył węgierskiej szlachcie nieszczęścia, jakie spadły na ich kraj:„Królowie i mężowie wojujący są zsyłani przez Boga na ukaranie innychkrajów i narodów jako Nabuchodonozor na Jerozolimę.
Podczas karaniaprzeto myślmy nie o wrogu, lecz błagajmy Boga, aby odwrócił od nas nieprzyjaciół, których zesłał przeciwko nam. Nauczmy się, że Bóg potrafi się posługiwać w wykonaniu swych słusznych wyroków także posługą niewiernych, jako posługą Nabuchodonozora przeciwko Jerozolimie, tak i terazposługą wyznawców Mahometa przeciwko Węgrom i innym narodom. (...)Nauczmy się, jeśli z dopustu Bożego widzimy zagarnianie przez obce ręce naszych miast i dobytku, nie lamentować, ale cierpieć spokojnie, z podzięką. Nauczmy się, aby mężowie wojujący nie wychwalali swej siły, nie przypisywali niczego własnym staraniom, ale oddawali chwałę Bogu, bo Bóg jesttym, kto oddaje wroga w ich ręce."Skończyło się sławienie bojowych cnót rycerskich, warunkiem przepędzenia wrogich armii stało się przepędzenie własnych grzechów, oczyszczenie moralne i duchowa odnowa. Traktowanie klęski państwa jako kary zagrzechy było zgodne nie tylko z wizją teologiczną, lecz również z potocznymdoświadczeniem. Upadek zewnętrzny Węgier był bowiem skutkiem znaczniegłębszego kryzysu wewnętrznego (będzie z nim wiele mieć wspólnego anar-chizacja polskiego życia politycznego w XVIII wieku, z ciągłymi wojnamiszlacheckich stronnictw oraz intrygami magnatów, przedkładających własneinteresy nad dobro ojczyzny). W przeddzień tureckiej ofensywy na Węgry legat papieski pisał do Rzymu: „Brak tu kierownictwa, brak pieniędzy, brakrządu, brak okrętów, brak porządku...
Gdyby za cenę trzech forintów możnabyło uratować kraj, nie znalazłoby się trojga ludzi, którzy by tę ofiarę chcieli ponieść."Większość Węgrów opowiedziała się za reformacją w wersji kalwińskiej,która jest bodaj najbardziej pesymistyczną z odmian protestantyzmu. „Odpanowania Turcji aż do czasów dzisiejszych smutek był dominującym nastrojem w narodzie" - pisał już w wieku XX Gyula Komis. Jego zdaniem ten smutek wyczuwalny jest w największych węgierskich dziełach literackich, jakie powstały w ciągu ostatnich czterech stuleci - w renesansowych poezjachBalinta Balassiego, klasycystycznych dramatach Józsefa Katony czy romantycznych wierszach Mihalya Vórósmartyego. W hymnie Ferenca Kólcseya,śpiewanym na niemal każdej uroczystości patriotycznej, znajduje się prośba,by Bóg dal Węgrom, chociażby „jeden rok szczęścia". Najwybitniejszy sym-bolista węgierski Endre Ady pisał, że nad jego krajem unosi się wciąż „węgierski smęt".Jest znamienne, że kiedy Jan Paweł II przybył po raz pierwszy na Węgryw 1991 roku, to w pierwszych słowach powitania na lotnisku Ferihegy, przywołał słowa poety Józsefa Eótvósa z 1836 roku, że „niebo daje każdemu krajowi jakiś skarb" i że skarbem Węgrów jest „święty smutek".
W XVI wieku węgierski wódz i poeta Miklós Zrinyi pisał, że jego naród znalazł się między „niemieckim kłamstwem" a „turecką trucizną". W podobnymduchu wypowiadał się prymas Pazmany w liście do stanów węgierskich: „Jesteśmy tu między dwoma potężnymi cesarzami, tak jak palec tkwiący między drzwiami a futryną, trzeba nam ginąć zarówno z rąk wroga, jak i z rąkobrońcy". Co ciekawe, w XVII stuleciu Węgrzy wszczynali więcej powstańprzeciw uciskowi ze strony Habsburgów niż ze strony Ottomanów.
Dopiero w 1686 roku - trzy lata po wiktorii wiedeńskiej - Turcy zostaliwyparci z Budy. W międzyczasie zmieniło się już kwietystyczne nastawieniewęgierskiej szlachty, która niestawianie czynnego oporu tłumaczyła respektowaniem Bożych wyroków. Przyczyniła się do tego działalność najwybitniejszego myśliciela węgierskiej kontrreformacji, prymasa Petera Pazmanya, dziękiktóremu na katolicyzm nawróciło się wielu węgierskich magnatów, szlachciców i mieszczan. Pazmany nie odrzucił protestanckiej koncepcjiflagellum Dei,lecz powiązał ją z katolicką zasadą czynnego przeciwdziałania. Uzasadniał tonastępująco: „Choć wiemy, że choroba i wojna z woli Bożej pochodzą, niewiemy jednak, czy Bóg zesłał na nas tę chorobę, by śmierć przyniosła, a tę armię przyrządził na naszą całkowitą zatratę czy tylko na naszą próbę, przetowięc jesteśmy zobowiązani do własnej obrony".
Wypędzenie Turków z Europy Środkowej nie oznaczało dla Węgier niepodległości. Ziemie okupowane przez półtora stulecia przez Ottomanówprzeszły pod panowanie Habsburgów, którzy wkrótce podporządkowali sobie także Siedmiogród. Rozpoczęła się germanizacyjna polityka Wiednia wobec Węgrów, którą tak scharakteryzował doradca cesarza Leopolda I, MartinHocher: „złej węgierskiej natury nie da się naprawić, można ją tylko złamać".Historycy zwykli nazywać ten okres dziejów „panowaniem grozy". Nic więcdziwnego, że Węgrzy wzniecali antyhabsburskie rebelie, z których największe szanse na sukces miało powstanie narodowe z lat 1703-1711 pod wodząsiedmiogrodzkiego księcia Ferenca II Rakoczego.Ponieważ dwór austriacki był ostentacyjnie katolicki, zaś większość węgierskiej szlachty, zwłaszcza w Siedmiogrodzie stanowiącym gniazdo irre-denty, stanowili kalwini (kalwinizm nazywano nawetnemzeti vallósczyli wiarą narodową) - nic więc dziwnego, że na konflikt narodowościowyi polityczny nałożył się konflikt religijny.
A jednak znalazła się osoba, którawymknęła się tej dwubiegunowej logice i pozostawiła nawet na piśmie śladswoich wyborów. Tą osobą był przywódca powstania, książę Ferenc Rakoczy,który stał na czele armii złożonej głównie ze zwolenników reformacji, pozostając jednak ortodoksyjnym katolikiem. Pisał z miłością o swych kalwińskich poddanych, ale z niechęcią o ich protestanckiej herezji. Wyraźnie podkreślał, że jego powstanie nie jest wojną religijną.Zsekularyzowane szkolnictwo nauczyło nas patrzeć na apostrofy zwrócone ku Bogu i wplecione w dłuższy tekst jak na stylistyczny wymóg epoki, haracz płacony duchowi czasów. Tak samo jak w czasach komunistycznych opatrywano przekłady Kafki czy Conrada socrealistycznymi przedmowami lubposłowiami, tak samo - uczono nas rozumować - czynili nasi przodkowie,odwołując się co jakiś czas do Boga, traktowanego raczej jak figura retoryczna niż realna osoba. W węgierskich szkołach los taki spotkał dzieło księciaRakoczego, wypatroszone z religijnego kontekstu i znane jakoWyznania,podczas gdy jego pełny tytuł brzmi:Wyznania grzesznika, który pochyliwszy sięnad żłóbkiem nowo narodzonego Zbawiciela opłakuje z gorycząw sercu swe minione życie i wspomina doznane łaski oraz roztaczaną nad nim opiekę Opatrzności.Gdyby zWyznańśw. Augustyna wyrzucić wszystkiezdania kierowane ku Bogu, najprawdopodobniej z całegodzieła nie pozostałoby nic.
PodobnieWyznaniaksięcia Rakoczego bez odniesienia do Osoby adresata, czyliWszechmogącego, tracą sens. Ferenc II zaczął je pisaćw klasztorze kamedułów w Grosbois, gdzie przezdłuższy czas prowadził pełne umartwień, ascetyczneżycie. Jego zapiski pomyślane były bardziej jako spowiedź pokutnika niż memuary męża stanu. Tylkow tym kontekście można zrozumieć, dlaczego tak często nieoszczędza siebie, pisząc wiele o swym słabym charakterze, ułomnościachi grzechach. Ujawnia nawet swoje niecne uczynki, przy popełnieniu którychnie było świadków, a więc ich przemilczenie nie mogłoby narazić go na zarzuthipokryzji. Opisuje na przykład, jak ukradł pewnemu jezuicie w Nysie kompas i lornetkę, albo jak będąc w Warszawie poszedł na dziwki:„Popełniłem grzech i Ty, Boże, widziałeś wszystko, choć zrobiem toukradkiem. Oddałem się temu niegodziwemu uczynkowi z pełną świadomością, licząc na Twe Miłosierdzie. Takie więc były akty dziękczynienia, jakie Ciskładałem za tyle dobrodziejstw, dzięki którym wydostałem się z więzienia.Całkowicie z własnej woli rzuciłem się ponownie w sidła szatana. I cóż Cipowiem, Słodyczy mej duszy? Nie chcę szukać żadnych wykrętów, aby sięusprawiedliwić. I przedtem bywałem grzesznikiem, lecz to nieświadomośćlub może raczej przemożna siła cielesnej miłości popchnęła mnie do grzechu. Nic z tego nie miało udziału w moim ohydnym uczynku. Wiedziałem,iż źle czynię, i nawet podczas występku czułem wyrzuty sumienia.
Nie kochałem wcale tej plugawej kurtyzany, a jednak wybrałem ją zamiastCiebie. Wyznaję Ci', Panie, mój grzech i spowiadam się z mojej nieprawości.Twe rozgrzeszenie sprawia mi ból. Proszę Cię, nie oszczędzaj mnie, pomnóżjeszcze mą żałość. Zaiste, nic innego nie przywiodło mnie do tak wielkiejzbrodni, jak tylko czysta zwierzęcość i być może z tej przyczyny grzech ów jestcięższy od wszelkich innych, którymi obraziłem Twój Majestat."
Klęska powstania Rakoczego spowodowała pogłębienie się stanu zależnościWęgier od Wiednia, który prowadząc politykę kolonizatorską i nie licząc sięz lokalną autonomią podporządkowywał sobie wciąż nowe obszary życia.Węgry znalazły się w ucisku monarchii nazywanej niekiedy absolutyzmemkatolickim, o której można śmiało powiedzieć, że była bardziej absoluty-styczna niż katolicka. Władcy habsburscy, z jednej strony, deklarowali sweprzywiązanie do rzymskiej ortodoksji, z drugiej zaś - systematycznie ograniczali prawa Kościoła. Maria Teresa zabroniła np. biskupom węgierskimutrzymywania bezpośrednich kontaktów ze Stolicą Apostolską, a żadna bulla czy encyklika nie mogła być publicznie odczytana bez jej zezwolenia. Jejnastępca Józef II zlikwidował z kolei większość zakonów i kongregacje mariańskie w całym cesarstwie.
Przez ponad sto lat Węgrzy, jakby porażeni dotychczasowymi porażkamii sparaliżowani terrorem, nie wszczynali działań zbrojnych. Gdy była ku temuokazja, szlachta węgierska nie zbuntowała się w 1741 roku przeciw Marii Teresie, a nawet uratowała dla cesarzowej tron. Rebelia antyhabsburska wybuchła dopiero, gdy ucisk zelżał, a władze zaczęły iść Węgrom na ustępstwa.Stało się to w roku 1848, zaledwie cztery lata po tym, jak Wiedeń zezwolił nawprowadzenie jako oficjalnego języka węgierskiego - w miejsce używanej dotej pory łaciny. Wiosna Ludów mogła zakończyć się zwycięstwem Węgrówi odzyskaniem przez nich niepodległości, gdyby nie interwencja Rosji, któraprzyszła na pomoc Habsburgom. Powstanie utopiono we krwi.Wszystkie te wydarzenia sprawiały, że najbardziej charakterystyczną cechąmentalności Węgrów nadal pozostawał przemożny smutek. Pogłębiało go poczucie - jak określił to jeden z wybitnych hungarystów - „osamotnienia rasowego". Inne podbite sąsiednie narody (Polacy, Czesi, Słowacy, Chorwaci, Serbowie) były przeważnie słowiańskie i mogły odwołać się do poczucia pewnejponadnarodowej wspólnoty oraz solidarności (korzystała na tym Rosja, umiejętnie podsycając nastroje panslawistyczne np. wśród Czechów lub Serbów).Węgrzy nigdzie w Europie nie mieli narodów sobie pokrewnych. W dodatkuw XIX wieku uczeni, zwłaszcza związani z kręgami wiedeńskimi, zaczęli propagować tezę, że Węgrzy wywodzą się od plemion ugro-fińskich. Austriackapropaganda wykorzystywała ten fakt, przedstawiając Węgrom jako ich przodków - niskich, skośnookich, krzywonogich myśliwych z dalekiej Północy.
Napytanie, dlaczego wobec tego Węgrzy dzisiaj wyglądają zupełnie inaczej, odpowiadano: to wpływ rasy germańskiej, która uszlachetniła rasę azjatycką. Byłto element szerszego oddziaływania kulturowego, w myśl którego wszystkoco wartościowe Węgrzy zawdzięczają Austriakom. W ten sposób zaszczepiano Madziarom niskie poczucie własnej wartości. Nie należy też zapominać, żewiek XIX był triumfem niemieckiego idealizmu, a jeden z jego czołowych reprezentantów - Herder - głosił, że w najbliższym czasie naród węgierski zniknie zupełnie, zalany przez morze narodów słowiańskich.Jak już wspomniano, w XIX wieku baron József Eótv6s napisał, że daremBoga dla Węgrów jest „święty smutek". Jan Pawet II, który nawiązał do tejcechy węgierskiego charakteru narodowego, uzupełnił, że smutek jest tylkowówczas święty, gdy nie jest bezpłodny. Wyrazem takiego właśnie smutkujest najwybitniejszy dramat nowożytnych Węgier -Tragedia człowiekaImre Madacha z 1862 roku, dzieło porównywane zFaustemGoethego czyNie-boskąkomediąKrasińskiego. Przedstawia ono losy człowieka w piętnastu odsłonach- od przeszłości biblijnej (scena kuszenia prarodziców w Raju), antycznej czyśredniowiecznej, przez teraźniejszość, do przyszłości (profetyczna wizjazautomatyzowanego społeczeństwa ludzkich termitów przywodząca na myślMetropolisFritza Langa) - w których bohaterami na przestrzeni dziejów są tesame trzy osoby: Adam, Ewa i Lucyfer. Ludzka historia wydaje się kończyćdoczesnym zwycięstwem potęg ciemności, a jednak ostatnie zdanie dramatubrzmi: „Człowiecze... Walcz, miej nadzieję - to twój los". Przesłanie Madacha jako żywo przypominaPrzesłanieHerberta: „Bądź wierny Idź".Postawiona przez węgierskiego dramaturga diagnoza sytuacji historycznej człowieka w świecie jest skrajnie pesymistyczna, jednak postulowanaprzez niego postawa zakłada heroizm. Z pewnością Madach mógłby podpisać się pod skreślonymi ponad pół wieku później słowami Oswalda Spengle-ra: „Urodziliśmy się w tej epoce i musimy dzielnie iść do końca drogą namwyznaczoną. Nie pozostaje nam nic innego. Jest naszym obowiązkiem wytrwać na straconej pozycji bez nadziei i bez ratunku. Wytrwać jak ów rzymski żołnierz, którego szkielet znaleziono przed bramą w Pompei, a który zginął, ponieważ podczas wybuchu Wezuwiusza zapomniano odwołać goz posterunku."W tej pesymistycznej diagnozie czai się jednak pokusa innego wyboru -pokusa rozpaczy.
Widać to najwyraźniej na przykładzie życiorysu hrabiego Istvana Szechenyiego, nazwanego przez przywódcę Wiosny Ludów, LajosaKossutha, „największym z Węgrów". Ten mąż stanu, który, z jednej strony,był tytanem pracy oraz inicjatorem wielu przełomowych dla kraju przedsięwzięć gospodarczych, społecznych i kulturalnych, z drugiej - popadał w stanydepresyjne, które ostatecznie doprowadziły go do samobójstwa w 1860 roku.Jeden z biografów Istvana Szechenyiego tak opisywał ostatnie lata życiajego ojca, hrabiego Ferenca: „w miarę lat wpadał w coraz czarniejszą melancholię, która przybierała charakter marzycielstwa religijnego, uciekającegood świata. Dom jego miał wygląd klasztoru, sam życie klasztorne prowadził,większą część dnia spędzał na modlitwie w kaplicy pałacowej. Ale choć zmarłdla świata, nie zapominał o cierpiących; w rzeczach dobroczynności oszczędność była mu obca. Katolik gorący, wolny był od fanatyzmu; z miłosierdziajego czerpali wszyscy bez różnicy wyznań. Pobudował dużo kościołów ZIMA-200043i szkół, mając zaś w dobrach swoich sporo poddanych kalwinów, w równymstopniu uwzględniał ich potrzeby religijne i oświatowe. Zmarł w roku 1820."W rodzie Szechenyich żywa wiara katolicka była tym bezpiecznikiem,który nie pozwalał melancholii przemienić się w rozpacz. Kiedy czynnika tego zabrakło, przyszedł wybór samobójstwa. Samobójstwo, zwłaszcza w wieku XX, stało się węgierskim problemem narodowym. Nie tylko dlatego, żena taki krok zdecydowało się wielu wybitnych Węgrów, jak np. poeci i pisarze Gyula Juhasz, Attila József czy Imre Sarkadi, ale przede wszystkim dlatego, że od wielu lat Węgry pod względem liczby samobójstw zajmują niezmiennie pierwsze miejsce na świecie. Jak zauważył jeden z zachodnichteologów, który niedawno odwiedził Węgry, „duch depresji zawisł nad krajem". Wydaje się to być związane z postępującą sekularyzacją, która sprawia,że w obliczu życiowych dramatów ludzie skłonni do melancholii zamiast heroizmu wybierają samounicestwienie. Nie posiadają bowiem żadnej metafizycznej sankcji, w imię której gotowi byliby do cierpień i poświęceń.
Historia najnowsza nie oszczędzała Węgrów. Szczególnie tragiczne dla nichwydarzenia poprzedzone zostały półwieczem nazywanym w węgierskiej historiografii „złotym okresem". Zaczął się on w roku 1867, kiedy to zawartougodę austro-węgierską przekształcającą monarchię habsburską w państwo dualistyczne, w którym Węgry stały się obok Austrii równoprawnym podmiotem państwowym. Krok taki wymusiła na Wiedniu klęska w wojniez Prusami - Austriacy zrozumieli, że mogą pożegnać się z marzeniami o mo-carstwowości, jeśli nie zapewnią sobie poparcia Węgrów. Kres marzeniompołożyłaIwojna światowa, która pogrzebała nie tylko monarchię habsburską, lecz również Królestwo Węgier w ich historycznym kształcie. Na mocytraktatu pokojowego z Trianon Węgry utraciły aż siedem ósmych swego terytorium i jedną trzecią rodaków, którzy znaleźli się w granicach państwachościennych. Dążenie do zrewidowania niekorzystnego układu trianońskiegopchnęło Budapeszt do przystąpienia doIIwojny światowej po stroniepaństw Osi. Klęska, jaka potem nastąpiła, przypieczętowana została zagarnięciem przez sowiecką Rosję do swej strefy wpływów całych Węgier. Z kolei próba zrzucenia sowieckiej zależności w 1956 roku zakończyła się zbrojną interwencją Kremla i krwawą pacyfikacją powstania.Ten kontekst historyczny pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego w utworachmuzycznych Beli Bartoka czy Zoltana Kodalya jest tak wiele smutku i rzewności, dlaczego w filmach Zoltana Huszarika czy Miklósa Jancsó panuje nastrójmelancholii, dlaczego w esejach Beli Hamvasa czy Tomasa Molnara dominujepesymistyczne spojrzenie na dzieje ludzkie i kondycję człowieka. Wspomnianitwórcy potrafili uogólnić doświadczenie węgierskości tak, by stało się ono uniwersalną figurą rozpięcia międzyacediaavirtus,między rezygnacją a dzielnością. Przebywający na emigracji w Stanach Zjednoczonych Tomas Molnar jedną ze swoich książek, diagnozujących współczesny kryzys cywilizacyjny,zamknął jednak stwierdzeniem, że pośród wszystkich pesymistów tego światachrześcijanie posiadają nadprzyrodzoną broń, której nie mają inni - Nadzieję.
SONIA SZOSTAKIEWICZ
Pismo Poświęcone Fronda nr 21-22